Zbrodnia katyńska – milczenie i pamięć
W kwietniu 1940 r. w lasach nieopodal Katynia i w innych miejscach doszło do bezwzględnej międzynarodowej zbrodni. Zamordowano 22 tys. polskich jeńców wojennych, w tym 10 tys. oficerów. Wśród nich byli m.in. lekarze wojskowi i cywilni. W tym roku minęło 80 lat od tego okrutnego mordu – przypomina dr Mieczysław Dziedzic.
Po agresji Armii Czerwonej, która rozpoczęła się 17 września 1939 r. na wschodnich terenach Polski, do niewoli dostało się ok. 250 tys. żołnierzy.
Jeńców umieszczono w ośmiu obozach, wyznaczając obozy specjalne dla oficerów i wyższych urzędników państwowych: w Starobielsku, Kozielsku i Ostaszkowie, a także w więzieniach na obszarach obecnej Białorusi i Ukrainy.
Na mocy rozkazu NKWD nr 00350 z 5 marca 1940 r. zadecydowano o „rozpatrzeniu sprawy polskich jeńców w trybie specjalnym, z zastosowaniem najwyższego wymiaru kary – rozstrzelania”. Do dziś nie są znane wszystkie miejsca kaźni tysięcy zamordowanych ofiar – przedstawicieli polskich elit politycznych i intelektualnych.
Lekarze w rękach NKWD
W pierwszym miesiącu II wojny światowej lekarski obowiązek podjęło ok. 3 tys. lekarzy w 10 szpitalach wojskowych i ruchomych formacjach. Byli to zarówno członkowie korpusu etatowego armii i powołani rezerwiści, jak i ochotnicy, którzy zgłosili się do obrony ojczyzny. Ponad 600 z nich trafiło do sowieckiej niewoli i prawie wszyscy zostali zamordowani przez NKWD.
Niepełną listę sześćdziesięciu oficerów lekarzy straconych w Katyniu przedstawił dr Ludwik Kowieski w publikacji wydanej przez Lubelską Izbę Lekarską w 2004 r. Zamiarem niemieckich i radzieckich okupantów była trwała likwidacja całej warstwy przywódczej narodu polskiego. Z uwagi na ograniczany dostęp do archiwów, dotychczas niewyjaśniony jest pełny zakres współpracy Gestapo i NKWD w tej kwestii.
Faktem jest, że w latach 1939-41 wysocy rangą funkcjonariusze obydwu tych organizacji zbrodniczych spotykali się na wspólnych konferencjach, najpierw w Brześciu i Przemyślu, a później we Lwowie, Krakowie, Zakopanem i Krynicy. Niestety, nie udało się potwierdzić za pomocą dokumentacji relacji byłego premiera RP Leona Kozłowskiego, że w kwietniu 1940 r. w obiekcie wypoczynkowym NKWD w Katyniu, oddalonym kilkaset metrów od miejsca rozstrzeliwania polskich jeńców wojennych, przebywali niemieccy oficerowie.
Brzozowe krzyże
2 sierpnia 1941 r. wojskowe władze niemieckie uzyskały wiadomość o masowych grobach w okolicach Katynia od jednego z jeńców wojennych, lecz wówczas nie zainteresowano się tą sprawą. Pierwsze informacje o tej zbrodni wyszły na jaw od okolicznych mieszkańców, którzy przekazali je Polakom pracującym w batalionie roboczym organizacji Todta zajmującym się naprawą linii kolejowej koło stacji Gniezdowo. W marcu 1942 r., we wskazanym przez Parfiena Kisielewa miejscu, odnaleźli oni zwłoki polskich oficerów i postawili tam dwa symboliczne, brzozowe krzyże.
Wieści o rozstrzelaniu jeńców, którzy mieli polskie mundury i przeważnie byli oficerami, potwierdzał w zeznaniach funkcjonariusz niemieckiej policji pomocniczej Iwan Kriwoziercow. Jednak dopiero na przełomie stycznia i lutego 1943 r. okupacyjne władze niemieckie odkryły mogiły polskich oficerów, powiadamiając naczelnego dowódcę Wehrmachtu gen. Alfreda Jodla.
Wojna propagandowa
Klęska pod Stalingradem skłoniła propagandę III Rzeszy do próby skłócenia aliantów poprzez ujawnienie zbrodni popełnionej przez Związek Radziecki na polskich oficerach. 29 marca 1943 r. rozpoczęła pracę komisja prof. płk. Gerharda Buhtza, dyrektora Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Wrocławskiego, przeprowadzająca ekshumacje i badania kryminalistyczne, których wnioski naukowo potwierdzały datę dokonania masowego mordu w czasie, gdy rejon Smoleńska pozostawał pod władzą sowiecką.
11 kwietnia 1943 r. niemiecka agencja prasowa Transocean poinformowała, że w pobliżu wioski Katyń, na zachód od Smoleńska, odkryto groby kilku tysięcy polskich oficerów zamordowanych przez Sowietów wiosną 1940 r. 13 kwietnia informację na ten temat podało Radio Berlin. Ten dzień jest Dniem Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej. Informacja o zbrodni popełnionej przez NKWD została propagandowo wykorzystana przez Josepha Goebbelsa. Złożono wniosek do Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża o wysłanie do Katynia delegacji, która przeprowadzi prace ekshumacyjne.
Podobną notę złożył Stanisław Radziwiłł, przedstawiciel Polskiego Czerwonego Krzyża w Genewie, jednakże aby międzynarodowa organizacja mogła podjąć działania, był niezbędny wniosek trzeciej strony – Związku Sowieckiego. Taki dokument, z oczywistych względów, nie wpłynął. Zamiast tego Radzieckie Biuro Informacyjne 15 kwietnia 1943 r. obciążyło Niemców odpowiedzialnością za ujawniony masowy mord polskich oficerów w Katyniu, informując że „w lecie 1941 r. polscy jeńcy wpadli w ręce faszystowskich katów”. Od tego dnia zaczęło funkcjonować kłamstwo katyńskie.
Prace identyfikacyjne
Niemieckie Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych powołało różnego rodzaju komisje, które miały potwierdzić sowieckie sprawstwo dokonanej wiosną 1940 r. zbrodni, a także wysyłało do Katynia delegacje lekarzy, przedstawicieli PCK, jeńców z oflagów, pisarzy i dziennikarzy z okupowanych terenów Polski.
W pierwszej ekspertyzie sądowo-lekarskiej, do której doszło 14 kwietnia 1943 r. w Katyniu, brali udział przedstawiciele Polskiego Czerwonego Krzyża i Rady Głównej Opiekuńczej – byli to asystenci prof. Jana Olbrychta z Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie: Maria Byrdy, Marian Wodziński, a także Tadeusz Pragłowski, który w latach 1942-44 pracował w zakładzie anatomii patologicznej. Okazano im masowe groby, odsłonięte w trakcie prac identyfikacyjnych komisji prof. Buhtza.
W jednym z nich dr Pragłowski rozpoznał zwłoki w mundurze kapitana jednego ze swoich kolegów z Uniwersytetu Jagiellońskiego, co potwierdziło, że odkryto ciała polskich oficerów. „Pragłowski jako specjalista medycyny sądowej poczynił (…) kilka ważnych spostrzeżeń, które odegrały później pierwszorzędną rolę dla ustalenia czasu dokonania zbrodni, a pośrednio dla wskazania na ich faktycznych sprawców, tj. Związek Sowiecki” – napisał dr Marian Wodziński w raporcie Komisji Technicznej PCK opublikowanym w Londynie w 1947 r.
Prześladowania za prawdę
Ogrom tragedii, wynikający z metodycznie dokonanej zbrodni na tysiącach polskich jeńców, jest spotęgowany przez obowiązującą przez kilkadziesiąt lat zmowę milczenia. Zaprzeczenie, że mordu dokonało NKWD, czyli kłamstwo katyńskie, funkcjonowało w polityce międzynarodowej i na obszarze wpływów Związku Sowieckiego przez kilkadziesiąt lat. O rzeczywistych sprawcach i okolicznościach śmierci nie mogły się dowiedzieć ani osoby najbliższe ofiarom, ani społeczeństwo.
Za przypisywanie zbrodni w Katyniu oprawcom z NKWD groziły prześladowania i represje. Doświadczył tego dr Tadeusz Pragłowski. Był stale inwigilowany i aby uniknąć prześladowań przez władze komunistyczne, uciekł z Krakowa do Katowic. Był założycielem i pierwszym organizatorem tamtejszej katedry medycyny sądowej (1952). Jego rozprawa habilitacyjna wraz z wnioskiem Rady Wydziału Lekarskiego Śląskiej Akademii Medycznej o przyznanie tytułu profesorskiego miała zostać wysłana do Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej.
Zapewne ze względu na podtrzymywaną przez dra Pragłowskiego prawdę o sprawcach zbrodni katyńskiej, polityczni decydenci we władzach uczelni uniemożliwili przekazanie wniosku do CKK, co było jawnym złamaniem prawa. Od tego czasu, tj. od 1968 r., do dziś władze uczelni nie dokonały istotnego i trwałego uhonorowania postaci dra Pragłowskiego pomimo wielu starań ze strony samorządu lekarskiego.
Ulubiona dewiza Tadeusza Pragłowskiego: amicus Plato, sed magis amica veritas (Przyjacielem mi Platon, ale większą przyjaciółką jest prawda) tłumaczy niezłomny charakter, nawet kosztem ponoszenia osobistych konsekwencji. Jeszcze w latach 70. XX w. uwarunkowania polityczne narzucały zbiorową hipokryzję czy wręcz fałszowanie faktów z historii Polski. Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów poinformowała w 2015 r.: „w zasobach archiwalnych Centralnej Komisji nie natrafiliśmy na jakikolwiek wniosek o nadanie tytułu profesora ww. osobie”.
Tadeusz Pragłowski, etatowy docent Śląskiej Akademii Medycznej, nigdy nie uzyskał tytułu naukowego. Kadra naukowo-dydaktyczna i studenci, którzy znali jego udział w ujawnieniu prawdy o zbrodni katyńskiej, okazywali należny mu szacunek, wpisując do indeksów „profesor” przed jego nazwiskiem.
Mieczysław Dziedzic, członek Ośrodka Dokumentacji Historycznej Śląskiej Izby Lekarskiej