28 marca 2024

Dylematy sumienia to nie gadanie przy herbatce

Lekarze i leczenie to służba zdrowia czy ochrona zdrowia? Z perspektywy pacjenta to raczej służba. Ochrona zdrowia znajduje się w sferze polityki, jest zadaniem rządu i parlamentu. Sprzeciw części lekarzy wobec określenia „służba” może być spowodowany zmianą mentalności. Z księdzem Adamem Bonieckim rozmawiają Ryszard Golański i Marta Jakubiak.

Ks. Adam Boniecki
Foto: Marta Jakubiak

Lekarz i kapłan – są jakieś podobieństwa? To zawód czy misja i powołanie?

Zarówno do księdza, jak i do lekarza ludzie przychodzą po pomoc. Dopuszczają do takich sfer, których nie otwiera się przed byle kim. Ponieważ lekarz ratuje chorego, a ksiądz pomaga w wewnętrznych cierpieniach, często mówi się o powołaniu. Ale to pojęcie nie jest teologicznie dokładnie sprecyzowane. Ja bym powołania w te sprawy nie mieszał.

Bez wątpienia obaj, lekarz i ksiądz, wykonują zawody, które są obdarzone zaufaniem, jak żadne inne. Widzę też pewną koincydencję akcydentalną. Dla księży mamy jurysdykcję biskupa, dla lekarzy prawo wykonywania zawodu. Na przestrzeni historii jedno i drugie zostało wypracowane przez struktury kontroli i nadzoru. Kościół czuwa nad tym, by nikt do tego nieupoważniony, niekompetentny nie występował jako jego przedstawiciel. Podobnie może działać samorząd lekarski.

A różnice?

Weryfikacja skuteczności działania lekarza jest dużo łatwiejsza. Tu sukces i klęska są mierzalne. Ksiądz boryka się z dużo subtelniejszymi sukcesami, które są przede wszystkim nie jego.

Dla części lekarzy, zwłaszcza młodych, mówienie o zawodzie lekarza „powołanie” może oznaczać, że nietaktem będzie domaganie się wynagrodzenia za pracę.

Nie wiem, jak to jest w przypadku lekarzy, ale wiem, jak jest w przypadku księży. Pobierają wynagrodzenie, nawet czasem mają cenniki, niekiedy tracą poczucie umiaru, jakby oderwani od rzeczywistości, z czym walczy papież Franciszek. Odwołują się do starotestamentalnego powiedzenia z Księgi Mądrości: „młócącemu wołu nie zawiązuj pyska”, a nieraz po prostu realizują prawo rosnących potrzeb, które mówi, że kiedy człowiek zaczyna dobrze żyć, to chce żyć jeszcze lepiej. Na pustyni napiłby się wody, a jak już się tej wody napije, to myśli, że coś by zjadł. Jak się naje, to pomyśli, że przecież nie będzie spał na piasku i musi mieć łóżko, jak łóżko, to dom itd.

Oczywiste jest, że nawet człowiek powołany musi z czegoś żyć, ale chodzi o porządek wartości. Byli lekarze społecznicy, którzy ubogich i biednych leczyli za darmo. Tacy są i dziś. Gdy chodziłem po kolędzie, spotkałem kobietę, która nie miała ani jednego zęba. Powiedziałem jej, że tak nie może być, że wygląda jak czarownica i że zafunduję jej szczękę. Do naszej redakcji [„Tygodnika Powszechnego” – przyp. red.] przychodził wówczas zaprzyjaźniony lekarz dentysta. Zapytałem go, ile może taka szczęka kosztować. Odpowiedział: niech ksiądz ją do mnie przyśle, ja jej to zrobię, tylko niech ksiądz nikomu nie mówi, że leczę za darmo, żeby się nie rozniosło. Znam wielu księży, którzy wiedzą, że ich misją jest służyć ludziom, być świadkami ubogiego Chrystusa. Lekarze nie muszą nimi być.

Lekarze i leczenie to służba zdrowia czy ochrona zdrowia? W środowisku zdania są podzielone.

Skoro lekarze się spierają, nie chcę być jak Piłat w Credo. Z perspektywy pacjenta wydaje mi się jednak, że jest to raczej służba. Ochrona zdrowia owszem dotyczy ich działania, ale znajduje się w sferze polityki – jest zadaniem rządu i parlamentu. Sprzeciw lekarzy wobec określenia „służba” może być spowodowany zmianą mentalności, która zaszła na przestrzeni ostatnich lat. Kiedy byliśmy młodsi, sprzedawca pytał: „czym mogę służyć?”, a dzisiaj pyta: „w czym mogę pomóc?”. Ktoś, kto ma mi pomóc, stoi wyżej ode mnie. W domach nie ma już służących, teraz jest pomoc domowa.

