W trosce o jakość i bezpieczeństwo
Od mieszania herbata nie staje się słodsza – tak mówił kiedyś Konstanty Radziwiłł, zanim został ministrem zdrowia. Teraz też się nie stanie. Co więcej, nie wszyscy będą mogli napić się z tej samej szklanki.
Foto: Marta Jakubiak
Jeśli bowiem pojawi się sieć, to wraz z nią nastąpi niezdefiniowana rejonizacja. Szpital podlegający pod powiat, który dostanie się do sieci, będzie przyjmował pacjentów ze swojego terenu, bo jak nie, to swoje słowo wypowie niezadowolony samorząd terytorialny, który… no cóż… będzie miał rację.
Bo dlaczego płacić za leczenie kogoś, kto na danym terenie nie mieszka? Chyba, że na tych pacjentów znajdzie się dodatkowy pieniądz, czyli że drgnie coś w duszy Pani Premier, Pana Ministra i zaczną zapełniać naszą narodową dziurę zdrowotną publicznymi środkami osiągającymi przynajmniej 6% PKB, do czego po raz kolejny wzywam.
I wtedy może nie będzie trzeba mieszać i będzie można zaprosić na herbatę wszystkich pacjentów. Abstrahując od tego, że w chaosie, bo sieć przyniesie chaos. Każdy z nas ma na co dzień do czynienia z jakimś rejestrem, na przykład: rejestrem ostrych zespołów wieńcowych, rejestrem nowotworów, rejestrem udarów mózgu, rejestrem nowotworów niezłośliwych dużych gruczołów ślinowych, rejestrem zakażeń szpitalnych itd.
Sejm uchwalił nowelizację ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych wprowadzającą tzw. sieć szpitali. O tym, co zmieni się z punktu widzenia lekarzy i pacjentów, piszemy tutaj.
Niektóre szpitale utworzyły z własnej woli też wewnętrzne rejestry zdarzeń niepożądanych. Teraz w Ministerstwie Zdrowia powstały założenia do nowego projektu ustawy, która w swojej nazwie ma „bezpieczeństwo” i „jakość”, i te rejestry obejmie paragrafami. Niewątpliwie na terenie każdego szpitala winna być skrupulatnie analizowana każda sytuacja, która potencjalnie mogłaby skutkować zdarzeniem niepożądanym.
Kluczowy problem, jaki pojawi się do rozstrzygnięcia przez ustawodawców, to ten, jak skonstruować ustawę, by zgłaszający zdarzenie niepożądane z tego tytułu nie ponosił konsekwencji. Bo z jednej strony należy się zgłaszającemu taki status, ale z drugiej strony – samo zgłoszenie nie może zwalniać z odpowiedzialności za winy umyślne.
Bez względu na to, jaki kształt przyjmie ta ustawa, w innych aspektach przede wszystkim chodzi o to, by rejestry nie zostały potraktowane jako miejsca samooskarżeń i samokrytyki, jakie w historii miały już miejsce w nieciekawych dla nas czasach. Obawę może budzić też tworzenie, w przywołanych wyżej założeniach do nowej ustawy, kolejnej centralnej Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej instytucji, która ma być ponoć niewielka, bo 70-osobowa, i do tego ponoć nierodząca skutków finansowych dla systemu, ale ujmując plany całościowo, bez wdawania się w szczegóły widać, że koszty będą i to znaczne.
Poniesie je podmiot udzielający świadczeń, a zgodnie z dotychczasową praktyką poniosą go lekarze, którym zostaną narzucone kolejne obowiązki i pacjenci, którym czas z lekarzami zostanie odebrany i pożarty przez czas poświęcany na kolejne sprawozdawanie komuś czegoś. W końcowym efekcie hucznie ogłaszana jakość, zamiast się poprawiać, spadnie.
Sejm uchwalił nowelizację ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych wprowadzającą tzw. sieć szpitali. O tym, co zmieni się z punktu widzenia lekarzy i pacjentów, piszemy tutaj.
Z napływających informacji – co prawda nieformalnych, ale zaryzykuję radością – wynika, że ministerstwo przeanalizowało postulaty samorządu lekarskiego dotyczące państwowego ratownictwa medycznego i prawdopodobnie szereg z nich zaakceptuje. Próba wyeliminowania lekarzy z systemu ratownictwa nie była dobrym rozwiązaniem i dobrze, że się z tego wycofano.
Cieszą mnie zapowiedzi, że lekarze ze specjalizacją medycyna ratunkowa – a jest ich prawie tysiąc – zostaną w karetkach. Dobrze byłoby, aby dla lekarzy nieposiadających tej specjalizacji skrócono okres przystosowawczy. I wreszcie – kwestia stwierdzania zgonu. Ta czynność jest chyba najtrudniejsza w wykonywaniu naszego zawodu.
W ostatnim czasie w mediach pojawiły się materiały o polskich lekarzach, którzy wyjechali za granicę, tam fałszowali dokumenty lub popełniali przestępstwa, po czym wracali do Polski i podejmowali bez problemu pracę. Polscy pracodawcy zatrudniali ich, bo przecież znalezienie lekarza jest trudne, a tym bardziej, jeśli jest to lekarz specjalista.
Od niedawna Polska dołączyła do systemu ostrzegania IMI i o polskich lekarzach pracujących za granicą wiemy coraz więcej. Apeluję jednak do lekarzy będących pracodawcami: sprawdzajcie dokładnie w Centralnym Rejestrze Lekarzy kandydata do pracy, czy posiada specjalizację i do jakiej należy izby lekarskiej, czy jest zarejestrowany na terenie tej izby, gdzie stara się o pracę. Jeśli cokolwiek wzbudzi Wasze wątpliwości, zgłoście to do izb lekarskich.
Maciej Hamankiewicz
Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej