Medycyna oparta na wartości (value based medicine, VBM)
Żadne wydatki nie rosną w nieskończoność. Prędzej czy później w każdej dziedzinie zaczyna szukać się sposobów ich optymalizacji. Im efektywniej wydaje się pieniądze, tym więcej celów można zrealizować.
Foto: pixabay.com
Przez ostatnie miesiące w debacie publicznej poświęconej sytuacji w ochronie zdrowia w Polsce rozmawiano prawie wyłącznie o zwiększeniu nakładów publicznych na ten cel.
Tymczasem w Stanach Zjednoczonych i w zachodniej Europie od dawna toczy się dyskusja o konieczności jeszcze bardziej efektywnego wydawania pieniędzy. Nie omija ona Holandii, kraju najlepiej ocenianego w Europejskim Konsumenckim Indeksie Zdrowia, czy Wielkiej Brytanii.
Walia: leczą, ale liczą
– W Walii rozpoczęliśmy debatę, w jaki sposób zoptymalizować skuteczność usług i zapewnić pacjentom jak najlepsze rozwiązania przy optymalnym wykorzystaniu posiadanych środków – mówi Rebecca Richards, dyrektor National Health Service Wales Finance Academy.
W jej ocenie, stale wzrastającym potrzebom zdrowotnym i oczekiwaniom społecznym w zakresie ochrony zdrowia musi towarzyszyć wdrażanie polityki zorientowanej na mierzenie kosztów w odniesieniu do posiadanych zasobów (finansowych, kadrowych, materialnych). Jednym z przykładów takiego podejścia są zakupy endoprotez.
– Myślimy o kosztach w perspektywie długoterminowej. Nie chodzi tylko o umieszczenie implantu tak, aby było to najkorzystniejsze dla pacjenta, ale również o to, by długo mu służył – dodaje Rebecca Richards. Kluczową rolę mają dane pozwalające monitorować rzeczywiste skutki podejmowanych decyzji. – Tworzymy ustandaryzowane bazy danych, pokazujące skuteczność leczenia. Tą drogą staramy się znaleźć rozwiązania, aby posiadane środki wykorzystać w sposób najlepszy z możliwych – podkreśla dyrektor Richards.
W podejściu medycyny opartej na wartości (ang. value based medicine, VBM) chodzi nie tylko o porównanie wydatków z wynikami leczenia, ale również, a może przede wszystkim, o zestawianie rzetelnych danych z badań i analiz z korzyściami, jakie osiągają pacjenci dzięki podjęciu interwencji medycznej. – To zupełnie inne myślenie o systemie i zarządzaniu niż to, z którym obecnie mamy do czynienia w Polsce – mówi dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Centrum Kształcenia Podyplomowego Uczelni Łazarskiego.
Efekty zdrowotne ważniejsze od liczby procedur
Jak mówi dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, u podstawy tworzenia wartości zdrowotnej leżą takie słowa-klucze jak m.in. powtarzalność, wydajność, porównywalność, koordynacja, jasno zdefiniowane cele. Tymczasem w debacie publicznej w Polsce przyjęto dogmat tworzenia „taniego państwa”, co w konsekwencji prowadzi do istnienia nieefektywnego płatnika i funkcjonowania taniego, ale niezbyt efektywnego systemu opieki zdrowotnej.
– Nie jesteśmy nastawieni na wartość choćby poprzez zarządzanie wiedzą gromadzoną przez Narodowy Fundusz Zdrowia. To konsekwencja zarządzania planem finansowym, a nie wynikami. Sprawozdanie płatnika z kolejnych lat funkcjonowania opiera się na danych pokazujących liczbę procedur, a nie efekty zdrowotne. W NFZ problemem nie jest brak danych, ale brak zdolności do ich analizy i weryfikacji oraz nieuwzględnianie ich w procesie decyzyjnym – mówi dr Gałązka-Sobotka.
W jej opinii rządzący od lat konsekwentnie uciekają od tego, by stworzyć system ochrony zdrowia funkcjonujący w oparciu o rzetelne analizy, ale nie brakuje polityków deklarujących wsparcie dla idei medycyny opartej na wartości. Jak mówi Andrzej Sośnierz, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia, niegdyś prezes NFZ, taki model zarządzania pozwoliłby oddzielić faktyczne potrzeby zdrowotne od intencji politycznych, a ustawy byłyby przygotowywane lepiej niż obecnie.
– Środki należy wydawać na podstawie wiedzy i rozumu. Obecnie decyzje nie są podejmowane z intencją, że chcemy osiągnąć jakiś efekt zdrowotny. Trzeba mierzyć stan wyjściowy i określać cel – mówi poseł Sośnierz. Zdaniem Jakuba Szulca, byłego sekretarza stanu w Ministerstwie Zdrowia, a obecnie dyrektora w jednej z firm doradczych, od tej koncepcji nie ma odwrotu.
