Medycyna w sztuce po krakowsku
Modele broni wykonane z tabletek przeciwbólowych, przejmująca fotografia tematycznie związana z wojną na Ukrainie nawiązująca do dzieł malarskich, np. „Lekcji anatomii doktora Tulpa” autorstwa Rembrandta, to tylko niektóre ze 160 prac prezentowanych w krakowskim Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK.
Foto: Ryszard Golański
Wystawa zatytułowana „Medycyna w Sztuce” zajmuje całe piętro poziomu 0 i jest szóstą z cyklu „Świat poprzez sztukę”, który konfrontuje artystyczne wizje z najważniejszymi zjawiskami życia społecznego, kondycją człowieka, jego miejscem w środowisku – rodzinie, pracy, społeczności. Dotychczas podejmowano tematy historii, sportu, ekonomii, zbrodni, gender. Malarstwo, rzeźba, instalacje odnoszą się do problemów cywilizacyjnych, z którymi boryka się współczesny człowiek.
Dyrektor MOCAK i jedna z kuratorów wystawy, Maria Anna Potocka, w opracowaniu wydanym na tę okoliczność podkreśla, że „zachodnie” podejście do medycyny ma charakter dialektyczny. – Chcemy, aby była gotowa przyjąć nas w każdej chwili, ale jednocześnie wolimy trzymać się od niej z daleka – zaznacza Potocka. Uważa, że takie podejście dotyczy kultur, w których dominuje medycyna naprawcza, gdzie obraz choroby to obraz ludzkiego nieszczęścia, rujnującego dotychczasowe życie. Wystawa ma jednak charakter symboliczny, nie sprawozdaje tego, co dzieje się w czasie choroby, ale pokazuje złożoność relacji zachodzących pomiędzy ciałem i duszą, kryjących się pod szeroko pojętym terminem medycyna.
Dręczyciel ludzkiej egzystencji
Kurator Potocka wskazuje zarazem, że medycyna jest źródłem wielu tematów, które w różny sposób „dręczą” ludzką egzystencję. Jest tym samym wymarzonym polem dla sztuki. Rozwijając tę myśl, przekonuje, że artyści doskonale wyczuwają „dostawców symboli”, a medycyna jest takim dostawcą i to wszechstronnym. Wie, co znaczy być skazanym na śmiertelność, a więc rozumie ból i chorobę, ciało i śmierć. Towarzyszy człowiekowi w najtrudniejszych momentach, budząc nadzieję i dając wsparcie.
W tej retoryce mieści się Marina Abramović, artystka, której „Akt ze szkieletem” (performance, wideo) pokazuje ludzkie ciało równocześnie jako temat i medium sztuki. Jej performance’y zawsze mają wydźwięk symboliczny, szerszy, nawet z podtekstem politycznym, choć wywodzą się z osobistych doświadczeń i wizualizują prywatne konflikty. Cykl obrazów Marka Gilberta prezentowanych na wystawie powstał z inspiracji profesora Iaina Hutchisona, chirurga plastycznego specjalizującego się w rekonstrukcji twarzy. Jego projekt Saving Faces, prowadzony od 1990 r. opiera się na współpracy lekarza i artysty.
W londyńskim Szpitalu św. Bartłomieja profesor przeprowadza operacje twarzy zdeformowanych przez choroby i urazy, a malarz Mark Gilbert portretuje pacjentów na różnych etapach tego leczenia. Dzięki wcześniejszemu poznaniu portretowanego i jego historii artysta oprócz wyglądu zewnętrznego oddaje także charakter tego człowieka i jego emocje. Artystę interesuje terapeutyczna funkcja portretu osób po poważnych operacjach twarzy. Konfrontując widza ze zdeformowaną fizjonomią, skłania go do zadawania pytań o źródła własnej ciekawości w zetknięciu się z tego rodzaju obrazem, do refleksji na temat cierpienia.
Medycyna jak religia
Współcześnie, kiedy kultywowane jest zdrowe i piękne ciało, pojawienie się choroby odbierane jest jak coś wstrząsającego, a nawet niestosownego. W takich sytuacjach – jak pisze Maria Anna Potocka – człowiek ma skłonność do traktowania medycyny jak religii, a lekarzy jak magów, do których „modli” się, wierząc w ich możliwości zaczarowania sytuacji, odwrócenia złego losu. Dodaje, że medycyna jest ekranem, jak również narzędziem naprawczym ujawniającym skalę ludzkiego nieprzystosowania do faktu przemijalności. Cyklem nawiązującym do tej tezy są fotografie urazów wojennych oraz zdjęcia chorych wykonane przez Martę Antoniak w Muzeum Wydziału Lekarskiego UJ w Krakowie. Na płaskie, realistyczne wizerunki artystka nałożyła za pomocą farby i nadtopionego plastiku zmiany chorobowe.
