24 kwietnia 2024

Równanie z wieloma wiadomymi

Przyporządkowanie kolejnym generacjom kodów literowych X, Y, Z z definicji stawia na międzypokoleniowe różnice i podziały, spowodowane dorastaniem w różnych, pod względem dostępu do dóbr materialnych i technologii, warunkach.

Foto: shutterstock.com

Brzmi sensownie, lecz to nic innego jak zachęcanie nas przez socjologów do rozwiązywania równań z wieloma niewiadomymi, które odwraca uwagę od międzypokoleniowych podobieństw. Tych jest w mojej ocenie znacznie więcej niż różnic. Szczególnie w naszym, starym jak świat, zawodzie.

Według szeroko rozpowszechnionych opinii pracujemy przede wszystkim „dla kasy”, a młodsze pokolenia lekarzy, w odróżnieniu od wcześniejszych generacji, są zdecydowanie mniej skłonne poświęcać się zawodowo „dla idei”. Jako przedstawiciel pokolenia X, czyli osób urodzonych w latach 60. i 70. XX stulecia, nie podzielam tych poglądów. I, jak widzę, nie jestem sam.

Naukowcy z Uczelni Łazarskiego, realizując we współpracy z Naczelną Izbą Lekarską badanie „Lekarz przyszłości”, wykazali, że tym, co najbardziej satysfakcjonuje lekarza w jego pracy, są relacje z pacjentami, ich zaufanie i wdzięczność. Taka diagnoza nie przekona z pewnością internetowych trolli i hejterów oraz polityków przyprawiających nam (dla własnych celów) rogi wycelowane w pacjentów.

Dla nas, jak i dla naszych chorych, jest to jednak diagnoza bardzo ważna, będąca jednocześnie źródłem satysfakcji i optymizmu. Mimo tych wszystkich gorzkich żalów na temat odhumanizowanej i pogrążającej się w materializmie medycyny, nie straciliśmy z oczu człowieka – z jego cierpieniem, niemocą i wywołanym przez chorobę stresem.

Nie ma przy tym mowy, by młodzi lekarze mieli inne od starszych nastawienie do tej najważniejszej dla naszego zawodu idei. Pracując na co dzień ze studentami szóstego roku, stażystami oraz rezydentami, mogę to potwierdzić także w oparciu o własne obserwacje.

Co oczywiste, wśród najmłodszych przedstawicieli pokolenia Y (urodzeni w ostatnich latach XX stulecia), wchodzących od kilku lat do zawodu, zdarzają się zdeklarowani materialiści, gotowi zmieniać pracę dla przysłowiowych pięciu złotych więcej za godzinę, ale nie pokusiłbym się o stwierdzenie, że jest ich więcej niż wśród starszych.

Jak wynika z przeprowadzonych badań, młodzi lekarze chcieliby pracować przede wszystkim w szpitalach klinicznych i wojewódzkich, bo tam widzą najlepsze szanse zawodowego rozwoju. Tak się składa, że duże szpitale, zwłaszcza te zlokalizowane w największych miastach, na ogół nie oferują atrakcyjnych wynagrodzeń, co, jak widać, nie ma dla młodych lekarzy decydującego znaczenia.

Dla mnie to kolejne echo wyborów dokonywanych przez maturzystów, którzy w zdecydowanej większości chcieliby studiować na renomowanych uczelniach, by lepiej przygotować się do wykonywania zawodu. Nie widzę też, by „igreki” i „zetki” mniej garnęły się do pracy od „iksów”. Jasne, że w każdej większej grupie znajdują się „czarne owce”, ale jest ich moim zdaniem mniej niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka.

Niekiedy bowiem młodzi ludzie spoza stałego zespołu potrzebują większej dawki inspiracji, by odnaleźć się w nowych warunkach i pokazać pełnię zaangażowania. Reprezentanci pokolenia X, nazywanego też u nas pokoleniem PRL-u, powinni pamiętać, że młodsze generacje – to jest pokolenie Y, a szczególnie Z, nie doświadczyły życia w kraju byle jakich towarów i usług. Trzeba więc pokazać im jakość i sens w codziennej pracy.

Będzie wtedy łatwiej pozyskać ich do dobrej współpracy. Tam, gdzie „mentor” działa na zasadzie „zajmijcie się czymś i nie zawracajcie mi głowy”, nie ma mowy o wykorzystaniu potencjału „igreków” i „zetek”. Moja rada – nie zakładajmy z góry, że młodzi są „inni”, a przez to trudniejsi we współpracy.

To wygodne alibi, tłumaczące niechęć podjęcia współpracy z pozycji mistrza. Pamiętajmy o tym, że nasz zawód to uniwersalne, niezmienne od lat przesłania, które, jak pokazują badania, są nadal bardzo ważne.

Sławomir Badurek, diabetolog i nefrolog, publicysta medyczny