19 marca 2024

Pomysł rządu na braki kadrowe w ochronie zdrowia: więcej miejsc na studiach

„Kształćmy jak najwięcej, a jakoś to będzie” – tak prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski podsumował otwieranie kierunku lekarskiego w uczelniach zawodowych – pisze Mariusz Tomczak.

Foto: shutterstock.com

O ponad 53 proc. wzrosły limity przyjęć na kierunek lekarski w roku akademickim 2022/2023 w porównaniu z rokiem akademickim 2015/16 – informuje Ministerstwo Zdrowia.

Dla resortu to wciąż za mało, dlatego kolejnym uczelniom planuje dać zielone światło na rozpoczęcie kształcenia tych, od których będzie zależało życie i zdrowie pacjentów. Chodzi o placówki niemające dotychczas wiele wspólnego z medycyną.

– Uruchomienie kierunków lekarskich w wyższych szkołach zawodowych zwiększy dopływ fachowców do polskiej ochrony zdrowia – powiedział minister zdrowia Adam Niedzielski na styczniowej konferencji w Akademii Mazowieckiej w Płocku. Rekrutacja na kierunek lekarski ma tam ruszyć w czerwcu.

Radykalne przyspieszenie

Z szefem resortu zdrowia zgadza się minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. W jego opinii „radykalne zwiększenie” liczby miejsc na studiach medycznych to jedyny sposób na uzupełnienie niedostatków kadrowych.

– Już dziś kierunków lekarskich jest więcej na uczelniach podległych bezpośrednio Ministerstwu Edukacji i Nauki aniżeli na uczelniach medycznych – mówił w Podhalańskiej Państwowej Uczelni Zawodowej w Nowym Targu, którą odwiedził w styczniu w związku ze złożeniem wniosku o wydanie zgody na uruchomienie kierunku lekarskiego.

W Ministerstwie Edukacji i Nauki (MEiN) trwa weryfikacja liczącego 440 stron dokumentu. Jeśli MEiN, resort zdrowia oraz Polska Komisja Akredytacyjna (PKA) nie zgłoszą poważniejszych zastrzeżeń, przyszli lekarze rozpoczną studia w liczącej ok. 32 tys. mieszkańców historycznej stolicy Podhala od 1 października 2023 r.

Kierunek lekarski na 24 uczelniach

Obecnie kształcenie na kierunku lekarskim prowadzą 24 uczelnie, w tym 19 publicznych i pięć niepublicznych – nadzór nad dziewięcioma sprawuje Ministerstwo Zdrowia, a nad resztą szef resortu edukacji i nauki. Takie placówki są już w każdym województwie. W grudniu pozwolenie na utworzenie jednolitych studiów magisterskich o profilu ogólnoakademickim na kierunku lekarskim otrzymała Akademia Kaliska im. Prezydenta Stanisława Wojciechowskiego.

– To był bardzo długi proces – podkreśla rektor prof. Andrzej Wojtyła. Wystąpienie o zgodę poprzedziły wizyty w uczelni premiera Mateusza Morawieckiego i innych członków Rady Ministrów. W 2022 r. pozwolenie na utworzenie studiów na kierunku lekarskim od nadchodzącego roku akademickiego otrzymał Katolicki Uniwersytet Lubelski. W październiku 2023 r. kierunek lekarski prawdopodobnie uruchomi Uniwersytet Warszawski, stając się piątą w stolicy uczelnią kształcącą przyszłych lekarzy.

Możliwości kształcenia rozszerzają także niektóre uczelnie medyczne. W styczniu podpisano list intencyjny w sprawie utworzenia filii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Bielsku-Białej. Pierwsi studenci mogą rozpocząć naukę w stolicy Podbeskidzia już za kilka miesięcy. W MEiN na rozpatrzenie ma czekać aż 12 wniosków o zgodę na utworzenie kierunku lekarskiego, ale nie udało nam się tego potwierdzić, choć taka informacja krąży w mediach od tygodni.