– Musimy być coraz bardziej owskaźnikowani, a także mierzyć efektywność interwencji w ochronie zdrowia, lokując je tam, gdzie wartość zwrotu jest najwyższa – mówi Jakub Szulc. Wprawdzie, jak dodaje, personel medyczny nie zawsze przyjmie z aprobatą to, że baczniej będzie spoglądało mu się na ręce, ale sytuacja wymusi to wreszcie na decydentach.
Czy większe nakłady poprawiają wyniki leczenia?
Sztuką nie jest wydać pieniądze, ale to, by realnie wyleczyć jak najwięcej pacjentów za pomocą możliwie najniższych nakładów. Takich głosów pojawia się coraz więcej ze względu na prognozy demograficzne. W ciągu najbliższych dwudziestu lat Polska może stać się drugą najstarszą gospodarką w Europie. – NFZ, w przeliczeniu na pacjenta, na populację do 50. roku życia wydaje trzy razy mniej środków niż na populację w wieku 50+ – mówi Jakub Szulc.
– Value based medicine to nie szansa, lecz konieczność dla polskiego systemu ochrony zdrowia – podkreśla dr Gałązka-Sobotka. Te opinie podziela Andrzej Sośnierz, podkreślając, że pełne wykorzystanie danych zgromadzonych w NFZ stanowiłoby podstawę do tworzenia sensownej polityki zdrowotnej i efektywnej dystrybucji środków. Dodaje, że płatnik powinien publikować wyniki leczenia w poszczególnych szpitalach.
– To tworzyłoby presję, można by porównywać placówki i mierzyć efekty – mówi poseł. I retorycznie pyta: dlaczego po przeznaczeniu w ostatnich latach większych środków na onkologię, nie poprawiły się wyniki leczenia, a jeśli wydano je bezskutecznie, to co właściwie się stało? W środowisku lekarskim są osoby otwarcie mówiące o konieczności wydawania pieniędzy w oparciu o jakość i efekty w znacznie większym stopniu, niż mamy z tym do czynienia.
Zdaniem prof. Pawła Buszmana, prezesa American Heart of Poland, wydatki muszą przekładać się m.in. na wydłużenie okresu życia i wydłużenie życia w zdrowiu, a Ministerstwo Zdrowia powinno rozliczać środki w oparciu o kluczowe wskaźniki efektywności (ang. key performance indicators, KPI). W jego opinii kardiologia inwazyjna w naszym kraju już teraz w dużej mierze opiera się na koncepcji medycyny opartej na wartości.
Od lat, poprzez rejestry, mierzy się wyniki wczesne i odległe, co pozwala porównywać je z tymi uzyskiwanymi w innych krajach Europy. Dzięki temu wiadomo, jak np. środki przeznaczane na leczenie chorób układu krążenia przekładają się na jakość usługi oraz wpływają na długość życia Polaków po przebytych incydentach sercowo-naczyniowych.
Im mniej zawałów, tym wyższy PKB
Z jednej strony – jak mówi prof. Paweł Buszman – wydatki NFZ na kardiologię wzrosły z ok. 2 mld zł w 2004 r. do ok. 3 mld zł w 2015 r., a z drugiej – w ciągu ostatnich 18 lat obniżyła się umieralność w zawale serca o 50 proc., zmniejszyła się umieralność w chorobie wieńcowej o 33 proc., a m.in. dzięki spadkowi umieralności z powodu chorób układu krążenia w tym samym okresie wydłużył się czas życia o 7-8 lat u kobiet i o 3-4 lata u mężczyzn.
– Kardiologia była jedną z nielicznych dziedzin w medycynie, która zmniejszyła umieralność w kraju, co w istotny sposób przekłada się na wskaźniki gospodarcze. Kardiologia prezentuje bardzo korzystny wskaźnik kosztowo-efektywny, co widać na przykładzie wyników leczenia np. zawałów serca czy niestabilnej dławicy piersiowej. Koszt uzyskania jednego roku życia w niestabilnej dławicy piersiowej to ok. 25-30 tys. zł, czyli poniżej połowy PKB per capita, co świadczy o wyjątkowo kosztowej efektywności tej procedury – mówi profesor, dodając, że największy problem zdrowotny w Polsce pokazują liczby: 5 mln osób chorych na serce, 10 mln z nadciśnieniem tętniczym i szacowana na od 800 tys. do 1 mln rzesza pacjentów zmagających się z niewydolnością serca.
Zgodnie z przywoływanymi przez prof. Buszmana badaniami, w krajach wysoko rozwiniętych zmniejszenie śmiertelności sercowo-naczyniowej o 5 proc. może zwiększyć PKB per capita o 1 proc. To wszystko, jego zdaniem, stanowi dowód na to, że w medycynę sercowo-naczyniową należy inwestować, bo pieniądze trafiające do kardiologów i kardiochirurgów zwracają się z nawiązką.
Mariusz Tomczak