24 listopada 2024

Bezpieczeństwo leczenia ponad polityką

Podczas gdy rządowy projekt ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta nieoczekiwanie ugrzązł w Sejmie, samorząd lekarski przedstawia i kieruje do szerokich konsultacji społecznych własny projekt. I podkreśla, że potrzebują go nie tylko pacjenci, ale także lekarze – pisze Małgorzata Solecka.

Foto: Karolina Bartyzel/NIL

Projekt ustawy o jakości to „flagowiec” nie tylko Ministerstwa Zdrowia, ale może przede wszystkim samego ministra Adama Niedzielskiego, który wielokrotnie w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy powtarzał, jak wielkie znaczenie będzie mieć dla systemu i pacjentów uchwalenie przygotowanych przez resort zdrowia przepisów.

Fakt, że w międzyczasie przepisy te – już na wstępie oprotestowane przez samorząd lekarzy i lekarzy dentystów jako sprzeczne z ideą no fault – ewoluowały pod przemożnym wpływem ministra sprawiedliwości w kierunku „ustawy o donosicielstwie”, nie zmieniał dobrego mniemania ministra o wykonanym przez siebie samego zadaniu.

Wywracanie sensu

Z takim nastawieniem w styczniu Adam Niedzielski stanął na trybunie sejmowej, by podczas pierwszego czytania przedstawić posłom kolejny projekt do uchwalenia. Z podobnym nastawieniem spieszył się z konferencji na Zamku Królewskim 24 stycznia na sejmową Komisję Zdrowia rzecznik praw pacjenta Bartłomiej Chmielowiec.

Był pewien, że Komisja przygotuje projekt do drugiego czytania. Tymczasem posiedzenie trwało dziesięć minut i zakończyło się powołaniem podkomisji. To był pierwszy sygnał, że prace nad ustawą nie będą przebiegać bezproblemowo, przynajmniej z punktu widzenia ministra zdrowia.

Komisja Zdrowia niezwykle rzadko w ostatnich dwóch kadencjach decydowała się na powoływanie podkomisji do przepracowania projektów rządowych. Tym razem tak się stało. Jeszcze bardziej znamienne było jednak to, że w skład podkomisji nie wszedł, mimo wagi projektu i spodziewanych starć z opozycją, żaden z kluczowych dla tematów zdrowia posłów Prawa i Sprawiedliwości (PiS): ani przewodniczący Tomasz Latos, ani wiceszef Komisji Zdrowia Bolesław Piecha.

Pracami podkomisji miała kierować posłanka PiS Elżbieta Płonka (lekarka), ale finalnie przekazała to zadanie klubowej koleżance, Dominice Chorosińskiej (aktorce), która ze swojej nomen omen roli wywiązała się sprawnie, bo w ciągu kilku godzin podkomisja przepracowała projekt, odrzucając niemal wszystkie merytoryczne poprawki opozycji. W tym te, które ważyły najbardziej, czyli dotyczące przepisów wprowadzających – jak podkreślali posłowie opozycji – ostrą penalizację zdarzeń medycznych.

Wszystko za sprawą mechanizmu, który obejmuje quasi-gwarancjami bezpieczeństwa (możliwość nadzwyczajnego złagodzenia kary przez sąd pod warunkiem przychylnego stanowiska prokuratora) wyłącznie osoby, które – oczywiście imiennie, to fundament całej konstrukcji – złożą zawiadomienie o zdarzeniu medycznym, wskazując wszystkie osoby w nie zaangażowane.

– Wywracacie sensu całej ustawy! Lekarze, pielęgniarki, inni pracownicy nie będą po prostu zgłaszać takich zdarzeń, nie będzie szans na tworzenie rejestrów, wyciąganie wniosków, które pozwoliłyby zapobiegać takim zdarzeniom w przyszłości – alarmowali zgodnie Rajmund Miller (Koalicja Obywatelska) i Marcelina Zawisza (Lewica).

Polityka karna resortu

Głos środowiska lekarskiego również był słyszalny. Naczelna Rada Lekarska (NRL) przekazała wszystkim parlamentarzystom uwagi do projektu, które – według samorządu – powinny być wprowadzone, by ustawa miała w ogóle sens.

– Ratowanie życia nie jest przestępstwem i lekarze nie powinni być karani tak, jak karze się przestępców – podkreślał wiceprezes NRL Klaudiusz Komor podczas konferencji prasowej, poprzedzającej posiedzenie nadzwyczajnej podkomisji. – Nie domagamy się bezkarności, tylko poczucia bezpieczeństwa – przekonywał wiceprezes NRL Paweł Barucha. Jednak nieprzejednane stanowisko przedstawicieli resortu sprawiedliwości praktycznie uniemożliwiało szerszą dyskusję.