Na pytanie o liczbę placówek podległych MEiN, w których zostanie uruchomiony kierunek lekarski, resort odpowiada, że jest to uzależnione od zainteresowania samych uczelni i oceny złożonych wniosków. Adam Niedzielski i Przemysław Czarnek w skokowym wzroście liczby studentów widzą rozwiązanie bolączek publicznej ochrony zdrowia, np. sposób na skrócenie kolejek.

Samorząd lekarski ma w tej sprawie odmienne zdanie. Lista obaw co do organizowanego naprędce kształcenia w uczelniach zawodowych jest długa. Naczelna Rada Lekarska (NRL) od dawna zwraca uwagę na pojawiające się nowe problemy, podczas gdy stare wciąż czekają na rozwiązanie. W ocenie lekarzy forsowana przez rządzących zmiana sposobu kształcenia przyszłych lekarzy obniży jego standard, co w naturalny sposób rodzi pytanie o kwestie związane z bezpieczeństwem pacjentów.

Nie ma wykładowców

Dla dr hab. Magdy Wiśniewskiej z Rady Ekspertów Naczelnej Izby Lekarskiej (NIL) najważniejszym argumentem przemawiającym przeciwko tworzeniu kierunku lekarskiego w kolejnych uczelniach zawodowych są obawy o jakość kształcenia.

– Wystarczy zapytać ministrów i parlamentarzystów, którzy korzystają z lecznic rządowych, czy poszliby do lekarza, który ukończył studia w szkole zawodowej gdzieś na prowincji – mówi. Dodaje, że nowe uczelnie mają niewielkie doświadczenie w kształceniu w dziedzinie nauk medycznych i nauk o zdrowiu.

– W mojej opinii nie jest to dobry pomysł, jednak wszystko zależy od tego, jak te studia są zorganizowane, w jaki sposób uczelnie są wyposażone i przede wszystkim, kto w nich będzie uczyć – mówi prof. Janusz Moryś, były rektor Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, obecnie kierownik Katedry i Zakładu Anatomii Prawidłowej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie.

Wiceprezes NRL Klaudiusz Komor także ma wątpliwości: – Zastanawiam się, kto będzie kształcił studentów na masowo otwieranych kierunkach lekarskich, skoro już teraz niektóre uczelnie mają problem ze znalezieniem wykładowców – mówi wiceprezes samorządu lekarskiego.

Jak zauważa Damian Patecki, przewodniczący Komisji Kształcenia Medycznego NRL, wirtualny stół anatomiczny nie zastąpi zajęć w prosektorium, a bez nich trudno nauczyć się anatomii – jednego z najważniejszych przedmiotów w trakcie studiów medycznych. Niektóre uczelnie nie mają takiego obiektu. Studenci niepublicznej Akademii Medycznych i Społecznych Nauk Stosowanych w Elblągu, w której kierunek lekarski istnieje od kilku miesięcy, na zajęcia jeżdżą aż do Bydgoszczy. To ok. 200 km.

Anatomia w prosektorium

– Jako anatom uważam, że studenci kierunku lekarskiego powinni się uczyć anatomii w prosektorium, a wszystkie nowe uczelnie winny zabezpieczyć odpowiednią bazę dydaktyczną. Żadne trójwymiarowe rekonstrukcje czy modele nie zastąpią kontaktu ze zwłokami. Z punktu widzenia przyszłego lekarza to ważne z uwagi na styczność z nieuchronną rzeczą, jaką jest śmierć człowieka, szacunek dla zmarłego i jego rodziny, a przede wszystkim możliwość przekonania się na własne oczy, jak skomplikowanym organizmem jest człowiek i jak wiele zależy od zrozumienia topografii narządów – dodaje prof. Janusz Moryś.

Własnego prosektorium nie ma m.in. Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie (UKSW) – studenci jeżdżą na zajęcia do Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Akademia Nauk Stosowanych w Nowym Sączu, która stara się o uruchomienie kierunku lekarskiego, budowę prosektorium ma dopiero w planach. Takim obiektem do niedawna nie dysponował Uniwersytet Technologiczno-Humanistyczny im. Kazimierza Pułaskiego w Radomiu, w którego murach kształcenie na kierunku lekarskim rozpoczęło się kilka lat temu.