Jakie ksiądz widzi zagrożenia dla lekarzy?

Lekarze w Polsce, zwłaszcza ci młodzi, zarabiają za mało i wyjeżdżają. Nie wystarczy mówić, że lekarz to powołanie, najwyższa misja, podczas gdy zarabia on dwa tysiące miesięcznie i musi brać kolejne dyżury nocne, żeby związać koniec z końcem.

Czasami jest to konieczność organizacyjna, bo jest ich tak mało, że obciążenia są wymuszane.

A dlaczego jest za mało? Ponieważ lekarze mają łatwy dostęp do lepszej sytuacji życiowej i wyjeżdżają. Ale czy to jest grzech, że ktoś może dobrze urządzić swoją rodzinę, żyć spokojnie i pracować w dobrym szpitalu? Czy to oznacza zbyt mało patriotyzmu? Myślę, że nie.

Czym jest sumienie, czy jest jakaś uniwersalna definicja sumienia?

Sumienie człowieka, który – jak wierzymy – wyszedł z ręki Boga, to głębokie przekonanie, że dobro należy czynić, a zła unikać.

Czym zatem jest dobro, a czym zło? Przecież dla każdego może oznaczać coś zupełnie innego.

Przekonują mnie ci, którzy twierdzą, że granice dobra i zła wyznacza ewolucja świadomości kulturowej. Słuchałem kiedyś w Neapolu młodego człowieka, który się nawrócił. Na spotkaniu z Janem Pawłem II powiedział, że wcześniej był profesjonalnym złodziejem. Od dziecka uczono go, że ukraść i nie dać się złapać to coś dobrego. Chwalono go za to, a on był z siebie dumny. Przez myśl mu nie przeszło, że czyni zło. Dopiero spotkanie z chrześcijaństwem, ze zrozumieniem empatii i drugiego człowieka zmieniło jego postrzeganie dobra i zła. Ten chłopak z punktu widzenia etyki chrześcijańskiej nie grzeszył, bo działał w zgodzie z własnym sumieniem.

Można zatem mówić o różnych sumieniach, jak sumienie aptekarza, lekarza, urzędnika?

Sumienie księdza, lekarza czy aptekarza odnosi się do materii, którą każdy z nich pogłębia, do porządku oceny wartości rzeczy, na które codziennie natrafia. Lekarze często poruszają się w sferze, w której dylematy są dramatyczne. Kiedyś pewien dyrektor dziecięcego szpitala w Kamerunie, lekarz i ksiądz, opowiadał mi, że gdy wybuchła epidemia, miał za mało lekarstw, żeby podać je wszystkim. Jeśli by je rozdzielił i dał każdemu dziecku, to nie pomógłby żadnemu. Wybrał więc te dzieci, które rokowały najlepiej. Słabsze skazał na śmierć. To są dramatyczne wybory, wobec których człowiek jest potwornie samotny, choćby nie wiem, ilu miał doradców. Nie można go osądzać. W konkretnych sytuacjach życiowych wybory nie są tak oczywiste.

Pamiętam, gdy w pobożnym środowisku krakowskim rozeszła się plotka, że jakoby nie jestem przeciwko przerywaniu ciąży, przyszła do mnie grupka bardzo sympatycznych ludzi, żeby mnie nawrócić. Spotkaliśmy się, rozmawialiśmy. Zapytałem wtedy jedną z lekarek, co robi, gdy widzi, że ciąża zagraża obojgu i prawdopodobnie obojga nie uratuje. Popatrzyła na mnie i odpowiedziała: staram się ratować oboje, choć wiem, że niemal na pewno z tego ratowania dziecko nie wyjdzie z życiem, ale go nie zabijam. Uważam, że są tematy, w których laicy tacy jak ja powinni być bardzo wstrzemięźliwi w mówieniu. To są wielkie dylematy, a ich rozstrzyganie nie jest czarno-białe. Dyskusja jest potrzebna, ale wśród ludzi, którzy doświadczają ich na co dzień. Poglądy tych, którzy wiedzę czerpią z internetu, należy traktować z dużym dystansem.