Komisja Zdrowia, która zebrała się dzień przed posiedzeniem Sejmu, miała za zadanie przygotować sprawozdanie na posiedzenie plenarne – drugie czytanie projektu i uchwalenie ustawy było wpisane do porządku lutowego posiedzenia. Już na wstępie opozycja zapowiedziała złożenie wniosków o odrzucenie projektu w całości, ze względu przede wszystkim na zastąpienie w nim rozwiązań opartych na systemie no fault opartymi na systemie donosów. Wydawało się, że dla prac parlamentarnych nie będzie to mieć większego znaczenia. PiS miało wystarczającą większość, by bez znaczących poprawek przyjmować artykuł po artykule.

Nie brakowało jednak ciekawych momentów, jak wtedy, gdy Bartłomiej Chmielowiec stwierdził, że „budowanie kultury bezpieczeństwa i budowanie jakości jest pewnym procesem”. – Wprowadzenie ustawy jest tylko pierwszym krokiem, żeby tę kulturę budować. Zaproponowane w tej ustawie rozwiązania wprowadzają wiele pożądanych rozwiązań, wzorowanych na innych krajach – mówił Rzecznik Praw Pacjenta, by niewiele później przyznać, że rozwiązania zastosowane w ustawie, jeśli chodzi o odpowiedzialność karną pracowników medycznych, to kwestia „polityki karnej prowadzonej przez Ministerstwo Sprawiedliwości”.

Może w marcu, może w kwietniu, a może wcale

Gdy wydawało się, że już nic się nie wydarzy – jednym głosem opozycja wygrała głosowanie nad odrzuceniem sprawozdania podkomisji. Posłowie PiS byli w szoku, ale Tomasz Latos nie stracił zimnej krwi i szybko zamknął posiedzenie, blokując głosowanie nad wnioskiem o odrzucenie projektu w drugim czytaniu.

Było pewne, że opozycji również to głosowanie uda się wygrać. Wyciągając jednak pewne wnioski z przeszłości, można było zakładać, że we wtorek rano Komisja Zdrowia zbierze się ponownie i PiS „wyprostuje” sytuację, stosując jakiś prawny (lub nie do końca prawny) kruczek, posługując się na przykład reasumpcją.

Nic takiego jednak nie nastąpiło. Przeciwnie, z porządku obrad Sejmu zniknęło drugie czytanie projektu, a Tomasz Latos na zaplanowanym posiedzeniu Komisji Zdrowia, poświęconym sytuacji w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej (na którym zresztą posłowie PiS niemal tak samo ostro przepytywali Ministerstwo Zdrowia co opozycja) nawet nie przesądził, że posłowie zajmą się projektem na marcowym posiedzeniu. – Może w marcu, a może w kwietniu, a jeśli nie w kwietniu, to wcale – mówili posłowie opozycji, streszczając to, czego się dowiedzieli w kuluarach o dalszych losach ustawy.

Czy to znaczy, że ustawa o jakości w wersji forsowanej przez rząd, oprotestowywanej przez środowisko lekarskie (ale też przez ekspertów i przedstawicieli innych zawodów medycznych) na pewno nie zostanie uchwalona i nie wejdzie w życie? Takie twierdzenie byłoby przejawem hurraoptymizmu. Wszystko w rękach kierownictwa PiS, czyli Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli minister zdrowia znajdzie sposób, by przekonać prezesa PiS do swoich racji, sejmowe młyny ruszą.

Jeśli nie, ustawa ma duże szanse pozostać do końca kadencji w sejmowej zamrażarce. Powód? Polityka. Z jednej strony PiS może się obawiać porażki w głosowaniu, jak w każdym, w którym Konfederacja głosuje z resztą opozycji. Ale ważniejsza wydaje się polityczna układanka w samym PiS. Pojawiły się spekulacje, że ustawa została ponownie zablokowana przez ministra sprawiedliwości, choć nie do końca wiadomo, dlaczego, skoro Zbigniew Ziobro uzyskał wszystko, co chciał. Wprowadzenie opcji „nadzwyczajnego złagodzenia kary” nie tylko nie wiąże rąk prokuratorom, przeciwnie – ogranicza możliwości sędziów, jeśli uznają oskarżonego winnym.

Nie ma „chemii”

Być może nie chodzi wcale o sprzeciw ministra sprawiedliwości. Nie jest żadną tajemnicą, że między posłami z kierownictwa Komisji Zdrowia, kluczowymi dla PiS wieloletnimi działaczami tej partii, i obecnym ministrem zdrowia nie ma „chemii”.

