29 marca 2024

Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej pyta: Wybory – i co dalej?

Gdy opadnie wyborczy kurz, okaże się, że podjęcie odważnych i dalekowzrocznych decyzji o zmianach w systemie ochrony zdrowia będzie jeszcze trudniejsze niż dotychczas. Czeka nas twarde lądowanie po wyborczych i okołowyborczych uniesieniach.

Foto: pixabay.com

Kto po zalewie prostych, kilkupunktowych recept na uzdrowienie ochrony zdrowia w Polsce będzie miał odwagę stanąć przed opinią publiczną i powie o ograniczeniu koszyka świadczeń gwarantowanych, o podwyższeniu składki zdrowotnej, o współpłaceniu, o ubezpieczeniach zdrowotnych, czy – bardziej przyziemnie – uprzedzi, że żaden lekarz ani system nie zdejmą z nas odpowiedzialności za zdrowie nasze i naszej rodziny, za to, co się je, jak żyje, czy dba o profilaktykę itp., itd.?

Obym się mylił, ale jestem pewien, że w opinii publicznej obecna kampania wyborcza wzmocni przekonanie, że modelowe rozwiązanie to zapewnienie przez omnipotentne państwo szybkiego dostępu do pełnego spektrum usług medycznych. Wyborcom żonglerka procentami (6 proc., 6,2 proc., a może 6,8 proc., jeszcze lepiej 7 proc., a dlaczego nie 11 proc. udziału wydatków na ochronę zdrowia w PKB?) niewiele mówi i przypomina zaklęcia przybliżające nas do wytęsknionego ideału. Nie zdziwmy się, że po wyborczej bitwie jeszcze powszechniejsze będzie przekonanie, że wystarczy więcej pieniędzy, by szybko dogonić europejskich liderów.

Znów będziemy świadkami gaszenia pożarów, doraźnego ratowania sytuacji kryzysowych. Na kolejnych konferencjach słyszeć będziemy biadolenie o braku koniecznych, trudnych, dalekowzrocznych politycznych decyzji, a na demonstracjach i protestach trybuni ludowi będą wywieszać transparenty z nośnymi hasłami. Marzy nam się wyrwanie z tego chocholego tańca… W tym miejscu niedawno pisałem o oddolnej społecznej presji na polityków, by rozpoczęli zmiany. Nadal tak myślę, ale jak uczy doświadczenie ostatnich trzydziestu lat, konieczny jest dialog, pokazanie alternatywnych ścieżek, wypracowanie w toku negocjacji najlepszych rozwiązań.

Tak właśnie się działo w krajach, które stawiane są za wzór do naśladowania, jeśli chodzi o systemy ochrony zdrowia.

Prace nad zmianami toczyły się tam długo, ponieważ słuchano ekspertów i reprezentantów różnych środowisk, analizowano warianty i ich konsekwencje, przebijano resortowe silosy, równolegle przygotowywano i edukowano społeczeństwo, dbano o przejrzystość procesu… Stworzenie sprawnego, efektywnego systemu, dającego pacjentom i personelowi poczucie bezpieczeństwa, to trudny, społeczny proces. To również prawdziwy test jakości stanowienia prawa w trybie konsultacji, negocjacji, szacunku dla reprezentantów różnych środowisk. Zmian w ochronie zdrowia, czyli w bardzo delikatnej tkance społecznej, nie da się odgórnie narzucić, nie podejmując dialogu.

Słowem, pozytywistyczna praca u podstaw tak bliska stanowi lekarskiemu okazuje się jak najbardziej aktualna w obecnej dobie. Rozbudzone podczas kampanii oczekiwania i rozhuśtane nastroje mogą – paradoksalnie – utrudnić i opóźnić wprowadzenie potrzebnych zmian w ochronie zdrowia. Może zabraknąć społecznego przyzwolenia dla wcale niełatwych kroków, skoro podczas kampanii zaserwowano paletę prostych kilkupunktowych pomysłów na poprawę, ale nie powiedziano, że ich osiągnięcie pociąga za sobą koszty. Wyborcze obietnice wykreowały wyimaginowany świat. Wybory się skończą, wybrańcy zasiądą w parlamentarnych fotelach i na ministerialnych stołkach, a my, lekarze, nadal będziemy swoimi twarzami firmować niewydolny system, który fundują nam politycy.

Z tym, że oni wolni są od odpowiedzialności za swoje działania, w przeciwieństwie do nas, gdy decydujemy o życiu i zdrowiu pacjenta. Ta świadomość nie może nas paraliżować, dlatego jako reprezentant środowiska lekarzy poczułem się w szczególny sposób upoważniony, by w otwartym liście wystosowanym 19 września br. zaapelować do polityków, aby w końcu zaczęli spłacać kredyt zaufania, który dostają od Polaków w kolejnych wyborach*. Jako samorząd zawodowy, którego konstytucyjną rolą jest ochrona interesu publicznego, będziemy nie tylko recenzentami poczynań rządzących, ale zamierzamy stanowczo i konsekwentnie egzekwować zasady dobrego rządzenia, kultury dialogu i autentycznych konsultacji z różnymi interesariuszami systemu ochrony zdrowia, w tym z lekarzami.

Andrzej Matyja, prezes NRL