22 listopada 2024

Reforma kształcenia podyplomowego zatrzymuje się w pół drogi

W ramach nowelizacji ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty miała zostać przeprowadzona tylko reforma kształcenia podyplomowego. Okazuje się, że konsekwencje wprowadzenia nowych przepisów odczują wszyscy lekarze, choć w różnym stopniu.

Foto: OIL w Warszawie

Komentuje Łukasz Jankowski, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie:

– Reforma kształcenia podyplomowego zatrzymuje się w pół drogi. W planowanej nowelizacji ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, pod pozorem wielu bardzo dobrych zmian w kształceniu specjalizacyjnym, planuje się wprowadzić uproszczoną ścieżkę podejmowania pracy w Polsce dla osób zza wschodniej granicy.

Nie zgadzam się z przyjętą przez rząd narracją, że te ułatwienia mają dotyczyć obcokrajowców spoza UE. To ma tylko „zmiękczyć” opinię publiczną, bo nie mam żadnych złudzeń, że nie przyjadą do nas lekarze z Norwegii czy Szwajcarii, ale przede wszystkim z Ukrainy i Białorusi.

Po wprowadzeniu tych przepisów w naszych placówkach pojawią się lekarze dwóch prędkości. Obok Polaków z szerokimi uprawnieniami zaczną pracować osoby z ograniczoną możliwością pracy naukowej, zdane na odpowiedzialność dyrektora, które nie będą mogły wyjechać do innego ośrodka w celach szkoleniowych, bo właśnie tak jest to zapisane w projekcie ustawy.

Gdybym wyjechał do innego kraju i został postawiony w takiej sytuacji, czułbym pewną niesprawiedliwość, bo choć nie posiadałbym identycznych praw jak koledzy z macierzystego kraju, to miałbym te same obowiązki, jak oni.

Sądzę, że pacjenci również spoglądaliby na mnie inaczej, gdybym został zatrudniony na odpowiedzialność dyrektora szpitala pod warunkiem pracy tylko w jednym podmiocie. Obawiam się, że dyrektorzy, zdając sobie sprawę z de facto uzależnienia takiego lekarza od kierowanej przez niego jednostki, zaczną to wykorzystywać i z czasem pojawią się napięcia. Te przepisy przeczą idei wolnego zawodu.

Jestem krytyczny wobec ustawowego nałożenia na okręgowe rady lekarskie odpowiedzialności za przyznawanie PWZ dla lekarzy specjalistów spoza UE, bo samorządowi lekarskiemu nie przyznaje się żadnych narzędzi do weryfikowania kompetencji kandydatów do pracy w Polsce. Okręgowe rady nie są ośrodkami egzaminowania.

Wyobraźmy sobie sytuację, że trzeba będzie sprawdzić, jakim chirurgiem jest dany specjalista zza wschodniej granicy. Będziemy w stanie zweryfikować dokumenty i przeprowadzimy rozmowę z danym kandydatem, ale nie uda się sprawdzić jego poziomu wykształcenia, bo nie wybudujemy w tym celu pola operacyjnego.

Znane są przypadki, gdy specjalista zza wschodniej granicy na papierze wydawał się doskonałym znawcą tematu, ale w rzeczywistości był nieprzystosowany do wykonywania zawodu w naszym kraju. Wychodziło to na sali operacyjnej, kiedy pod obstawą polskich lekarzy miał zacząć wykonywać pierwsze zabiegi, ale na sprzęcie powszechnie dostępnym w Polsce nigdy nie pracował, a stosowane przez niego metody operacyjne nie przystawały do naszych realiów.

Jeszcze w trakcie protestu głodowego w trakcie rozmów z Ministerstwem Zdrowia słyszeliśmy, że po wprowadzeniu ułatwień dla lekarzy ze Wschodu w ciągu dwóch lat nie przyjedzie ich więcej niż tysiąc, dlatego nie sądzę, byśmy zaraz po wejściu w życie nowelizacji ustawy zostali zasypani wnioskami od specjalistów z Ukrainy czy Białorusi.

W naszym systemie brakuje ok. 60 tys. lekarzy, a dzięki przepisom wprowadzającym ułatwienia w zatrudnianiu cudzoziemców resort zdrowia stara się stworzyć wrażenie, że dzięki temu w krótkim czasie uda się tę lukę wypełnić. Te przepisy są plastrem na sumienie rządzących. To, że w polskiej ochronie zdrowia potrzeba rąk do pracy, jest faktem, ale obcokrajowcy powinni być równie dobrze wykształceni co polscy lekarze.

Notował: Mariusz Tomczak