Prof. Włodzimierz Gut: dystans ważniejszy niż noszenie maseczek
W jakim stopniu noszenie maseczek chroni przed zakażeniem koronawirusem SARS-CoV-2? Czy wszyscy powinni zasłaniać usta i nos?
Między innymi na te pytania odpowiada prof. dr hab. Włodzimierz Gut, biolog, specjalista w zakresie mikrobiologii i wirusologii, w przeszłości uczestnik badań dotyczących chorób zakaźnych realizowanych przez Światową Organizację Zdrowia (WHO):
– Jestem trochę sceptyczny wobec powszechnego obowiązku noszenia maseczek. Co do zasady zachowanie bezpiecznej odległości od innych jest ważniejsze od zakrywania nosa i ust w każdej sytuacji. Gdyby społeczeństwo było zdyscyplinowane i stosowałoby się do wszystkich reguł, takich jak np. utrzymanie bezpiecznego dystansu, to wszyscy mogliby chodzić po ulicach z odsłoniętą twarzą.
Mimo że trwa pandemia COVID-19, nie można popadać w żadne skrajności, bo samo stosowanie maseczek nie rozwiązuje żadnego problemu epidemiologicznego. Osłona nosa i ust stanowi tylko jedną z wielu barier fizycznych przed chorobami roznoszonymi drogą kropelkową, co w niektórych sytuacjach jest absolutnie niezbędne, ale nie stanowi panaceum przed zakażeniem się koronawirusem SARS-CoV-2.
Nie należę do wielbicieli powszechnego noszenia maseczek, bo ich używanie powinno być głęboko przemyślane i dostosowane do stopnia skażenia otoczenia, a nieprawidłowe noszenie, z czym bardzo często mamy do czynienia, nie ma najmniejszego sensu. Po kilkudziesięciu minutach na powierzchni osadzają się nie tylko wirusy, ale również grzyby i bakterie. To oznacza, że noszenie maseczek może być groźne. Pomijam już fakt, że u niektórych osób pojawiają się trudności z oddychaniem, a mając założoną maseczkę, należałoby oddychać przeponą, lecz nie każdy to potrafi.
Idąc po ulicy, jeśli nie ma nikogo w promieniu dwóch metrów, nie ma większego ryzyka zakażenia się koronawirusem. Problem zaczyna się tam, gdzie jest tłum, a dystans pomiędzy ludźmi zmniejsza się nawet do mniej niż jednego metra. W takiej sytuacji każda bariera fizyczna, nawet zwykła woalka, może być użyta jako ochrona.
Wychodząc z domu na dłużej, trzeba mieć kilka masek i co kilkadziesiąt minut je zmieniać, ale wiadomo, że nie wszyscy tak robią. Włożenie zawilgoconej maseczki do kieszeni nie jest najlepszym pomysłem, a przyniesienie jej do domu i postąpienie w niewłaściwy sposób sprawia, że ryzykujemy zakażenie siebie lub domowników. Koronawirusa można łatwo się pozbyć w domowych warunkach w temperaturze 60 st. Celsjusza, po 10 minutach już go nie ma, ale co zrobić np. z prątkami gruźlicy, które również mogą się znaleźć na osłonie niedawno zdjętej z twarzy? Masek nie należy też tak po prostu wyrzucać do kosza, a że to nie tak rzadkie zjawisko, widać na wielu ulicach, a chyba jeszcze dobitniej na włoskich plażach.
Maseczkę przede wszystkim powinien nosić chory oraz osoba wchodząca w skażone środowisko, czyli np. medyk w przychodni czy szpitalu. Lekarz, mając bliski kontakt z pacjentami, a więc z osobami potencjalnie chorymi, powinien ją zakładać w pracy, a im wyższej klasy to będzie ochrona, tym lepiej. Jednak, tak jak reszta społeczeństwa, musi mieć świadomość, że noszenie jednej maski chirurgicznej przez cały dzień niewiele mu pomoże. Tam, gdzie mamy do czynienia z osobami prawdopodobnie zakażonymi, wszelkie środki ostrożności redukują szanse utraty zdrowia przez lekarza, tym bardziej, że koronawirus przenosi się na innych, zanim u chorego wystąpią objawy.
Nie wyobrażam sobie, aby lekarz dentysta był bez maseczki, skoro przy borowaniu sam wytwarza aerozol. W każdej sytuacji łączącej się z wydzielaniem aerozolu powinno się ją zakładać i gabinety stomatologiczne bez wątpienia są miejscami, gdzie jest to niezbędne. To, czy osoby pracujące w rejestracji w przychodni powinny zasłaniać usta i nos, zależy od organizacji pracy i tego, czy np. istnieją bariery fizyczne w postaci folii czy plastikowych szyb zabezpieczających przed ewentualnym zakażeniem drogą kropelkową ze strony pacjentów.
Notował: Mariusz Tomczak