18 września 2024

Wywiad lekar(s)ki: kiedy praca staje się przyjemnością (wideo)

Dobry lekarz powinien mieć wiedzę i odwagę, ale przede wszystkim musi umieć rozmawiać z pacjentem – mówi prof. Ewa Wender-Ożegowska, ginekolog-położnik, perinatolog, prorektor mijającej kadencji ds. Szkoły Doktorskiej i Kształcenia Podyplomowego Uniwersytetu Medycznego im. K. Marcinkowskiego w Poznaniu, w rozmowie z Marią Kłosińską.

Fot. Adrian Boguski/NIL

Prorektor uniwersytetu, pierwsza kobieta dziekan w stuletnich dziejach Wydziału Lekarskiego, kierownik Kliniki Rozrodczości w szpitalu. Jak łączy Pani te wszystkie role? Przecież doba ma tylko 24 godziny.

To kwestia umiejętności zorganizowania sobie czasu. Większość z nas zawsze łączyła pracę kliniczną z pracą na uczelni, którą można nazwać administracyjną. Myślę, że to, że udało mi się pogodzić te wszystkie funkcje, wynika z faktu, iż od dziecka byłam nauczona bardzo dużej systematyczności. Uprawiałam wyczynowo sport i musiałam bardzo regularnie godzić naukę z treningami i zawodami.

Byłem przy tym osobą dosyć ambitną, w związku z tym chciałam wszystko robić dobrze. Udało mi się połączyć te wszystkie role. Oczywiście, czy robiłam to dobrze, czy nie, jest kwestią oceny moich współpracowników i moich zwierzchników. Mogę jednak powiedzieć, że praca w tych wszystkich rolach sprawia mi ogromną satysfakcję. Ale czasem rzeczywiście trochę tego czasu brakuje.

Wychowała się Pani w rodzinie lekarskiej. Czy od początku było przesądzone, że będzie Pani kontynuować tradycję?

Przez jakiś czas myślałam o studiach na politechnice. W liceum miałam doskonałego nauczyciela matematyki i tak mi się wydawało – trochę może przez przekorę siedzącą w głowie młodej osoby – że nie pójdę na medycynę. Ale pod koniec liceum byłam zdecydowana.

Początkowo rozważałam bycie lekarzem sportowym, bo rzeczywiście bardzo lubię sport i do tej pory bardzo się nim interesuję, ale kiedy kończyłem studia w latach 80., medycyna sportowa szła w złym kierunku. Bardzo dużą rolę odgrywał styl sportu Niemieckiej Republiki Demokratycznej i stosowanie dopingu u młodych. Myślę, że gdyby to się wydarzyło wiele lat później i medycyna sportowa byłaby tak fantastycznie rozwinięta jak teraz, to może bym się na to zdecydowała.

Pani córka również jest lekarzem…

Mam dwie córki. Jedna się wyłamała z tradycji – Agata jest inżynierem ochrony środowiska. Kasia zdecydowała się na medycynę. W rodzinie mojego męża to jest szóste pokolenie lekarzy, a w mojej, ze strony rodziców mojego taty, to jest czwarte pokolenie. To, że Kasia zdecydowała się na medycynę, wynika też z tego, że z mężem zawsze uważaliśmy, że jest to piękny zawód. Mimo trudu, mimo dyżurów, mimo wielu godzin spędzanych w pracy staraliśmy się pokazywać pozytywne strony tej pracy. Hipokrates powiedział, że jest to piękny zawód i jeśli będziesz mieć syna, zrób wszystko, aby był lekarzem.

Pani doktor też ma dzieci, więc wiemy, że łączenie tych obowiązków nie jest łatwe. Ale jeśli się ma męża, który wspiera nas w tych działaniach, gdy jest ktoś, z kim dzielimy te obowiązki, to można to wszystko pogodzić. W naszym domu, mimo że oboje dyżurowaliśmy, staraliśmy się zawsze uzupełniać. Pokazało to córce, że można tworzyć normalny dom i jednocześnie pracować. Moja córka powiedziała mi kiedyś, że koledzy zapytali ją, jak to jest mieć mamę docenta, profesora. Powiedziała im, że w domu weekendy były zawsze dla dzieci. I rzeczywiście staraliśmy się, żeby w weekendy być zawsze razem.

Jaka jest Pani zdaniem najważniejsza cecha lekarza?

Bardzo ważna jest dyscyplina. Trzeba też wiedzieć, że nie można poprzestać na nauce, w momencie kiedy się zdaje ostatni egzamin na studiach – musimy kształcić się przez całe życie. Ta motywacja do rozwoju musi być w nas obecna. A zatem umiejętność mobilizacji i systematyczność to rzeczy bardzo istotne. Zastanawiając się, co to znaczy być dobrym lekarzem, rozważałam pytania: czy dobry lekarz to ten najmądrzejszy, który ma olbrzymią wiedzę podręcznikową, czy lekarz, który jest dobrym praktykiem, czy może dobrym lekarzem jest ten, który jest odważny i umie podejmować trudne decyzje? A może taki, który jest bezgranicznie oddany pacjentom i zawsze jest do ich dyspozycji?