Prawdziwe wybory sumienia bywają bardzo trudne, dlatego człowiek prymitywny ucieka się do doktryny. Chrześcijanin chce zrozumieć Chrystusa, który powiedział: „niech weźmie swój krzyż i niech idzie za mną”, a jednocześnie jest miłosierdziem. Tak robi Franciszek – zmienia mentalność katolików. Choć np. łatwo można ludzi posegregować: ma ślub kościelny, to rozgrzeszam, nie ma ślubu kościelnego, nie ma rozgrzeszenia, Franciszek mówi: chwileczkę, może są ludzie, którzy nie mają ślubu kościelnego, lecz mają rodzinę, są w sytuacji, po ludzku biorąc, bez dobrego wyjścia. Czy na pewno zawsze żyją w stanie grzechu ciężkiego? Każdy przypadek – powiada Franciszek – trzeba obejrzeć z osobna. Chrystus nie odrzuca nikogo. Niektórzy ludzie Kościoła są przerażeni, że Franciszek kwestionuje nierozerwalność małżeństwa. Nie kwestionuje. Tylko stawia pytanie, co znaczy, że hermeneutyka Ewangelii zawsze jest hermeneutyką miłosierdzia.

Wiele kontrowersji budzi klauzula sumienia. Na pewno ksiądz słyszał.

Bez wątpienia lekarz nie może brać udziału w zabijaniu niewinnego człowieka. Może to wygląda na doktrynerstwo, ale jeżeli zakwestionuje się tę zasadę i uzna, że skoro człowiek jest niedorozwinięty, nie ma mózgu, jest dotknięty zespołem Downa, można zdecydować o jego śmierci, to wchodzi się na bardzo niebezpieczną ścieżkę eugeniki, która przed II wojną światową całkiem nieźle się rozwijała. Był taki czas, kiedy w Polsce bardzo łatwo przychodziło przerywanie ciąży, a w Rosji było jak wyrwanie zęba. Taka banalizacja to wielkie nieszczęście. Jeszcze teraz spowiadam stare kobiety, które umierając, nie mogą pogodzić się, że zabiły własne dziecko. Trzeba uszanować to, że są lekarze, którzy nie chcą wykonywać aborcji. Mają do tego prawo. A nakładanie na nich obowiązku podawania innego adresu jest humorystycznym kompromisem: ja nie mogę zabić twojego dziecka, ale kolega po drugiej stronie ulicy chętnie to zrobi. Gdyby informacja wisiała w rejestracji, pacjent mógłby wybierać według swoich przekonań.

To dylematy, które niełatwo rozstrzygnąć.

Wiem. Są sytuacje, kiedy ludzie nie chcą mieć dzieci, i podejmują cyniczne decyzje. Są jednak też te dramatyczne, kiedy ratuje się życie matki. Dylematy sumienia to nie jest takie gadanie przy herbatce. Zresztą, jak powtarza papież Franciszek, sprawa przerywania ciąży nie jest problemem religijnym, lecz naturalnym, ludzkim i w tym obszarze powinna toczyć się debata – w obszarze medycyny i praw człowieka. Czasem w debatach publicznych popełniamy błąd, bo odwołujemy się do wiary. A tę dyskusję należy prowadzić tak, by mówiono do siebie tym samym językiem. Jeśli chrześcijanin będzie mówił: Pan Bóg powiedział „nie zabijaj”, to ateista mu odpowie, że to jest jakiś stary żydowski mit. Nie dogadają się nigdy.

Prawo jest ponad etyką czy etyka ponad prawem?

Najpierw pije się zdrowie sumienia, a potem zdrowie papieża. Jeżeli papież coś mi nakaże, wbrew mojemu sumieniu, to odpowiem: przepraszam, Ojcze Święty, ale ja tego nie zrobię. Oczywiście za coś takiego się płaci. Więc jeżeli lekarz podpisze kontrakt, że będzie spełniał wszystkie przepisy obowiązujące w danym szpitalu, a wykonuje się w nim przerywanie ciąży, to potem nie może się dziwić, że go z tego szpitala wyrzucą, gdy odmówi wykonania aborcji. Ale ma wybór.

Czy nie uważa ksiądz, że w tych dyskusjach jest zbyt dużo agresji?

Agresja pojawia się wtedy, gdy ludzie nie są pewni swego i boją się argumentów drugiej strony. Kiedy czują, że zabraknie im własnych racji, krzyczą, że inni są mordercami. Ta dyskusja jest bardzo trudna, dlatego należy wystrzegać się emocji. Kiedy w Belgii wprowadzano liberalizację przerywania ciąży, kardynał Danneels powiedział: to nie jest nakaz, wszystko zależy od was, matek, to wy decydujecie i wasze sumienie.

Łatwiej jest zabronić niż przekonać.

Oczywiście. Racje po obu stronach są bardzo poważne. Nie wolno osądzać ludzi, którzy nie podpisują deklaracji sumienia. Oni wiedzą, że są sytuacje, w których – z ich profesjonalnego punktu widzenia – wykonanie aborcji jest konieczne. Odmawianie im pogrzebu katolickiego to osądzanie człowieka. Bardzo daleko idące.

