20-lecie zlotów DoctorRiders: od kaszubskich dróg po Route 66
Historia DoctorRiders zaczęła się w 2004 roku, gdy dr Grzegorz Krzyżanowski, ówczesny przewodniczący Okręgowej Rady Lekarskiej w Łodzi, zaproponował swojemu asystentowi, motocykliście Marcinowi Dłużyńskiemu, zorganizowanie zlotu lekarzy na motocyklach.

Pomysł szybko dojrzał: Marcin zaprosił do współpracy swojego brata, Włodka i we wrześniu 2005 roku w Pabianicach odbył się I Ogólnopolski Motocyklowy Zlot Lekarzy – 42 uczestników, deszcz i chłód, ale atmosfera gorąca. Jeszcze w listopadzie 2005 roku powołano klub „DoctorRiders” przy OIL w Łodzi, który co roku organizował w województwie łódzkim Zlot.
Pomiędzy zlotami członkowie zjechali tysiące kilometrów przez Polskę, Europę i Świat, od kaszubskich tras po ikonę amerykańskich dróg – Route 66. Dziś, licząc około 200 członków, pozostaje wierne idei wspólnej, bezpiecznej jazdy i lekarskiej solidarności. O kulisach tej drogi opowiedział nam dr Grzegorz Krzyżanowski.
Joanna Barczykowska-Tchorzewska
Rozmowa z dr. Grzegorzem Krzyżanowskim
Jak uczciliście 20., jubileuszową edycję zlotu?
Postawiliśmy sobie sporo wyzwań. Po pierwsze – zmieniliśmy miejsce imprezy. Po wielu latach w Słoku uczestnicy potrzebowali odmiany, dlatego jubileuszową edycję zorganizowaliśmy w Kolumna Park Hotel. Termin przypadł na 11–14 września i przyznam, że trochę obawiałem się o pogodę. Niestety prognozy do ostatnich godzin pozostawały bardzo niekorzystne.
A jednak zlot się udał. Co było najtrudniejszym wyzwaniem?
Drugim dużym wyzwaniem był przejazd kolumną ulicą Piotrkowską. Żeby to zorganizować, musiałem przejść przez ponad 30 różnych instytucji i uzyskać specjalne zgody, ale ostatecznie udało się – otrzymaliśmy zgodę i przeprowadziliśmy przejazd ok. 100 motocykli przez ulicę Piotrkowską. Od Placu Wolności. przez Czerwoną, do Placu Niepodległości .To było naprawdę spektakularne widowisko.
I znów pojawia się temat pogody…
Tak, bo trzecim wyzwaniem była właśnie ona. Prognozy na ten weekend były wyjątkowo złe, ale ostatecznie zarówno w piątek kiedy zaplanowano wiele atrakcji w Kolumnie, jak i w sobotę podczas przejazdu kolumną aura dopisała i udało się zrealizować cały program. To bardzo ważne, ponieważ jazda w kolumnie w deszczu może być skrajnie niebezpieczna. Motocykliści jadą w odległości około 1,5 metra i jeśli jeden z nich poślizgnąłby się na mokrej nawierzchni, mogłoby dojść do naprawdę groźnej sytuacji. A dla mnie najważniejsze jest bezpieczeństwo uczestników. W niedzielę niestety pogoda nie była już łaskawa dla wracających, ale na szczęście wszyscy dotarli bezpiecznie do domów. Mamy swoją grupę, w której każdy melduje się po powrocie – dopiero wtedy uznajemy zlot za zakończony.
Jak wyglądała część artystyczna jubileuszu?
Na scenie DoctorRiders wystąpił lekarski zespół „Morcelator”, założony m.in. przez chirurgów i ortopedów. Potem zagrała kapela „Tipsy Drivers”, a na koniec mieliśmy wyjątkowy występ śpiewaków operowych. Ciekawym punktem programu była także wizyta w najlepszej pizzerii na świecie, czyli „Zielonej Górce” w Pabianicach. W Pabianicach wszystko się zaczęło 20 lat temu, więc nie mogliśmy ominąć tego miejsca.
Ilu członków liczy obecnie klub?
Około 200, ale co roku przyjmujemy nowych. Mamy tzw. dodatni przyrost naturalny. W tym zapisało się do nas 12 młodych członków. Najczęściej są to lekarze tuż po studiach, zarażeni nową pasją. Co roku większa liczba młodych zapisuje się do klubu, niż przechodzi na tzw. emeryturę klubową. Najmłodsi uczestnicy mają dziś niewiele ponad 26 lat. Z kolei najstarszy członek klubu ma ponad 80 lat.
Podczas jubileuszu uhonorowaliście także najstarszych członków?
Tak. Chcieliśmy w wyjątkowy sposób docenić tych, którzy są z nami od początku, czyli od 2005 roku. Jest ich trzynaścioro. Jeżdżą z DoctorRiders od pierwszego zjazdu. Każda z tych osób otrzymała pamiątkową tabliczkę z podziękowaniem za wspólne 20 lat, małą pozłacaną figurkę motocykla oraz medal 20-lecia DoctorRiders, który można wpiąć w kamizelkę.
