Nie miałbym nic przeciw nowemu prawu
Jestem lekarzem, który 31 października br. ukończył podyplomowy staż lekarski. Ja i wielu moich znajomych przechodziliśmy w ostatnich miesiącach przez procedurę naboru na specjalizacje. Wielu z nas nie dostało się na nasze wymarzone specjalizacje. Ja też jestem w takiej sytuacji. Zawsze marzyłem o ginekologii i położnictwie.
Foto: freeimages.com
Ta specjalizacja była dla mnie w pewnym sensie powołaniem i wielkim marzeniem. Niestety nie udało mi się spełnić tych marzeń teraz. Było tylko jedno miejsce rezydenckie na województwo kujawsko-pomorskie.
Z tego, co wiem, taka sama sytuacja była we wszystkich województwach oprócz śląskiego i mazowieckiego. Tam były dwa. Proszę mi wierzyć, w takiej sytuacji strasznie trudno się dostać, nawet z tzw. odwołania. Z perspektywy czasu wiem, że nie dostałbym rezydentury z ginekologii i położnictwa w tej sesji.
Nie mogę sobie pozwolić na to, aby rodzice mnie utrzymywali, musiałem iść do pracy, więc postanowiłem, tak jak wielu moich starszych znajomych lekarzy, spróbować spełnić swoje największe marzenie w następnej sesji egzaminacyjnej, a póki co pracować tam, gdzie się dostałem.
Niestety jednak, przepisy zawarte w art. 3. Ustawy „O zmianie niektórych ustaw w związku z realizacją ustawy budżetowej” (druk nr 2854) z 29 października 2014 r., dotyczące art. 16 Ustawy o Zawodach Lekarza i Lekarza Dentysty z dnia 5 grudnia 1996 r. uniemożliwiają mi to. W takiej sytuacji jest wielu moich kolegów i koleżanek.
Zmiana art. 16d ust. 3 i 4, uniemożliwiająca lekarzom ponowne podejście do rekrutacji w celu odbywania szkolenia w innej dziedzinie, jest dla nas bardzo krzywdząca i jednocześnie nie może w żaden sposób wpłynąć na tzw. blokowanie rezydentur, ponieważ ludzie, którzy dostaną się tam, gdzie najbardziej chcą, automatycznie zwolnią dotychczasowe miejsce dla innych, dla których akurat to miejsce będzie wymarzone.
Nowe przepisy w sposób znaczący ograniczają mi, moim znajomym i zapewne wielu innym młodym lekarzom możliwość zmiany drogi życiowej i realizacji marzeń. Kolejną kwestią jest czas i sposób uchwalania nowego prawa. Proszę o zwrócenie uwagi na fakt, że projekt wyżej wspomnianej ustawy ma datę 29 października 2014 r. – pięć dni przed ogłoszeniem pierwszych wyników jesiennej sesji naboru na specjalizacje!
Czyli wówczas, gdy już wszyscy mieli wygenerowane wnioski elektroniczne (do 30 września) i złożone dokumenty w odpowiednich urzędach wojewódzkich. Co więcej, powiedziano mi w Wydziale Zdrowia Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy, że już samo zakwalifikowanie się przekreśla możliwość zmiany. Czy dana osoba podejmie pracę, jest bez większego znaczenia, bo liczy się to, że jest już zakwalifikowana.
Nie miałbym nic przeciw nowemu prawu, gdyby rząd ogłosił zamiar uniemożliwienia ponownego naboru na specjalizację w trybie rezydenckim w lipcu, sierpniu. Każdy miałby czas do namysłu i dostosowania się do nowej sytuacji. Gdybym miał tę wiedzę, to podjąłbym inne decyzje.
Pomimo tego, że wiem, że teraz nie dostałbym się na wymarzoną rezydenturę, to i tak składałbym na położnictwo i ginekologię, gdyż zachowałbym szanse na osiągnięcie upragnionego celu w kolejnej sesji i nie podejmowałbym innej specjalizacji. A tak, ja i wielu młodych lekarzy zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym i prawdopodobnie definitywnie straciliśmy możliwość realizacji życiowych marzeń.
Brak jakichkolwiek przepisów przejściowych jest właśnie dla mojego rocznika lekarzy stażystów najbardziej dotkliwy. Decyzję podejmowaliśmy w innych warunkach, a przyszło nam pracować w innych. Chyba każdy z nas chciałby leczyć się u lekarza, który jest pasjonatem danej dziedziny wiedzy, a nie takiego, który pracuje, bo musi gdzieś pracować.
Wielu mówi, że lekarze masowo wyjeżdżają z Polski, obawiam się, że tego typu zmiany mogą mocno nasilić to zjawisko. A co zrobić, gdy np. ktoś poszedł na onkologię i po roku psychicznie nie daje rady albo gdy poszedł na chirurgię ogólną i okazuje się, że nie nadaje się do leczenia zabiegowego, ale świetnie za to radzi sobie z lekami (byłby np. dobrym internistą)?
Długo zastanawiałem się, jak wybrnąć z tej patowej sytuacji. Zdaję sobie sprawę, że aparat państwowy chce racjonalnie wydawać środki na szkolenie, ale pieniądze to nie wszystko. Ktoś może być dobrym specjalistą, ale nie odnajdzie się od razu. Jeszcze raz przytoczę sztandarowy przykład lekarza rezydenta onkologii, który psychicznie nie daje rady.
Jest kilka możliwości, np. każdy może zmienić specjalizację tylko raz i tylko w trakcie pierwszego roku szkolenia specjalizacyjnego itp. Ciekawym pomysłem jest możliwość zmiany, ale potencjalny rezydent dostaje pieniądze tylko za pierwszych pięć lub sześć lat (czas trwania pierwotnej rezydentury). Pozwolą Państwo, że opiszę na przykładzie: ktoś dostał się na ortopedię, a po roku zmienił na urologię (przyjmijmy, że każda z tych specjalizacji trwa 6 lat).
W takim przypadku na urologii będzie miał płacone tylko pierwszych 5 lat, bo jeden rok wykorzystał na ortopedii. Na szóstym roku będzie musiał się utrzymać np. z dyżurów. Państwo sumarycznie ma to samo (6 lat ortopedii lub w razie zmiany 1 rok ortopedii i 5 pierwszych lat urologii), a młodzi ludzie mają możliwość zmiany.
W związku z zaistniałą sytuacją proszę Państwa o informacje ten temat. Czy Naczelna Izba Lekarska zamierza jeszcze coś z tym zrobić, czy sprawa jest już definitywnie przegrana?
Jacek Aleksander Pawski
Komentarz do listu „Nie miałbym nic przeciw nowemu prawu”
Procedura zastosowana w przypadku ustawy „o zmianie niektórych ustaw w związku z realizacją ustawy budżetowej” („na oko” niemającej nic wspólnego z młodymi lekarzami, a w rzeczywistości zmieniająca zasady regulujące proces specjalizacji), jest przykładem wyjątkowej arogancji władzy i manipulacji ze strony Ministra Zdrowia.
Foto: Mariusz Tomczak
Projekt zmian został włączony do jednej z idących „szybką ścieżką” tzw. ustaw okołobudżetowych, mimo że dotyczy czegoś zupełnie innego. W ten sposób „gospodarzem” projektu stał się Minister Finansów i rząd podstępnie uniknął normalnie obowiązujących konsultacji zewnętrznych ze środowiskiem medycznym. Mimo pominięcia samorządu na etapie prac rządowych i trudności czynionych także w Sejmie, przedstawiciele NRL bardzo ostro interweniowali podczas prac nad projektem w Parlamencie, niestety bez żadnego rezultatu.
Dalsze interwencje (już po uchwaleniu ustawy przez Sejm) także nie przyniosły efektu. Przykładem zupełnego braku woli do dialogu na temat ewentualnego poprawienia zmienionej ustawy „o zawodach lekarza i lekarza dentysty” jest list, który jako odpowiedź na liczne interwencje czynione m.in. przez Komisję Młodych Lekarzy NRL napłynął od dyrektora Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wyższego Ministerstwa Zdrowia Jolanty Orłowskiej-Heitzman: nie widzi ona niczego złego w blokowaniu młodym lekarzom możliwości zmiany specjalizacji.
Niestety to nie samorząd podejmuje decyzje w tej sprawie i w chwili obecnej nie ma realnej możliwości zmiany obecnej sytuacji.
Konstanty Radziwiłł
Sekretarz Naczelnej Rady Lekarskiej
List do redakcji, jak i odpowiedź, zostały opublikowane w „Gazecie Lekarskiej” nr 4/2015
Chcesz wiedzieć więcej o studiach, specjalizacjach i egzaminach, a także pracach Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wyższego Ministerstwa Zdrowia? Zobacz tutaj.