21 listopada 2024

W stanach nagłego zagrożenia zdrowia i życia

Dyrektorzy szpitali nie zawsze rozumieją czym są oddziały ratunkowe i dlaczego powinni w nich pracować specjaliści medycyny ratunkowej – mówi prof. Adam Nogalski, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej w rozmowie z Lucyną Krysiak.

Foto: arch. prywatne

Kiedy do akcji wkracza medycyna ratunkowa?

Z definicji medycyna ratunkowa to dziedzina, która zajmuje się nagłymi stanami zagrożeń zdrowia i życia. W zależności od okoliczności jest więc obecna wszędzie tam, gdzie dzieje się coś nieprzewidzianego, gwałtownego, nieoczekiwanego – wypadki, katastrofy, działania wojenne, ale też zawały serca, udary mózgu i choroby, w których doszło do zaostrzenia, a ich przebieg bez właściwej pomocy medycznej w krótkim czasie prowadzi do poważnych następstw zdrowotnych czy nawet do śmierci. Zatem w odróżnieniu od innych zagrożeń zdrowotnych medycynę ratunkową determinuje nagłość zdarzeń i presja czasu.

Czy w związku z tym specjalność ta różni się od innych, jeśli chodzi o kształcenie specjalizacyjne?

W znacznym stopniu. Kształcenie specjalizacyjne lekarzy medycyny ratunkowej jest ukierunkowane na zdobywanie kompetencji ratowania ludzkiego życia w stanach nagłych, czasem w sytuacjach ekstremalnych, które wymagają od lekarzy rozległej wiedzy medycznej, zawierającej elementy wielu specjalności (np. anestezjologia, chirurgia, ortopedia, interna), oraz pewnych predyspozycji psychicznych i sprawności fizycznej.

Umiejętność szybkiego postawienia trafnej diagnozy i podjęcia właściwego leczenia ratunkowego pod presją czasu to szczególne kompetencje nabywane w trakcie szkolenia specjalizacyjnego w dziedzinie medycyny ratunkowej. W medycynie ratunkowej chodzi o to, aby wykształcić personel lekarski zdolny do udzielenia pomocy pacjentom, których życie lub zdrowie jest w nagłym zagrożeniu, niezależnie od przyczyny.

Jaka jest struktura organizacyjna medycyny ratunkowej?

Wydzielone są dwa obszary: medycyna ratunkowa przedszpitalna i część szpitalna. Ta pierwsza obejmuje zaopatrzenie pacjenta w miejscu zdarzenia lub zachorowania, ustabilizowanie jego funkcji życiowych, wdrożenie odpowiedniego leczenia i jak najszybsze przetransportowanie do szpitala, gdzie może być udzielona ostateczna pomoc.

Część szpitalna to Szpitalne Oddziały Ratunkowe, które decydują o zachowaniu ciągłości tzw. łańcucha przeżycia, podjęciu diagnostyki i leczenia determinującego dalsze losy chorych. Tu najbardziej widoczne jest, jak medycyna ratunkowa różni się od innych specjalizacji lekarskich, które w szerszym lub węższym stopniu zawsze są ukierunkowane na konkretną chorobę. Specjalista medycyny ratunkowej musi uwzględniać przekrój zagrożeń zdrowotnych z różnych dyscyplin medycznych.

Czyli lekarz medycyny ratunkowej to taki medyczny omnibus?

By móc nieść pomoc poszkodowanym w nagłych zdarzeniach, na pewno trzeba mieć szeroką wiedzę z różnych specjalności medycznych. Jednak na skuteczność tych działań ma wpływ wiele czynników – nie tylko kwalifikacje personelu medycznego, ale także możliwości optymalnego wykorzystania czasu, który upływa nieubłaganie od chwili wystąpienia zagrożenia. W warunkach przedszpitalnych mogą decydować np. trudna dostępność do poszkodowanych, pogoda, możliwości szybkiego transportu chorych do właściwego szpitala i przekazania ich personelowi SOR.

Należy zaznaczyć, że to właśnie te oddziały są najważniejszym ogniwem medycyny ratunkowej. To właśnie tam odbywa się pełna diagnostyka i zasadnicze leczenie ratunkowe. Niestety, w Polsce różnią się one poziomem, głównie jeśli chodzi o dostępność specjalistów medycyny ratunkowej. Niektóre z nich są oddziałami ratunkowymi tylko z nazwy. Zarówno profil tam leczonych pacjentów, jak i kompetencje personelu medycznego nie spełniają kryteriów, które obowiązują na całym świecie.

Od czego to zależy?

Od wielu czynników, na pewno nie od wielkości placówki, dlatego twierdzenie, że oddziały ratunkowe w powiatowych szpitalach nie spełniają kryteriów, jest nadużyciem. Są duże szpitale kliniczne, w których SOR-y także nie spełniają kryteriów. Jeśli w oddziale ratunkowym nie ma ani jednego lekarza specjalisty medycyny ratunkowej, trudno oczekiwać, że taki oddział będzie prawidłowo funkcjonował, mimo że jest dobrze wyposażony w sprzęt. Wiele zależy od dyrektorów szpitali, którzy nie zawsze rozumieją, czym są oddziały ratunkowe i dlaczego powinni w nich pracować specjaliści medycyny ratunkowej.

