Prezes NRL: wygrywa interes polityczny, nie merytoryka
Zbliża się termin ogłoszenia wyników audytów wykonanych przez Polską Komisję Akredytacyjną i ewentualnego przyznania limitów przyjęć na studia lekarskie prawie szkołom. A te, zgodnie z docierającymi do nas informacjami medialnymi, w przeważającej mierze zdążyły w ciągu kilku miesięcy przekształcić się w pełnoprawne uczelnie medyczne.
Sprzeciw Izby wobec obniżania standardów akredytacji podmiotów, a także – w efekcie – obniżania jakości kształcenia skutkującego produkcją prawie lekarzy został nie tylko zauważony, ale stał się również przedmiotem ataku decydentów.
Rozpoczął poseł Przemysław Witek (KO). Na antenie Polskiego Radia powiedział m.in.: „Uważam, że każdą pulę pieniędzy, którą wrzucimy do systemu, czy to będzie 10, 20, czy 100 miliardów, zjedzą lekarze. (…) Dotychczas każda próba korygowania reformy służby zdrowia kończyła się tym, że zjadał to biały personel – w tym głównie lekarze. I co należy zrobić? (…) Jedną rzecz. Musimy jak najszybciej wprowadzić na rynek jak najwięcej lekarzy. Co to oznacza? Wydział medyczny wszędzie. Ja wiem, że nie będą to lekarze idealni, mówi się o jakości kształcenia, gorszej… Ja bym wolał pójść do słabego, który ewentualnie skieruje do starszego, bardziej doświadczonego kolegi. A my mamy patologiczny system i kształcenia, i na uczelniach, i blokadę izby lekarskiej, co jest tajemnicą poliszynela”.
W związku z tą oburzającą wypowiedzią posła skierowałem pismo do premiera Donalda Tuska, z którym to pismem mogliście się Państwo zapoznać w naszych mediach. Wypowiedź posła, wynikająca – mam nadzieję – wyłącznie z niewiedzy, wpisuje się jednak w szkodliwą narrację, którą znamy od kilku lat. I choć poseł docenia nasze działania, podnosząc istniejącą „blokadę izby lekarskiej”, z ową narracją nie potrafiliśmy sobie poradzić nawet za pomocą merytorycznych argumentów i twardych danych zespołu ds. transformacji systemu działającego w NRL. Poradzić, to znaczy nie tylko pokazać, ale też przekonać polityków, jak naprawdę wygląda sytuacja i potrzeby, jeśli chodzi o liczbę lekarzy i jakość kształcenia. Wygrywa interes polityczny, a nie merytoryka.
Natychmiast po wypowiedzi posła mogliśmy obserwować pojawianie się kolejnych artykułów prasowych składających się w pewien cykl ataków na nasze środowisko. Najpierw mogliśmy przeczytać o „bajońskich zarobkach lekarzy”. Do takich publikacji jako środka walki z naszym środowiskiem jesteśmy już przyzwyczajeni, a pojawianie się ich w okresie napięcia między nami a rządem można gorzko określić jako standard. Większe zdziwienie wzbudził we mnie artykuł zamieszczony w jednym z dużych portali dotyczący wynagrodzeń lekarzy współpracujących z przemysłem farmaceutycznym, próbujący udowodnić tezę o ich zachłanności i niemalże spisku Big Pharmy i medyków.
W tym kontekście oprócz prostego wyjaśnienia, że współpraca lekarzy z przemysłem jest konieczna jako warunek postępu medycyny, a także, że trudno oczekiwać, aby firmy farmaceutyczne do wykładów czy szkoleń zatrudniały kierowców czy fryzjerów, warto z dumą podkreślić, że nasze środowisko samo dba o etykę tej współpracy. W Kodeksie Etyki Lekarskiej, którego nowelizacja wejdzie w życie 1 stycznia 2025 r., znajduje się cały rozdział dotyczący współpracy lekarzy z przemysłem. Wyjaśnienia i sprostowania w tej kwestii przekazujemy dziennikarzom. Kodeks Etyki Lekarskiej jest dokumentem, którego istnienie i treść chroni nas przed zarzutami nieprzywiązywania należytej wagi do kwestii etyki.
Co będzie dalej? „Blokada izby lekarskiej”, jak to określił wspomniany poseł, będzie trwać, bo musi trwać niezgoda na dewastowanie systemu kształcenia. Zachęcam wszystkie Koleżanki i Kolegów lekarzy do niepodejmowania pracy w prawie szkołach. W związku z napływającymi do NIL informacjami o próbach wywierania wpływu na lekarzy celem zmuszania ich do uczenia w tych jednostkach, Naczelna Rada podjęła stanowisko, w którym gwarantujemy wszelkie wsparcie lekarzom poddawanym takiej presji. Nie wahajcie się do nas zgłaszać.
Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej