Palec kardiochirurga
Wielu kardiochirurgom nie spodobał się tytuł znakomitego filmu „Bogowie”, opowiadającego o początkach polskiej kardiotransplantologii. Uznano, że jest zbyt patetyczny, niepotrzebnie stawiający lekarzy na równi z Najwyższym – pisze dr Magdalena Mazurak.
Termin „palec boży” zwykle stosuje się do opisu wydarzenia lub zjawiska, w którym uznaje się udział sił nadprzyrodzonych. A czym jest, a właściwie czym był, palec kardiochirurga?
W 1947 r. w Londynie Thomas Holmes Sellors poszerzył zwężoną zastawkę płucną u młodego, 20-letniego mężczyzny z tetralogią Fallota („artykuł na ten temat ukazał się w czasopiśmie „Lancet”). Pierwotnie lekarz miał zamiar wykonać zespolenie systemowo-płucne (typu Blalock-Taussig) w celu zwiększenia napływu krwi do płuc, ale śródoperacyjnie okazało się, że uniemożliwiają to zrosty, które u pacjenta powstały na skutek gruźlicy.
Z sąsiedniej sali operacyjnej od ortopedów pożyczono więc narzędzie do przecinania ścięgien i operator naciął nim zwężoną zastawkę płucną. W czerwcu 1948 r. Russel Brock, zapewne nieświadomy sukcesu Sellorsa, także opublikował swoje doświadczenia z trzema pacjentami ze zwężeniem zastawki pnia płucnego, którą poszerzył specjalnym rozszerzadłem w Guy’s Hospital w Londynie.
Czy warto wyprzedzać swoją epokę?
We wrześniu 1948 r. Russel Brock wykonał pierwszą z wielu operacji zwężenia zastawki mitralnej, częstej wady nabytej w czasach częstego występowania gorączki reumatycznej. Rozdzielił spoidła własnym palcem i nazwał tę procedurę walwulotomią (mitral valvulotomy).
To był niezwykły rok, kiedy niemal jednocześnie w czterech różnych ośrodkach chirurdzy niezależnie od siebie zdecydowali się wykonać ten zabieg i wszystkim się udało. Pamiętajmy, że była to era sprzed wynalezienia aparatu do krążenia pozaustrojowego (maszyny płuco-serce).
Pierwszym z nich był Horace Smithy (30 stycznia, Charleston, USA), drugim – Charles Bailey (10 czerwca, Filadelfia, USA), sześć dni później to samo zrobił Dwight Harken (16 czerwca, Boston, USA), a trzy miesiące potem – właśnie Russell Brock (w Londynie). Ci trzej ostatni zastosowali pionierską technikę Henry’ego Soutara, który w 1925 r. po raz pierwszy skutecznie poszerzył zwężoną zastawkę mitralną u 15-letniej dziewczynki, która przebyła gorączkę reumatyczną.
Ujście mitralne Henry Soutar poszerzył swoim palcem wprowadzonym poprzez uszko lewego przedsionka. Stan pacjentki po zabiegu znacznie poprawił się i po ok. trzech tygodniach została ona wypisana do domu. Dziewczyna zmarła siedem lat później z powodu udaru mózgu, którego prawdopodobną przyczyną była skrzeplina pochodząca z serca.
Dlaczego za tym kamieniem milowym kardiochirurgii nie było dalszego ciągu, tj. kolejnych skutecznie zoperowanych pacjentów? Odpowiedź na to pytanie poznajemy z fragmentu listu z 22 września 1961 r., który Henry Soutar napisał do Dwighta Harkena: „Nie powtórzyłem zabiegu, bo nie skierowano do mnie drugiego takiego przypadku. Chociaż moja pacjentka po operacji czuła się dobrze, stwierdzono, że to było bezsensowne, że operacja była nieuzasadniona. Nie warto wyprzedzać swojej epoki!”.
Niespełniona prośba
Pierwszym, który powrócił do koncepcji Soutara, był wspomniany już Horace Smithy (1914–1948). W ciągu dwóch lat przeprowadził wiele eksperymentów na zwierzętach przy pomocy skonstruowanego przez siebie walwulotomu, 1/3 zwierząt nie przeżyła. Jak się później okazało, w swoich dążeniach i determinacji myślał nie tylko o pacjentach, ale także o sobie, on także przebył gorączkę reumatyczną.