Brak prosektorium był jednym z powodów wydania negatywnej opinii przez PKA w 2019 r. Komisja miała również zastrzeżenia do kadry prowadzącej kształcenie. Podobne uwagi Komisja skierowała wobec UKSW, co także skończyło się negatywną opinią.

– Komisja sprawdza m.in. to, czy uczelnia ma wystarczające zasoby kadrowe, odpowiednią bazę dydaktyczną, czy studenci mają dostęp do laboratoriów i prosektorium. Zdarza się, że dostaje negatywną opinię PKA, ale dalej może kształcić studentów – mówi Damian Patecki. Może, bo obowiązujące przepisy na to zezwalają.

Nie „zawodówka”, lecz uniwersytet

Eksperci podkreślają, że zdobycie dyplomu lekarza jest zwieńczeniem wieloletniego procesu kształcenia, do którego potrzeba czegoś więcej niż auli i sal wykładowych. „

Wykształcenie lekarza to nie tylko wyposażenie go w kompetencje czysto zawodowe, ale także wychowanie w szerokim kontekście humanistycznym, ze szczególnym zwróceniem uwagi na postawę etyczną, dlatego też ten rodzaj wykształcenia możliwy jest do uzyskania tylko w warunkach uniwersyteckich” – podkreślało Prezydium NRL w apelu do prezydenta Andrzeja Dudy o niepodpisywanie ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce oraz niektórych innych ustaw.

To właśnie te przepisy umożliwiły powstawanie „zawodówek” dla lekarzy. Prezydent tego głosu nie posłuchał. – Samorząd lekarski od dawna apeluje, aby kształcenie przyszłych kadr medycznych odbywało się jedynie w warunkach uniwersyteckich, co naszym zdaniem jest zgodne z regulacjami Unii Europejskiej – mówi prezes NRL Łukasz Jankowski.

W jego ocenie forsowane przez rządzących zwiększenie liczby medyków kosztem obniżenia jakości kształcenia doprowadzi do nieuznawania kwalifikacji części polskich lekarzy w innych krajach UE. Niedawno samorząd zwrócił się do Komisji Europejskiej w sprawie interpretacji przepisów dotyczących minimalnych wymogów kształcenia lekarzy, uzasadniając to m.in. troską o pacjentów.

Docelowa liczba lekarzy

W ostatnich latach liczba studentów na kierunkach lekarskich wzrosła o prawie 8 tys., a rezydentów o ok. 5 tys. Polski system kształcenia podyplomowego nie przystaje do rosnącej liczby przyjmowanych na studia, a w ślad za powstającymi jak grzyby po deszczu wydziałami lekarskimi nie idzie zwiększanie możliwości kształcenia specjalizacyjnego.

Strona rządowa uspokaja, że trzyma rękę na pulsie, ale nie wiadomo, czy władze rzetelnie przeanalizowały, ilu lekarzy będzie potrzebnych w Polsce za 10 czy 15 lat. Do chwili zamknięcia tego numeru z Ministerstwa Zdrowia nie otrzymaliśmy odpowiedzi na pytanie, czy resort nie obawia się, że w przyszłości liczba absolwentów studiów medycznych w Polsce będzie na tyle duża, że zacznie dramatycznie brakować miejsc specjalizacyjnych.

Z kolei MEiN na pytanie o docelową liczbę studentów na kierunku lekarskim, która nie spowoduje przeciążenia szkolnictwa wyższego, odpowiedziało m.in., że „minister właściwy do spraw zdrowia w porozumieniu z ministrem właściwym do spraw szkolnictwa wyższego i nauki corocznie określa, w drodze rozporządzenia, limit przyjęć na studia na kierunkach lekarskim i lekarsko-dentystycznym w poszczególnych uczelniach”. Konkretna liczba jednak nie padła.

Wiceprezes NRL Klaudiusz Komor nie kryje zaniepokojenia. – Nikt nie wie, jakie są realne potrzeby co do liczby lekarzy i jak to będzie wyglądało w przyszłości. Studenci muszą być kształceni w prawidłowy sposób, a obecnie nie ma odpowiedniej kadry ani zaplecza dydaktycznego. Najważniejsza jest jakość kształcenia, a nie liczba studentów – podkreśla.

Mnożą się obawy o to, czy system będzie gotowy do zapewnienia absolwentom kierunków lekarskich odpowiednich możliwości kształcenia specjalizacyjnego oraz satysfakcjonujących warunków pracy i wynagradzania.

– Liczba rezydentur i miejsc akredytacyjnych, także w specjalizacjach uznawanych za priorytetowe, jest zbyt mała. Wielkim problemem są warunki pracy. Lekarze nie chcą wybierać niektórych specjalizacji ze względu na brak zasady no fault, tak istotnej zwłaszcza dla zabiegowców. Co z tego, że mamy wielu studentów, skoro w dalszym ciągu nie będzie chętnych do bycia chirurgiem ogólnym? – pyta dr Klaudiusz Komor. I dodaje, że lekarze boją się nieuzasadnionych pozwów.

Hiszpania jako ostrzeżenie

Prezes NRL Łukasz Jankowski obawia się, że Polska może pójść śladem Hiszpanii, w której – w porównaniu do liczby mieszkańców – kształci się sporo lekarzy, ale pacjenci nie odnoszą z tego korzyści, bo znaczna część absolwentów kierunku lekarskiego decyduje się na emigrację. Z

 danych, którymi dysponuje NIL, wynika, że w Hiszpanii kształci się rocznie ok. 7 tys. przyszłych lekarzy na 53 wydziałach, a w ciągu 10 lat liczba zaświadczeń wydawanych lekarzom ubiegającym się o pracę za granicą wzrosła z kilkuset do kilku tysięcy. Jak mówi prezes NRL, ponad 20 lat temu w Hiszpanii liczba zaświadczeń wydawanych lekarzom planującym pracować za granicą była na podobnym poziomie co obecnie w Polsce.

– W Hiszpanii doszło do gwałtownego wzrostu liczby wydziałów medycznych, co doprowadziło do migracji młodych specjalistów. Wielu rozpoczęło studia tylko po to, by wyjechać z kraju – wskazuje Łukasz Jankowski. W Hiszpanii kadry są kształcone „na eksport”, a podatnicy to finansują.

Spoglądając na liczne wypowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, obóz władzy w Polsce chce takiego scenariusza uniknąć, ale – jak podkreśla samorząd lekarski – decyzje ministra Adama Niedzielskiego i ministra Przemysława Czarnka mogą doprowadzić do powtórki sytuacji z Półwyspu Iberyjskiego.

Nie ma optymizmu

Prezes NRL odnosi wrażenie, że Ministerstwo Zdrowia obrało strategię, którą można podsumować następująco: „kształćmy jak najwięcej”, twórzmy kierunki lekarskie na jak największej liczbie uczelni, a „jakoś to będzie”.

– Samorząd lekarski, w gestii którego za kilka lat będzie przyznawanie prawa wykonywania zawodu przyszłym absolwentom medycyny i który nad wykonywaniem zawodu sprawuje pieczę, nie podziela optymizmu rządzących względem jakości kształcenia – powiedział prezes Łukasz Jankowski w trakcie niedawnego spotkania Rady Organizacji Pacjentów działającej przy Ministerstwie Zdrowia.

W opinii prezesa NRL, zamiast „naprawiać” niewydolną publiczną ochronę zdrowia „produkcją” kadr, należy się skoncentrować na poprawie warunków leczenia. – To będzie z korzyścią zarówno dla lekarzy, jak i pacjentów – podkreślił. W podobny sposób do tej kwestii podchodzi dr Klaudiusz Komor.

– Potrzebne jest kompleksowe rozwiązanie polegające na poprawie organizacji i zarządzania w publicznej ochronie zdrowia oraz zatrzymaniu w niej jak największej liczby lekarzy specjalistów – mówi wiceprezes NRL.

Mariusz Tomczak