Republika Replika, czyli Andrus o torcie Radwańskiej
Jedną z atrakcji targów ślubnych odbywających się w Bydgoszczy była „replika tortu Agnieszki Radwańskiej”. Taką informację przeczytałem na internetowej stronie pewnej gazety. Podążyłem tym tropem.
Foto: pixabay.com
Ale nie dowiedziałem się już niczego. Na przykład, czy to jadalna replika? I czy każde z Państwa Młodych miało swój tort?
Tak wynika z tego tekstu. Bo przecież, gdyby mieli wspólny, byłoby napisane „Agnieszki Radwańskiej i jej męża”. Zdjęcie też niezbyt wyraźne. Wrodzona ciekawość kazała mi szukać w sieci fotografii z wesela słynnej tenisistki. Znalazłem tylko jedną, na której widoczny był tort. Ale jakoś inaczej wyglądał.
Słowo „replika” ma kilka znaczeń. Więc może nie chodziło o wierną kopię tortu, tylko o „ustną lub pisemną odpowiedź na czyjeś uwagi lub zarzuty, wypowiedź polemiczną”? Ale zaraz, jak tort może odpowiadać na czyjeś uwagi? Można odpowiedzieć tortem. Rzucając nim. Ale sam tort nie może. W słowniku jest jeszcze takie znaczenie: „Odpowiedź aktora na słowa partnera w dialogu scenicznym”?
Więc może sprytni specjaliści od marketingu na targach ślubnych przygotowali jakiś teatrzyk? I aktor grający tort Agnieszki Radwańskiej odpowiada na jakąś kwestię aktorki wcielającej się w rolę talerzyka porcelanowego? A może to coś banalniejszego? Proste pomylenie pojęć. Miało być „repeta tortu Agnieszki Radwańskiej”? Ale jeżeli chodzi rzeczywiście o wiernie odtworzone weselne ciasto, to zaczynają się kolejne problemy.
Na przykład względność pojęcia „wiernie”. Dla wujka Mietka „repliką tortu Agnieszki Radwańskiej” może być kanapka z pomidorem. Kwestia smaku. Zastanawiam się co będzie dalej? Przecież na następnych targach trzeba będzie jakoś zaskoczyć. Już nie wystarczy replika tortu innej gwiazdy sportu. Żeby nie wprowadzać chaosu, powinno być też coś zaczynającego się od „re”. „Rekonstrukcja wesela aktora z serialu Kręta Miłość”?
Grupy rekonstrukcyjne, które latem inscenizują różne bitwy, jesienią i zimą mogą występować na targach ślubnych. Na początek replika Państwa Młodych w remake’u pierwszego tańca. W przypadku szczególnie hucznych rekonstrukcji, w ramach których zaplanowana jest bijatyka po oczepinach, można dorzucić „voucher na rehabilitację świadków” ufundowany przez miejscową klinikę fizjoterapeutyczną. A firmy oferujące zakup sprzętu AGD jako prezentów ślubnych będą proponowały gratis „wniesienie sprzętu i wyniesienie gości”.
Zaczyna mnie niepokoić coraz większa popularność replik, podróbek i tańszych zamienników w sferach, w których kiedyś stawiało się na oryginał. Uważam, że dużą rolę w rozwoju tego zjawiska odegrał obowiązek informowania w aptekach, że każdy lek ma swój tańszy zamiennik. No to po co jest ten droższy? Jeśli są takie same, to niech zamiennik od razu będzie oryginałem.
Niech replika będzie po prostu tortem. Ludziom się już tak w głowach poprzewracało, że ciocia Halinka, która kupuje niemiecką chemię, „bo silniejsza”, ostatnio pytała w warzywniaku o polskie banany. Opisywane zjawisko trafiło już nawet do literatury. Jest taka piosenka, w której bohaterka przez dwie zwrotki wyznaje uczucie weneckiemu gondolierowi, żeby w trzeciej stwierdzić:
Po co mi San Marco złote?/ Po co mi Wenecji zgiełk?/
Można zwiedzać na piechotę/ Ełk.
Po mazurskim błądzić szlaku/ Pośród naszych polskich drzew/
I mężczyźnie na kajaku/ Posłać taki śpiew:
A ja tylko panu wierzę/ Mój ty polski gondolierze/
Ty muskułem fale czułe/ Pod gondolą mąć.
Kończąc mej podróży dziennik/ Takie hasło bym dodała:/
Tańszy krajowy zamiennik/ Też działa.
Artur Andrus