Myślę, że dobry lekarz powinien mieć po trosze każdej z tych cech: zarówno systematycznie zdobywaną wiedzę, pracowitość, sumienność, ale i umiejętność podejmowania decyzji, a także otwartość na rozmowę z pacjentem. Bardzo ważne jest to, żeby w czasach, kiedy dominują procedury, punkty, kiedy rozlicza się nas z tego, czy odpowiednio dużo oddział zarobi – żebyśmy jednak zawsze na pierwszym miejscu widzieli pacjenta i znaleźli czas, żeby z nim rozmawiać.

O studiach medycznych mówi się, że są bardzo wymagające. Niektórzy prowadzący są wręcz bezlitośni, jeżeli chodzi o nieobecność na zajęciach. Tutaj, w Poznaniu, jest Pani znana z tego, że przychyla się Pani do uzasadnionych próśb uczniów. Na przykład student musiał poddać się operacji i jedyną możliwością, żeby skończył studia, była Pani zgoda żeby mógł zdać egzamin w kolejnym roku. Albo para studentów tuż po ślubie uzyskała Pani zgodę na odpracowanie zajęć w innym czasie, dzięki czemu mogli się udać w krótką podróż poślubną.

Będąc przez dwie kadencje prodziekanem i jedną kadencję dziekanem wydziału lekarskiego, z takimi sytuacjami spotykałam się codziennie. Wiadomo, że grafik zajęć jest tak napięty, że student nie może chorować. Bardzo nie lubię, jeśli ktoś mnie próbuje oszukiwać. Natomiast jeśli student przyjdzie, otwarcie powie, jaki jest kłopot, to uważam, że powinniśmy znaleźć rozwiązanie. Myślę, że studenci pamiętają też, że jestem wymagająca. Zresztą dużo wymagam również od siebie. Być może bywam surowa dla moich asystentów, ale jak mają kłopot, to staram się im zawsze pomóc.

W przypadku choroby studenta w ogóle nie ma dyskusji – trzeba znaleźć rozwiązanie i nie wyobrażam sobie, żeby ktoś nie skończył studiów przez to, że był chory. Rolą każdego dziekana jest znalezienie rozwiązania, bowiem poza tym, że jesteśmy administratorami, to jesteśmy przede wszystkim nauczycielami i lekarzami. Nie wyobrażam sobie, żeby poważnej choroby nie wziąć pod uwagę. A co do ślubu… Czy jest coś piękniejszego od tego, że dwoje młodych ludzi chce być razem? Może nie powinniśmy o tym mówić oficjalnie, bo nie wiem, czy niektórzy kierownicy klinik byliby zadowoleni, że takie usprawiedliwienie uznałam…

Ale właśnie dlatego, że studenci przyszli o tym porozmawiać, to wyszłam z założenia, że rozwiązanie trzeba było znaleźć. Jeżeli umiemy ze sobą rozmawiać i mówimy otwarcie o czymś, co nas boli, albo co jest nam potrzebne, to chyba każdy chciałby pomóc znaleźć dobre wyjście z danej sytuacji. Natomiast są osoby, które kręcą, nie mówią prawdy. Dla takich osób nie byłabym tak otwarta i nie starałabym się pomóc.

A jak to jest być kierownikiem kliniki?

Po pierwsze, partnerstwo i wzajemne zaufanie. Często mówię moim kolegom: pamiętajcie, że mnie można oszukać dwa razy: pierwszy i ostatni. I staram się tego rzeczywiście przestrzegać. Myślę, że koledzy to wiedzą, że ja bardzo cenię otwartość, że cenię to, że umiemy ze sobą rozmawiać. Uważam również, że lekarz może popełnić pomyłkę, ale musi się też do tego przed sobą i przed kolegami przyznać. Jeżeli coś nam się nie uda albo się pomylimy, to umiejmy to powiedzieć i umiejmy przyznać również młodszemu koledze, że miał rację. Jest bardzo istotne, żebyśmy wszyscy mieli do siebie zaufanie.

Jeżeli czegoś nie zauważamy albo mamy jakieś wątpliwości, to głos czasem młodszego kolegi, który patrzy na to z innej perspektywy, może pomóc w rozwiązaniu danego problemu. Kiedy jest się szefem, to też jest bardzo ważne, żeby słuchać. Jako kierownicy możemy dzielić się obowiązkami, ale nie możemy się dzielić odpowiedzialnością. Dlatego rozmawiajmy z kolegami, starajmy się wspólne decyzje podejmować.

Powiedziała Pani, że warto rozmawiać – a ja bardzo dziękuję za tę rozmowę.

Bardzo dziękuję za to zaproszenie. Myślę, że kobietom jest zawsze trudniej. Bowiem jeżeli chcemy być matkami, chcemy mieć dom, to rzeczywiście tego czasu dla siebie zaczyna brakować. Ale jeżeli jest się zadowolonym, spełnionym, jeżeli praca sprawia satysfakcję, to na dobrą sprawę idzie się do pracy z radością. Jak to kiedyś ktoś powiedział, jeżeli lubimy swoją pracę, to nie jest to już nasz obowiązek, ale w jakimś sensie przyjemność.