Wspomnieliście także tych, których już z Wami nie ma.
Tak, właściwie od tego rozpoczęliśmy spotkanie. Przez te 20 lat nawiązało się wiele przyjaźni – część na całe życie. Niestety 18 członków nie ma już z nami, ale wciąż są obecni w naszych sercach. Wspominaliśmy ich wspólnie podczas zlotu.
Motocykle uznawane są za niebezpieczny sport. Jak dbacie o bezpieczeństwo podczas zlotów?
Oczywiście motocykle są niebezpieczne, dlatego kluczową rolę odgrywają szkolenia. Trzeba pamiętać, że aż 80-90 proc. wypadków z udziałem motocyklistów spowodowanych jest przez kierowców samochodów i innych użytkowników dróg, więc szkolenia powinny obejmować wszystkich uczestników ruchu, nie tylko motocyklistów.
Nasze zloty są zawsze zabezpieczane przez policję i jesteśmy chwaleni przez komendę za wysokie standardy bezpieczeństwa. Sami bardzo o nie dbamy – w klubie mamy ponad 10 wykwalifikowanych cornerów, którzy zabezpieczają kolumnę. Podczas każdego zlotu organizujemy szkolenia dla uczestników. Odbywają się one również w ciągu roku, między zlotami – często w formule tematycznej, np. jazda w terenie czy jazda na torze. Różne warunki wymagają bowiem różnych umiejętności.
Jak przez te 20 lat zmieniły się motocykle, na których jeździcie?
Bardzo. Zaczynaliśmy na Junakach, a dziś wśród członków są naprawdę świetne maszyny. Trzeba jednak podkreślić, że wśród lekarzy nie ma zbyt wielu fanów „ścigaczy”. Większość wybiera motocykle turystyczne, jest też trochę chopperów. Ja sam jestem wierny swojej maszynie – Harleyowi Davidsonowi z 1997 roku, na którym jeżdżę od 2. zlotu.
Motocykle towarzyszyły Panu od zawsze?
Jako młody chłopak sporo jeździłem. W 2000 roku moja żona zgodziła się, żebym kupił motocykl, i wróciłem do tej pasji. Rok później zostałem prezesem Łódzkiej Izby Lekarskiej i choć pomysł zorganizowania zlotu chodził mi po głowie od dawna, brakowało czasu, by się tym zająć. Udało się kilka lat później. I Ogólnopolski Motocyklowy Zlot Lekarzy odbył się w Pabianicach. Zorganizowali go bracia Marcin i Włodzimierz Dłużyńscy, przy współpracy Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi. Uczestniczyło w nim 42 lekarzy-motocyklistów z całej Polski. Padał deszcz, było zimno, noclegi były polowe, ale atmosfera – wspaniała.
Które wydarzenia z tych 20 lat najbardziej zapadły Panu w pamięć?
Na pewno pierwszy zlot. Pogoda była fatalna, ale atmosfera cudowna. Wtedy się wszystko zaczęło. Myśleliśmy, że zorganizujemy razem jeszcze kilka imprez, ale nikt nawet nie przypuszczał, że powstanie 20-letnia historia. Kiedy myślę „DoctorRiders”, w głowie mam wiele wypraw. Przejechaliśmy razem pół świata – od Mongolii, przez Route 66 w Stanach Zjednoczonych, po liczne trasy w Polsce i Europie. Różne składy, ale zawsze pod banderą DoctorRiders.
Czy są miejsca, do których chciałby Pan wrócić?
Chętnie wróciłbym do Kotliny Kłodzkiej i zjechał jeszcze raz szlakiem polskich zamków. Nie byliśmy też jeszcze na Opolszczyźnie.
Czy motocykle to sport dla każdego?
Nie, ale to piękna pasja, która daje wolność i pozwala oderwać się od rzeczywistości. Wspólna jazda niesamowicie integruje. Stworzyliśmy fantastyczną grupę. Dziś nasz klub liczy około 200 członków, a w kulminacyjnym momencie w zlotach uczestniczyło nawet 300 osób. Kiedyś mieliśmy tylko jedną kobietę w składzie, a dziś jest ich wiele – same jeżdżą na motocyklach. Fantastyczne jest też to, że 20 lat temu nasi członkowie przyjeżdżali na zloty z rodzinami i dziećmi, a dziś te dzieci są już lekarzami i same należą do klubu. Jesteśmy jak rodzina.
Jakie macie plany na przyszłość?
Za rok chciałbym ponownie zorganizować zlot w Kolumna Park Hotel, bo to miejsce sprawdziło się znakomicie. A poza tym to planuję wydania albumu z okazji 20-lecie, w którym znajdzie się wiele archiwalnych zdjęć. Trochę się przez te lata zmieniliśmy, ale nie zmieniła się nasza przyjaźń i miłość do motocykli. Chciałbym przez ten album zatrzymać wspomnienia na dłużej.
Źródło: „Panaceum” nr 10/2025