Rodziny pacjentów czasami uważają lekarzy za cudotwórców
Żeby było mniej błędów, należy stworzyć system zgłaszania zdarzeń niepożądanych z prawdziwego zdarzenia, koncentrujący się nie na czyjeś winie, lecz analizie, jak i dlaczego do nich doszło.
Foto: Mariusz Tomczak
Komentuje dr Krzysztof Kordel (Zakład Medycyny Sądowej UM w Poznaniu):
– Rodziny pacjentów czasem uważają, że jesteśmy cudotwórcami. Wydaje im się, że kiedy bliska osoba umiera w szpitalu, to na pewno zawinił ktoś z personelu. Ten obraz wykrzywiają media informujące o tysiącach rzekomych błędów.
W naszej pracy błędy oczywiście się zdarzają, bo tam, gdzie pracują ludzie, tam dochodzi do jakichś potknięć. Wśród spraw, które opiniuję jako biegły sądowy dla prokuratury, ilość błędów medycznych wynosi 5-8 proc. Pozostałe przypadki, z którymi mam do czynienia, dotyczą przede wszystkim niepowodzenia leczniczego i powikłań. Najczęściej spotykana sytuacja to taka, w której lekarz postępuje zgodnie ze sztuką, lecz pacjenta niestety nie daje się wyleczyć.
Z mojej prawie 40-letniej praktyki lekarskiej wynika, że w Polsce niestety nie uczymy się na błędach. Nasze szpitale są zobowiązane do monitorowania zdarzeń niepożądanych, ale to w praktyce nie funkcjonuje prawidłowo, bo przyznanie się, że coś złego mogło się zdarzyć, powoduje ogromne problemy. Są kraje, w których raportuje się o jakimś zdarzeniu po to, by drugi raz do niego nie doszło. Nasz system nie sprzyja wyciąganiu wniosków z niepowodzeń, by móc uniknąć ich w przyszłości. Żeby tak było, ten, kto zgłasza zdarzenie niepożądane, nie może bać się, że od razu zostanie ono potraktowane jak błąd medyczny.
Notował: Mariusz Tomczak