Nie stygmatyzujemy. Jak „odczarowywać” leczenie psychiatryczne?
Jestem lekarzem psychiatrą specjalizującym się w leczeniu lekarzy. Przeczytałam z zainteresowaniem (…) wywiad z Prof. Heitzmanem w kwietniowym numerze „Gazety Lekarskiej”. Ostatnie pytania dotyczyły kondycji psychicznej lekarzy i zaburzeń psychicznych wśród lekarzy. Nie jestem w stanie zgodzić się z częścią twierdzeń Pana Profesora.
Foto: pixabay.com
Według badania EZOP co czwarta osoba w naszym społeczeństwie ma zaburzenie psychiczne. Zdecydowana większość tych osób jest w stanie z powodzeniem pełnić wszelakie zawodowe i społeczne role!
Sugerowanie, że „lekarze z depresjami, z psychozami…” to osoby, które należy „kierować do prac (…) o charakterze administracyjnym” stoi w ogromnej sprzeczności z destygmatyzacją, która jest światowym nurtem w psychiatrii.
Zapewne jest to niefortunny skrót myślowy – oczywiście osoba w ostrej psychozie nie jest w stanie wykonywać de facto żadnego zawodu. Ale lekarz chorujący na np. depresję nawracającą lub dwubiegunową (które w świetle klasyfikacji psychiatrycznej są przecież chorobami psychicznymi), który jest objęty dobrą, regularną opieką, może być świetnym fachowcem i nie ma powodów, by odsuwać go od pracy z pacjentem!
Mam ogromny sprzeciw wobec beztroskiego uogólniania jednostkowych sytuacji na całe grupy, których to zagrożenie nie dotyczy. To jest krzywdzące i podtrzymuje stygmatyzację. Obawiam się, że lekarz, który rozważał zasięgnięcie fachowej porady psychiatry, ale wcześniej przeczyta wywiad z Profesorem, może zmienić zdanie z obawy, że psychiatra „zabierze” mu prawo wykonywania zawodu.
Taki lekarz będzie się leczył sam albo zgodnie ze społecznym przyzwoleniem zacznie sięgać po alkohol (w końcu alkohol jest bardziej akceptowany niż „psychotropy”). Tym samym, zamiast zachęcać i „odczarowywać” leczenie psychiatryczne, autorytet z dziedziny psychiatrii tworzy atmosferę zagrożenia i stygmatyzacji. Nie zgodzę się też z tym, że każdy lekarz, który sam sobie przepisuje leki, staje się lekomanem! Bardzo często jest zupełnie na odwrót.
Magdalena Flaga-Łuczkiewicz
* * *
Odpowiedź
Z uwagą zapoznałem się z reakcją Pani Doktor Magdaleny Flagi-Łuczkiewicz na wywiad, jakiego udzieliłem „Gazecie Lekarskiej”. W pełni zgadzam się z opinią Pani Doktor w kwestii niestygmatyzowania każdego chorego, również gdy jest nim lekarz chorujący na zaburzenia psychiczne.
Ten pogląd jest mi szczególnie bliski, bo całą swoją aktywność zawodową właśnie temu poświęcam. Zwłaszcza, by nie różnicować chorych na tych lepszych i gorszych – bo chorych psychicznie. Problem w wywiadzie, do którego się Pani odnosi, był jednak inny. Pytanie, które zostało mi zadane, dotyczyło zawieszania prawa wykonywania zawodu lekarza z powodu jego choroby psychicznej. Nie chodziło tu o domysły, tylko o odniesienie się do faktu niezdolności do pracy w zawodzie z powodu choroby psychicznej – psychozy.
Już samo wszczynanie takiej procedury jest w moim odczuciu trudne i bardzo obciążające. Przecież decyzja samorządu lekarskiego, nawet bardzo wnikliwa i obiektywna, może pozbawić lekarza podstaw nie tylko egzystencji materialnej, ale i sensu życia, bo dla wielu lekarzy niezależnie od choroby, zawód lekarza jest jednak poświęceniem i powołaniem.
Gdy przyczyną tego staje się choroba – coś, co w sposób niezawiniony dodatkowo go obarcza cierpieniem, można zastanawiać się nad koniecznością przeformułowania procedury takiej decyzji będącej mimo wszystko – sankcją za bycie chorym. Być może zmiany wymaga samo zdefiniowanie zawieszenia prawa wykonywania zawodu lekarza z powodu choroby, właśnie przez fakt, że cierpiącego lekarza dotkniętego chorobą umysłu naznacza się i piętnuje.