Ma ksiądz na myśli pogrzeb prof. Wacława Deca?

Tak. Nie znałem tego człowieka, ale słyszałem, że był wspaniałym lekarzem. Wiem, że przerywał ciąże, ale wiem też, że pomógł bardzo wielu kobietom, uratował im życie. Zamknięto przed nim drzwi kościoła. To bardzo bolesne. Tak nie powinno być. Niektórzy powołują się na Pana Jezusa: „niech mowa wasza będzie tak, tak; nie, nie”, źle interpretując jego słowa. Nie rozumiem, dlaczego przypisuje się Panu Jezusowi jakiś prymitywizm umysłowy w obronie Pana Jezusa. Przecież Jemu nie chodziło o to, że świat się dzieli na tak, tak; nie, nie. Słowa te odnosiły się do Żydów, którzy im bardziej kłamali, tym bardziej przysięgali. Jezus mówił im: zamiast przysięgać, bądźcie ludźmi, którym można wierzyć: kiedy mówicie „jest tak”, to znaczy, że tak jest. Zamiast przysięgać, bądźcie wiarygodni.

Księży obowiązuje tajemnica spowiedzi. Do niedawna tajemnica obowiązywała też lekarzy. Obecnie może być ujawniona po śmierci pacjenta. Czy to dobrze? Może również księży można byłoby zwolnić z tajemnicy spowiedzi?

W kościele przez tysiąc lat nie było spowiedzi wielokrotnej, do XI w. można było spowiadać się tylko raz w życiu. W Wielkim Tygodniu odprawiane były nabożeństwa pokutne, do których ludzie przygotowywali się długo. Sugerowano też, by nie brali w nich udziału zbyt młodzi, bo mogą jeszcze w życiu nagrzeszyć. Osoby, które otrzymały rozgrzeszenie, nie mogły wykonywać zawodów, które mogłyby ich narażać na popełnienie grzechu ciężkiego, m.in. zawodu lekarza. Po wielu latach doświadczeń i przemyśleń, gdy Kościół lepiej zrozumiał istotę tego sakramentu, wprowadzono spowiedź wielokrotną, a co za tym idzie – tajemnicę spowiedzi. Teraz tajemnica jest święta. Na niej zbudowane jest zaufanie do sakramentu. Myślę, że nałożenie na lekarza obowiązku ujawnienia tajemnicy lekarskiej to podkopywanie zaufania do lekarzy.

Co jest istotą posługi kapłańskiej na terenie szpitali?

Rola księdza w szpitalu jest szalenie ważna, a szpital to miejsce szczególne. Inaczej patrzy się na świat, myśląc, że za chwilę mogę wyglądać jak ci panowie, którzy leżą tam obok. W szpitalu potrzebny jest bardzo mądry ksiądz, który ma mądrość człowieka kochającego ludzi, zwłaszcza tych w potrzebie. Ksiądz Kaczkowski był takim właśnie kapelanem. A jeżeli posługę w szpitalu pełnią księża przypadkowi, to potrzebna jest Opatrzność. Mam takiego niezbyt mądrego przyjaciela współbrata, o którym opowiadała mi kiedyś parafianka. Spotkali się, kiedy leżała w szpitalu. Wyglądało to tak. Przychodzi ksiądz, a ona zapłakana mówi: proszę księdza, mają mi obciąć dzisiaj nogę. Na co on do niej powiada: czemu ryczysz, głupia krowo, Pan Jezus za ciebie na krzyżu umarł, a ty mu nie możesz nogi oddać? Opowiadała to z zachwytem i wdzięcznością: on mnie postawił na nogi, odżyłam. I to jest właśnie ta Opatrzność.

Co znaczy być dobrym księdzem, a co znaczy być dobrym lekarzem?

Trzeba kochać ludzi. Lubić ich. I ciągle się dokształcać, formować, żeby nie wpaść w koleiny rutyny. Przykładem lekarza, który kochał ludzi, jest według mnie prof. Szczeklik. Z wielką życzliwością podchodził do każdego pacjenta. To był piękny człowiek.

Co w lekarzach ceni ksiądz najbardziej?

To przejęcie się innymi ludźmi i ich kompetencje. Tę życzliwość dla drugiego człowieka. Mam wielu przyjaciół lekarzy i pozytywne doświadczenia. Podzielę się jednym z nich. Kiedyś pani doktor, po zajrzeniu do mojej głowy, powiedziała: ma pan wspaniały mózg, chciałabym mieć taki mózg jak ksiądz – i niestety dodała – w księdza wieku. (śmiech)