30 stycznia 1948 r. 21-letnia Betty Lee Woolridge, ważąca 38 kilogramów ofiara gorączki reumatycznej, której prognozowano jedynie kilka miesięcy życia, została skutecznie zoperowana przy pomocy walwulotomu przez Horace’a Smithy’ego. Bez użycia skopii, bez zatrzymania serca.
Na zdjęciu, które ukazało się w „New York Times”, widać jej postać dwa tygodnie po zabiegu, gdy stoi na stopniach schodów prowadzących na pokład samolotu lecącego do Ohio, żegnana przez swojego chirurga. Po tym sukcesie Horace Smithy operował jeszcze sześciu pacjentów, ale przeżyło tylko czterech z nich. I wtedy właśnie tajemnica wyszła na jaw.
Okazało się, dlaczego temu chirurgowi tak bardzo zależało: zastawki lewej części jego serca były bardzo zniszczone przez gorączkę reumatyczną – miał skrajnie zwężoną zastawkę aortalną, zwężona była również zastawka mitralna. Horace Smithy zabrał swój walwulotom i spotkał się z Alfredem Blalockiem, prosząc, żeby ten wypróbował na nim to narzędzie. Ale Blalock nie dał się przekonać, miał zupełnie inny pomysł: zaproponował, żeby Smithy przywiózł jakiegoś swojego pacjenta do Baltimore i wtedy wspólnie go zoperują.
I tak mogłoby się stać, ale niestety pacjent zmarł na stole operacyjnym w trakcie znieczulenia i Blalock odmówił udziału w dalszych tego typu operacjach. Horace Smithy nie był w stanie nikogo przekonać do przeprowadzenia na nim operacji. Zmarł kilka tygodni później, 28 października 1948 r., z powodu niewydolności krążenia w przebiegu kolejnego epizodu gorączki reumatycznej. Miał 34 lata. Do jego śmierci doszło dokładnie 270 dni po operacji, którą wykonał u Betty Lee Woolridge, która z kolei zmarła kilka tygodni po zgonie swojego chirurga.
Apodyktyczny perfekcjonista
W 1950 r. Russell Brock opublikował opis sześciu przypadków wykonanej z sukcesem walwulotomii mitralnej. Pięć lat później, występując na międzynarodowym kongresie chirurgów, powiedział: „Pamiętam początki naszych pierwszych operacji zwężenia zastawki mitralnej, mieliśmy cztery kolejne zgony wśród kobiet na sali intensywnego nadzoru. Opanowała nas rozpacz, nastrój przygnębienia. Pamiętam, że powiedziałem mojemu zespołowi, że możemy zrobić tylko jedną z dwóch rzeczy: poddać się albo iść naprzód. Nie mogliśmy się poddać, bo wiedzieliśmy, że mamy rację. Mogliśmy tylko iść nadal naprzód”.
Russell Brock nie był łatwym człowiekiem. „Był perfekcjonistą, który ani sobie, ani współpracownikom nie pozostawiał marginesu na niedokładność. Jakakolwiek niedbałość oznaczała anatemę, nie tolerował braku klinicznej drobiazgowości czy inteligentnej analizy. Pacjentom oferował wszystko, co najlepsze i nie widział powodu, dlaczego ktoś inny nie miałby robić tak samo, jak on”.
Pomagał w karierach młodym chirurgom – pod warunkiem, że utrzymywali jego standardy. Nie był technicznie doskonały. Na sali operacyjnej bywał apodyktyczny. Tępił błędy językowe, niewłaściwe użycie słów i nieprawidłowy styl. Ale miał znakomite poczucie humoru. Był autorem licznych prac naukowych i kilku książek, honorowym członkiem wielu towarzystw i doktorem honoris causa kilku uniwersytetów na świecie.
Miał ogromną wiedzę na temat mebli antycznych i starodruków. W 1953 r. Russell Brock nabył najstarszy budynek Wimbledonu – piętnastowieczny „The Old Rectory”. Rok później za swoje zasługi uzyskał tytuł szlachecki (odtąd był tytułowany: Lord Brock of Wimbledon). Zmarł w 1980 r. w szpitalu, w którym pracował.
Odlew palca Brossa
31 marca 1955 r. wykonano pierwszą na Dolnym Śląsku operację na bijącym sercu. Prof. Wiktor Bross poszerzył swoim palcem wskazującym zwężoną zastawkę mitralną 26-letniej kobiecie. Asystowali mu prof. Stefan Koczorowski oraz doktorzy Władysław Wrężlewicz i Anatol Kustrzycki. Znieczulenie zapewniał prof. Antoni Aroński, jeden z pionierów polskiej anestezjologii.