Kontrast użytych środków wyraźnie oddziela elementy zdrowe od zniekształconych. To pokazuje jak chorzy, szczególnie na nowotwory, chcą wierzyć, że można je wyciąć, usunąć, pozbyć się ich. Choroba nowotworowa to również temat prezentowanego na wystawie filmu Beatriz da Costy, która udokumentowała swój pobyt w nowojorskim szpitalu i przegraną walkę z tą chorobą. Autorka tego wstrząsającego filmu wkrótce po jego realizacji zmarła. Film jest postrzegany jako próba pomocy w konfrontacji z podobną traumą.
Wymownym ukłonem w stronę mocy tkwiących w medycynie jest wideoinstalacja autorstwa Iai Filiberti i Debory Hirsch, które podjęły temat komórek nowotworowych HeLa pobranych w 1951 r. od Henrietty Lacks, kobiety chorej na raka. Komórki te nazywane są nieśmiertelnymi, ponieważ w laboratoriach na całym świecie wciąż służą do przeprowadzania eksperymentów. W instalacji wykorzystano kopie artykułów naukowych. Te, które wspominają Henriettę Lacks opatrzono pieczątką approved (przyjęte), te, które ją pomijają – rejected (odrzucone). Eksperymenty na komórkach HeLa przyniosły zyski i żyjąca w ubóstwie rodzina Henrietty chciałaby uzyskać tantiemy z użytkowania ich genotypu. Autorki tej instalacji często wykorzystują w swoich pracach wizerunki osób ze świata kultury i polityki.
Trudny dialog
Bioetyk Adam Kowalik w jednym z wywiadów powiedział, że ta wystawa nie jest łatwa w odbiorze, daje do myślenia i rozdrapuje egzystencjalne rany. Być może odziera też z samozadowolenia, ale sztuka współczesna ma to do siebie, że wchodzi w trudny dialog z odbiorcą. Potwierdza to Zbigniew Libera, który w swojej pracy przedstawił nazwę preparatu eksperymentalnego Placebo, substancji obojętnej, nie mającej wpływu na stan zdrowia pacjenta, podawanej jednak choremu jako terapię, o czym nie jest on informowany. W ten sposób w medycynie obok skuteczności leku właściwego bada się wpływ sugestii na leczenie.
Ten przekaz Libery można rozumieć szerzej jako komentarz do innych mechanizmów życiowych, które tracą swoją siłę sugestii, kiedy ich działanie zostanie ujawnione. Autor absurdalizację rzeczywistości połączył z ironią i jest to jedna z metod tworzenia tego artysty. Kiki Smith eksploruje z kolei temat zwierzęcej strony natury człowieka. Rzeźba jej autorstwa wykonana ze skorodowanego żelaza odzwierciedla naturalnej wielkości system trawienny. Skorodowanie jest odbierane jako abstrakcja, która nas nie dotyczy. Ta konfrontacja człowieka z własnymi wnętrznościami jest jakimś wyparciem wynikającym z lęku przed zbytnim zagłębianiem się w fizyczne uwarunkowania jego istnienia.
Temat ten zyskuje dosadną formę i jest punktem wyjścia do rozważań nad duchowością człowieka. Grzegorz Sztwiertnia w swoich pracach nawiązuje do struktury skóry, jako pojemnika dla organów wewnętrznych. Ich ważnym aspektem jest problem utrzymania równowagi – choroba jednego z narządów skutkuje zaburzeniami w całym organizmie. Jest to abstrakcja inspirowana anatomią ludzkiego ciała. Podobnym w przekazie, choć bardziej skłaniającym się ku surrealizmowi jest autoportret Meret Oppenheim wykonany w technice zdjęcia rentgenowskiego. Oprócz układu kostnego widać biżuterię, a w podpisie datę urodzenia artystki oraz rok, którego chciałaby dożyć. Portret nieodłącznie kojarzy się ze śmiercią, łącząc tym samym ulotność z ponadczasowością sztuki.
Cała wystawa jest zresztą uniwersalnym przekazem, że nie uciekniemy od choroby, starości, śmierci, a więc lekarza i medycyny. Jest także refleksją, że sztuka może mieć nie tylko wymiar estetyczny, ale też terapeutyczny.Wystawa „Medycyna w sztuce” cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Do 18 sierpnia zwiedziło ją 50 tys. osób i będzie trwała do 2 października. „Gazeta Lekarska” jest jednym z patronów medialnych tego przedsięwzięcia.
Lucyna Krysiak
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 8-9/2016