7 lipca 2025

Witaminowy biznes, medyczna fikcja

Lekarz współpracujący z prywatną firmą oferującą dożylne „kuracje” bez wskazań medycznych, diagnozy czy badań został uznany winnym 77 zarzutów.

Fot. arch. Gazety Lekarskiej

Sprawa, którą rozpatrywał najpierw okręgowy sąd lekarski (OSL), a potem Naczelny Sąd Lekarski (NSL), pokazuje, jak łatwo autorytet lekarza może zostać wykorzystany do legitymizowania pseudomedycznych praktyk – z naruszeniem etyki, prawa i zdrowia pacjentów.

Wszystko dla zysku

Lekarz zatrudniony w tzw. klinice witaminowej, prowadzonej przez osoby niemające wykształcenia medycznego (kosmetyczka i specjalistka od marketingu), zlecał pacjentom kroplówki z różnymi substancjami oraz autohemoterapię z ozonem – bez uprzedniego badania, wywiadu czy rozpoznania klinicznego. Pacjenci byli przyciągani agresywną, nieprawdziwą reklamą w mediach społecznościowych.

W ofercie firmy znajdowały się „kuracje” o chwytliwych nazwach: odchudzanie – uzyskaj wymarzone ciało, libido – odzyskaj apetyt na seks, przeciwbólowa – uwolnij ciało od bólu, zwalczanie kaca – oczyść organizm, zdrowa wątroba – odbudowa i regeneracja, koncentracja – odkryj możliwości swojego mózgu, zdrowa skóra – nieskazitelna cera. Proponowano również kuracje na choroby wirusowe, bakteryjne i grzybicze, a nawet autyzm u dzieci czy chorobę Alzheimera – zabieg hiperbarycznej tlenoterapii i autohemotransfuzji z ozonem.

Wszystkie te „kuracje” zlecał lekarz – bez wcześniejszego ustalenia rozpoznania i bez wskazań medycznych. Potwierdziła to powołana przez OSL biegła, specjalistka chorób wewnętrznych i farmakologii klinicznej. Jak ustalono, lekarz nie przeprowadzał wywiadów, nie oceniał wyników badań, a decyzje terapeutyczne podejmował na podstawie ankiet. Dokumentacja była rażąco nierzetelna, a dawki, m.in. witaminy C, dobierane niewłaściwie. Jaskrawym przykładem nierzetelności było zlecenie pacjentce z dwukrotnym przekroczeniem normy witaminy B12 jej iniekcji.

Ten sam schemat, te same substancje

W wielu „kuracjach” stosowano te same substancje: kroplówki z PWE, witaminy C i B12. Podawano także w kroplówce Tracutil, który może być stosowany tylko w lecznictwie zamkniętym ze ścisłych wskazań, oraz preparaty homeopatyczne, których działanie jest metodą bezwartościową i niezgodną z aktualną wiedzą medyczną. Lekarz wykonywał także zabiegi autohemotransfuzji z ozonowaniem krwi bez rozpoznania i bez uwzględnienia wskazań medycznych, bez poinformowania pacjentów o ryzyku i bez świadomej zgody.

Okręgowy sąd lekarski nie uwzględnił w uzasadnieniu, że takie działanie narusza prawo – zgodnie z ustawą o publicznej służbie krwi z 1997 r. autohemotransfuzję (właściwie: autohemoterapię) można w Polsce przeprowadzać wyłącznie w centrach krwiodawstwa i krwiolecznictwa. Wykonywanie takich zabiegów w prywatnych firmach, bezprawnie używających nazwy „klinika” (to nazwa zastrzeżona jak np. bank), zagrożone jest karą pozbawienia wolności do lat trzech.

Niebezpieczny precedens

Okręgowy sąd lekarski uznał lekarza winnym 77 zarzutów i zawiesił jego prawo wykonywania zawodu na rok. Naczelny Sąd Lekarski, do którego obwiniony się odwołał, utrzymał orzeczenie w mocy. W ocenie sądu działania lekarza były motywowane chęcią maksymalizacji zysków własnych i firmy. Ordynował on „kuracje” bez jakiejkolwiek wartości medycznej, mające rzekomo leczyć różne dolegliwości, narażając pacjentów na niepotrzebne koszty. – To zwykłe oszustwo – stwierdził NSL.

Podkreślono również, że lekarz swoim autorytetem i dyplomem legitymizował działania, które nie tylko były bezwartościowe z punktu widzenia medycyny, ale wręcz naruszały zaufanie społeczne do zawodu lekarza. Jest to jaskrawy, ale niestety niejedyny przykład biznesowego i bezkrytycznego wykorzystywania chorych ludzi z udziałem lekarza.

Jacek Miarka, przewodniczący Naczelnego Sądu Lekarskiego

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 6/2025