Pamiątką po tym wydarzeniu jest nie tylko odręczny wpis w książce operacyjnej kliniki prof. Brossa, ale także… gipsowy odlew palca Brossa, którym została wykonana komisurotomia. W zależności od tego, jak głęboko palec chirurga był wprowadzany w głąb lewej komory, w takim stopniu poszerzana była zastawka mitralna. Wzdłuż gipsowego odlewu palca prof. Brossa, jak na linijce, były znaczniki pokazujące, jak głęboko wprowadzić palec, by poszerzyć ujście zastawki do odpowiedniego rozmiaru.
Polska kardiochirurgia i maszyna płuco-serce
Sześćdziesiąt lat temu, 12 kwietnia 1961 r. rosyjski astronauta Jurij Gagarin jako pierwszy człowiek poleciał w kosmos, otwierając erę eksploracji Wszechświata. Tego samego dnia Wiktor Bross we Wrocławiu przeprowadził z sukcesem jedną z pierwszych w Polsce operacji na otwartym sercu z użyciem maszyny płuco-serce. Pacjentem był 11-letni chłopiec.
Pierwszą na świecie zakończoną powodzeniem operację na otwartym sercu przy użyciu maszyny płuco-serce wykonał John Gibbon. Po 23 latach eksperymentów, 6 maja 1953 r., w Filadelfii podłączył do skonstruowanego przez siebie urządzenia 18-letnią uczennicę college’u i zamknął jej duży ubytek w przegrodzie międzyprzedsionkowej. Cecelia Bavolek, córka polskich emigrantów, została wypisana do domu po 13 dniach. Pionierska operacja podarowała jej kolejne 47 lat życia.
Wiktor Bross (1903-1994) przez wiele lat był kierownikiem II Katedry i Kliniki Chirurgii Akademii Medycznej we Wrocławiu. W 1958 r. przeprowadził pierwszą w Polsce operację na otwartym sercu (w hipotermii), zamykając ubytek przegrody międzyprzedsionkowej (ASD II). Wyjazd do USA na stypendium Rockefellera w latach 1958-1959 pozwolił mu zapoznać się z techniką operacji wad serca w krążeniu pozaustrojowym.
Wracając do Polski, zabrał ze sobą bezcenny prezent od tamtejszej Polonii: aparat płuco-serce typu Kay-Cross. To właśnie to urządzenie zostało użyte 12 kwietnia 1961 r. do zakończonej sukcesem operacji 11-letniego chłopca. Pacjent był operowany z powodu ubytku przegrody międzyprzedsionkowej (ASD II; śródoperacyjnie: ubytek wielkości monety 20-groszowej), który zaszyto szwem ciągłym.
W trakcie zabiegu okazało się również, że w sercu jest jeszcze jedna wada: ubytek przegrody międzykomorowej (VSD; jak napisano w protokole operacyjnym: ubytek wielkości płytki paznokciowej), który zaszyto szwami węzełkowymi. Czas wyłączenia serca z krążenia wynosił 54 min. Dziś pacjent miałby 71 lat.
Gdzie jesteś?
Sukces tej pionierskiej operacji, podobnie jak lot Gagarina w kosmos, utorował drogę do dalszych badań i opracowania nowych technik chirurgicznych, co pozwoliło ocalić życie kolejnych pacjentów z wadami serca. Z okazji okrągłej 60. rocznicy chciałam przypomnieć historię tego kamienia milowego w polskiej kardiochirurgii. Dysponując danymi z księgi operacyjnej (imię, nazwisko, rok urodzenia) próbowałam odnaleźć pacjenta, przeszukując różnorodne bazy internetowe.
Udało się odszukać trzy osoby zmarłe o tym samym imieniu i (nie tak często występującym) nazwisku. W żadnym przypadku nie zgadzał się jednak rok urodzenia. Ukazał się również apel w ogólnopolskiej prasie, przy okazji dwustronicowego artykułu pt. „Bogowie odeszli, ślad po pacjentach zaginął”, przedstawiającego historię kardiochirurgii i maszyn płucno-serce.
Po tej publikacji skontaktowali się ze mną jedynie pacjenci operowani przez prof. Brossa kilka lat później, natomiast los tego szczególnego, pierwszego pacjenta pozostaje nadal nieznany…
Dr n.med. Magdalena Mazurak, Oddział Kardiologii Dziecięcej, Wojewódzki Szpital Specjalistyczny we Wrocławiu