Z drugiej strony, samorząd lekarski ma stać na straży najwyższego poziomu świadczonych usług medycznych, gdzie nie można przyzwolić na usprawiedliwione chorobą psychiczną błędy medyczne. To nadrzędna odpowiedzialność za czyjeś życie i zdrowie, ale też za chorującego psychicznie lekarza, który w tej chorobie nie traci całkowicie krytycyzmu i może być zawodowo czynny, upoważnia izby lekarskie do decyzji, by zminimalizować ryzyko szkody medycznej.
W swojej odpowiedzi na pytanie o najczęstsze psychiatryczne przyczyny zawieszania prawa wykonywania zawodu, wskazałem te, z którymi stykamy się najczęściej: zespół zależności alkoholowej będący tzw. chorobą alkoholową, uzależnienie od leków (najczęściej benzodiazepin), a w dalszej kolejności choroby psychiczne. Oczywiście takie, które (co sama Pani Doktor zauważyła) eliminują z możliwości świadczenia pracy. Chodzi tu o psychozy bądź z kręgu schizofrenii, bądź choroby afektywnej.
Moja wypowiedź nie dotyczyła zatem zaburzeń depresyjnych niepsychotycznych, stanów lękowo-depresyjnych, nawracających niepsychotycznych epizodów depresyjnych itp. Twierdzi Pani Doktor, że „osoba w ostrej psychozie nie jest w stanie wykonywać de facto żadnego zawodu”. Trudno mi się z tym zgodzić. Ostra psychoza przecież nie trwa wiecznie czy latami. Jej cechą jest ustępowanie pod wpływem leczenia objawów zaburzonego myślenia czy spostrzegania.
Choć niekiedy ma tendencję do zaostrzania się, stany te są krótkotrwałe, po których następuje okres remisji objawów. Jednak nawet uporczywe objawy psychotyczne nie niszczą podmiotowości pacjenta, jego prawa do godności, potrzeby przynależności, prawa do pracy. Stąd dla tej grupy chorujących, różnych zawodów i profesji, też medycznych, mamy obowiązek zapewnienia miejsc pracy o niskim ryzyku.
Warto wspomnieć i o tym, że zawieszenie prawa wykonywania zawodu z powodu niezdolności do jego wypełniania nie jest i nie może być przysłowiowym skazaniem kogoś na śmierć zawodową. Orzeczenie, z reguły ma charakter czasowy i przy utrzymującej się poprawie stanu zdrowia, po przeprowadzeniu opartej o badanie ekspertów komisyjnej ocenie, prawo wykonywania zawodu lekarza zostaje przywrócone.
Samo mówienie o chorujących psychicznie i uzależnionych przedstawicielach naszego zawodu nie będzie „stygmatyzowaniem psychiatrią”. Więcej, destygmatyzowanie to dostrzeganie problemu i szukanie rozwiązań, organizowanie wsparcia i pomocy. Nie sposób nie odnieść się do przywoływanej diagnozy depresji. Zaburzenia depresyjne są na tyle powszechne, że czynienie z faktu leczenia się z tego powodu – czynnika dyskryminującego zawodowo byłoby działaniem niczym nieuzasadnionym i szkodliwym, tak się zresztą nie dzieje.
Z drugiej strony w spektrum objawowym choroby afektywnej, psychotycznej i nawracającej depresji ujawniają się również myśli i działania suicydalne, głęboko destrukcyjne. Niestety, samobójstwa wśród lekarzy również się zdarzają i nierzadko dotyczą tych, którzy pozostali sami ze swoją depresją, nie chcieli ujawnić tej choroby i nie podejmowali leczenia, być może z lęku przed zawodowym odrzuceniem i naznaczeniem.
W tym kontekście przybliżenie zagadnień własnego zdrowia psychicznego musi iść równolegle z tworzeniem klimatu wsparcia, zaufania, dawania poczucia bezpieczeństwa i nadziei na wyleczenie. Podobnie problem uzależnionych lekarzy nie tylko od alkoholu, ale i od leków, nie jest bagatelny. Dotyczy to lekarzy na całym świecie. Warto sięgnąć do licznych publikacji, które analizują to zagadnienie i szukają środków zaradczych.
Najważniejsze jest jednak kierowanie się zasadą, że nigdy sama diagnoza, nawet bardzo poważna, nie powinna kogokolwiek eliminować z możliwości wykonywania zawodu i pracy. Jedynie jej skutki, gdy mogą stać się dla kogoś zagrożeniem – nie automatycznie, ale przecież wnikliwie, muszą być analizowane. Stare zasady naszego zawodu: „Primum non nocere” Horatiusa i „Medice, cura te ipsum” – są stale aktualne.
Prof. IPiN dr hab. Janusz Heitzman