Problem nie tylko od święta
Zatrważające, ale prawdziwe: aby pozbyć się z domu niechcianego czworonoga, trzeba bardziej się natrudzić niż w przypadku babci albo taty, którym się pogorszyło akurat przed Wigilią, gdy wokół tylu spraw trzeba się jeszcze zakręcić, a samochód stoi już spakowany i gotowy do wyjazdu.
Foto: kampania społeczna „Wspólne święta”
Warszawska Izba Lekarska zorganizowała przed Bożym Narodzeniem kampanię społeczną „Wspólne święta”, zwracającą uwagę na problem zostawiania w tym czasie osób starszych w szpitalu.
W kilkudziesięciu mazowieckich placówkach zawisły plakaty przypominające, że szpital to nie przechowalnia ludzi w podeszłym wieku, a medialny wydźwięk akcji nadał jej ogólnopolski charakter.
W środowisku lekarskim zjawisko jest dobrze znane od lat. Do SOR-ów trafiają starsi pacjenci, których po nawodnieniu lub wznowieniu farmakoterapii można szybko wypisać do domu, ale okazuje się to niemożliwe, bo bliscy (bliscy przynajmniej z formalnego punktu widzenia) wyjechali albo nie odbierają telefonu. Jest takich przypadków mnóstwo przez okrągły rok, ale przed najważniejszymi świętami i długimi weekendami zjawisko znacznie przybiera na sile.
Mamy do czynienia z dehumanizacją, która w wielu przypadkach ociera się o patologię. Z drugiej strony, czyż nie jest patologią, że państwo przyzwala na urządzanie ze szpitali przechowalni? Zatrważające, ale prawdziwe: aby pozbyć się z domu niechcianego czworonoga, trzeba bardziej się natrudzić niż w przypadku taty, mamy albo cioci, którym się pogorszyło akurat tuż przed Wigilią, gdy wokół tylu spraw trzeba się jeszcze zakręcić, a samochód stoi już spakowany i gotowy do wyjazdu. No bo jakiż to trud wezwać pogotowie?
W szpitalu podadzą leki, nakarmią i wypielęgnują. I oczywiście za nic nie trzeba płacić, nawet jeśli krewni zobowiązani do sprawowania opieki są na miejscu i widać, że chodzi tylko o i ich wygodę. Córka mojej pacjentki nie chciała zabrać mamy na święta do domu, tłumacząc to malowaniem jej pokoju… Moim zdaniem, znajomość poruszonego w kampanii „Wspólne święta” problemu jest w społeczeństwie nikła. Już tylko z tego względu warto byłoby akcję powtórzyć. Ale to zaledwie niewielki fragment narastającego problemu „chory w wieku podeszłym w szpitalu”, występującego w rozmaitych odsłonach na co dzień, a nie od święta. Polacy dłużej żyją, czym się chwalimy.
Nie ma wątpliwości, że zdecydowanie większa niż dwie, trzy dekady temu liczba osób w wieku podeszłym to zasługa medycyny. Zdecydowało o tym zniesienie limitu wieku w dostępie do diagnostyki i leczenia, znacząca poprawa w udzielaniu pomocy w stanach ostrych oraz skuteczniejsza terapia chorób przewlekłych. To powody do chwały, ale bardzo potrzebna jest np. szeroka, publiczna debata na temat uporczywej terapii z wypracowaniem możliwie jak najbardziej czytelnych zasad postępowania. Konieczne są zmiany organizacyjne, poprawiające dostępność do wielu procedur diagnostycznych i leczniczych w trybie ambulatoryjnym. Dziś nawodnienie dożylne w domu pacjenta to najczęściej problem nie do pokonania i zarazem częsty, banalny powód hospitalizacji, nie do zaakceptowania w sprawnie działającym systemie.
Z drugiej strony często się zdarza, że chorego w wieku podeszłym, którego udało się po raz kolejny uchronić od śmierci, nie ma gdzie wypisać, bo jest samotny, do powrotu do domu się nie nadaje, a na miejsce w niekomercyjnym domu opieki trzeba czekać przez lata. Profesor Religa miał ponad 10 lat temu pomysł, jak to poprawić. Niestety, nie mógł go zrealizować, a następcy nie przejęli pałeczki.
Sławomir Badurek, diabetolog, publicysta medyczny