W Polsce wciąż pokutują stare przepisy o Państwowym Ratownictwie Medycznym, dopuszczające do pracy w systemie lekarzy innych specjalizacji, tzw. lekarzy systemu. Współczesna medycyna, aby była skuteczna, celowo została podzielona na specjalizacje po to, by internista nie operował np. zapalenia wyrostka, a chirurg nie leczył np. zawału mięśnia sercowego. Tym zasadom przeczy zatrudnianie lekarzy innych specjalizacji w SOR. To nieprozumienie.

Jaki jest obecnie stan medycyny ratunkowej w Polsce?

Na pewno nie brakuje sprzętu, gorzej z kadrami. Brakuje specjalistów medycyny ratunkowej i nie ma zachęt dla młodych lekarzy, by wybierali tę trudną specjalizację. Praca lekarza medycyny ratunkowej jest specyficzna, obciążająca i wyczerpująca i powinna być odpowiednio wynagradzana. Wielu lekarzy przerywa specjalizację z medycyny ratunkowej, wybierając łatwiejszą ścieżkę zawodową w ramach innej specjalizacji. Jeśli chcemy mieć medycynę ratunkową na światowym poziomie, potrzebne są pieniądze i właściwa organizacja systemu lecznictwa.

Medycyna ratunkowa jest kosztownym elementem ochrony zdrowia, ale jeśli chcemy skutecznie ratować ludzkie życie, to trzeba się z tymi kosztami liczyć. Finansowanie SOR-ów z roku na rok się poprawia, ale wciąż nie na tyle, aby mówić o promowaniu medycyny ratunkowej w naszym kraju. Specjalizacja ta na świecie cieszy się ogromną popularnością, lekarze chętnie kształcą się w tym kierunku i chętnie pracują na SOR-ach. Musi więc być jakiś klucz. Myślę, że jest nim powszechne uznanie i rozumienie specjalizacji z medycyny ratunkowej, pewne miejsce zatrudnienia i odpowiednio wysokie wynagrodzenia.

Lekarze medycyny ratunkowej pracują w zespołach wspólnie z ratownikami medycznymi.

Należy przypomnieć, że zawód ratownika medycznego w Polsce stworzono dzięki staraniom lekarzy medycyny ratunkowej, którzy dostrzegli w nim ogromny potencjał, zwłaszcza w części przedszpitalnej. Obecnie ratownicy medyczni to osoby, które ukończyły trzyletnie studia licencjackie i ich szkolenie jest ukierunkowane na wykonywanie medycznych czynności ratunkowych w ramach pracy zespołowej z lekarzami medycyny ratunkowej.

Są jednak jeszcze ratownicy, którzy mają ukończone dwuletnie szkoły policealne i ich kompetencje różnią od tych, którzy ukończyli studia licencjackie, a to od kwalifikacji całego zespołu zależy skuteczność udzielanej pomocy.

Jakie miejsce w ratownictwie zajmuje medycyna pola walki?

To, co dzieje się w obrębie działań wojennych, jest w naturalny sposób wpisane w działalność medycyny ratunkowej. Ewidentnie mamy tu do czynienia ze zdarzeniami nagłymi i sposób postępowania jest taki sam jak w przypadku innych zdarzeń nagłych. Z tą jednak różnicą, że służby medyczne muszą pracować w ekstremalnych warunkach, narażając własne zdrowie i życie.

W tym wypadku rola lekarza jako kierującego zespołem nabiera jeszcze większego znaczenia, ponieważ musi podejmować decyzje nie tylko dotyczące zaopatrywania rannych, ale chroniące zespół. Podczas planowanego w maju tego roku Międzynarodowego Kongresu Medycyny Ratunkowej (www://ceem2023) zaplanowaliśmy sesje poświęcone medycynie pola walki. To dziedzina, której wciąż trzeba się uczyć, wymieniać doświadczenia, dzielić się spostrzeżeniami. Zaprosiliśmy wykładowców z USA, a także z Ukrainy, którzy bezpośrednio uczestniczą w akcjach ratunkowych w trakcie działań wojennych.

Oczekujemy, że skonfrontowanie się z realiami pozwoli nam wybrać najlepsze rozwiązania, zweryfikować standardy kształcenia i postępowania. Przedstawimy też najnowsze badania naukowe na temat medycyny pola walki. Uważam, że połączenie praktyki z nauką może zaowocować wypracowaniem nowych, jeszcze lepszych rozwiązań.

Jak polscy ratownicy pomagają rannym w Ukrainie i jaka jest skala tych działań?

Nie mamy danych na ten temat, trudno więc posługiwać się tu liczbami, ale wiem, że są lekarze i ratownicy medyczni, którzy na zasadzie wolontariatu pojechali tam ratować rannych. Na Ukrainę wyjechało także wielu ratowników medycznych pracujących na co dzień w strukturach straży pożarnej i wojska.

Jaki wpływ ma Towarzystwo na rozwój medycyny ratunkowej?

Najbardziej zależy nam na przenoszeniu najnowszych, światowych osiągnięć wiedzy medycznej na rodzimy grunt, wprowadzaniu ich do programów nauczania już na etapie kształcenia przeddyplomowego, później w kształceniu podyplomowym. Staramy się wpływać na program specjalizacji, która trwa pięć lat.

Organizujemy staże kierunkowe, konferencje, sympozja, które służą wymianie doświadczeń lekarzy medycyny ratunkowej z całego świata. Polskie Towarzystwo Medycyny Ratunkowej współpracuje także z organizatorami systemu ochrony zdrowia w Polsce, przedstawiając nasze stanowiska, których celem jest osiągnięcie światowego poziomu medycyny ratunkowej w naszym kraju.