To Tomasz Latos i Bolesław Piecha skutecznie zablokowali inny flagowy projekt, czy też projekty, ministra Niedzielskiego, czyli ustawę o restrukturyzacji i modernizacji szpitalnictwa. A to tylko jeden z przykładów braku porozumienia. Zapowiedzi Adama Niedzielskiego, nie tyle startu w wyborach, co wzmocnienia pozycji politycznej, nie budzą – jak można nieoficjalne usłyszeć – entuzjazmu.

– Polityka przeżarła ochronę zdrowia – komentował wydarzenia w Sejmie prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski. A że ochrona zdrowia musi funkcjonować bez względu na uwarunkowania polityczne, pacjenci i profesjonaliści medyczni czekają na rozwiązania poprawiające jakość. Skoro wyhamowanie prac nad rozwiązaniami sygnowanymi przez ministra zdrowia stworzyło pewną przestrzeń dla nowych rozstrzygnięć, samorząd lekarski zaprezentował własny, przygotowywany od września ubiegłego roku projekt ustawy o bezpieczeństwie leczenia.

– Z uwagi na zawieszenie prac parlamentu nad tzw. ustawą o jakości, która była niekompletna, do której strona społeczna wniosła szereg kluczowych dla bezpieczeństwa leczenia uwag, po ich odrzuceniu wychodzimy z propozycją własnego projektu – mówił Łukasz Jankowski podczas prezentacji projektu. – Nasz projekt jest projektem samorządowym. Trzeba powiedzieć – projektem obywatelskim. Jako lekarze oraz obywatele chcemy lepszej ochrony zdrowia.

Piotr Pawliszak, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie, który przewodniczył pracom nad samorządowym projektem ustawy o bezpieczeństwie leczenia, podkreślał, że projekt – w sumie 62 artykuły – jest oparty na trzech zasadniczych filarach. Zresztą pokrywają się one w dużym stopniu z projektem rządowym. Różnicę stanowią „szczegóły”.

Różnią nas szczegóły

– Kluczowym jest system rejestrowania zdarzeń niepożądanych. My kładziemy większy nacisk na jakość, analizę, wydawanie rekomendacji bezpieczeństwa i zasięganie głosu eksperckiego – stwierdził Pawliszak. Rzeczywiście, w trakcie prac w Komisji Zdrowia pojawiały się pytania, w jaki sposób będą analizowane i przetwarzane informacje zawarte w rejestrze zdarzeń niepożądanych tak, by spełniał on swoją rolę.

Oczywiście, zakładając, że taki rejestr powstanie. A to w kontekście przyjętych rozwiązań nie jest pewne, a na pewno nie można zakładać, że będzie on wystarczająco duży, by pozwolić na wyciąganie wniosków. Lekarze konsekwentnie podkreślają, że nawet 90 proc. zdarzeń niepożądanych nie jest wynikiem błędu konkretnego człowieka, lecz wynika z błędów systemu lub jest wynikiem splotu wielu okoliczności, a działanie końcowego ogniwa tylko ten splot domyka.

– Chcemy odczepić samo zgłoszenie zdarzenia niepożądanego od odpowiedzialności karnej, o ile nie zostało zatajone. To jedna z głównych różnic pomiędzy naszym projektem a rządowym – powiedział Pawliszak. Drugi filar projektu to fundusz kompensacyjny i trzy kluczowe zapisy:

  • coroczna waloryzacja świadczeń (projekt rządowy w wersji, w której trafił do Sejmu, przewidywał waloryzację co pięć lat, na etapie prac w podkomisji udało się przyjąć poprawkę o corocznej waloryzacji),
  • wprowadzenie funkcji koordynatora leczenia poważnych następstw zdrowotnych (takie rozwiązanie rekomendowali przedstawiciele organizacji pacjentów podczas ubiegłorocznej konferencji eksperckiej poświęconej problemom jakości w ochronie zdrowia i bezpieczeństwu pacjenta, która odbyła się w Naczelnej Izbie Lekarskiej),
  • partycypacja finansowa podmiotów wykonujących działalność leczniczą w finansowaniu tego systemu.

– Ostatnim elementem są zmiany, jeśli chodzi o Kodeks karny, ograniczenie odpowiedzialności karnej do ewidentnych sytuacji rażącego niezachowania należytej ostrożności, na przykład przez brak nadzoru. To sytuacja, w której na sali operacyjnej leży znieczulony pacjent, lekarz wychodzi z sali operacyjnej i dochodzi do zdarzenia niepożądanego – podawał przykład prezes ORL w Warszawie.

Projekt ustawy został opublikowany na stronie Naczelnej Izby Lekarskiej i przekazany do szerokich społecznych konsultacji. Trafi również do parlamentarzystów wszystkich klubów.

Małgorzata Solecka