Czas i magia symboli – wzburzony powstań ludu ziemi
Tytuł jest refleksyjny. Bardziej rzeczywistość oddaje podtytuł, ale z czystej poprawności politycznej nie wypada używać w tytule trawestacji słusznie minionego hasła. Ale to jeden wielki symbol – po tylu latach nie możemy porzucić rozwiązywania problemów inaczej niż w drodze jakiejś walki.
Spór jest rzeczą ludzką. Ale ciągła walka? Wzburzeni jesteśmy zapewne brakiem perspektyw odmiany w traktowaniu naszych problemów. Na chłopski nawet rozum, po takim twardym doświadczeniu jak kolejne fale pandemii, środowiska, które stawiły jej dzielnie czoła, zasługują przynajmniej na niedokładanie obciążeń.
Ignorowania stomatologii w oficjalnych strategiach rządowych do wiadomości nie przyjmujemy. Ostrzegamy, że to droga donikąd i trzeba z niej zawrócić. Nie da się dalej oczekiwać opieki nad pacjentami bez korekty jej wyceny. Jeśli zaś wycenę świadczeń publicznych ma przeprowadzać Agencja Taryfikacji, to potraktujmy to jako szansę wliczenia wreszcie do wyceny kosztów czynszu, amortyzacji, mediów czy zarządu. Ale zadbajmy, aby Agencja miała co przeliczać. Jeśli padnie wezwanie w stronę indywidualnych praktyk o przekazanie danych dotyczących kosztów udzielania świadczeń – przekażmy je. Inaczej wycena obarczona może być dużym błędem.
A nasze „powstanie wzburzonych” zaznaczmy 11 września w Warszawie podczas protestu. Wracając do symboli: następnym w rankingu niech będzie wyraźnie zarysowane ryzyko ostatecznego zerwania z modelem ubezpieczenia opartym na wyraźnym zdefiniowaniu roli płatnika. Projekt ustawy o jakości w ochronie zdrowia przewiduje bowiem, że NFZ stałby się zarówno instytucją płacącą za świadczenia, ale i oceniającą je w procesie autoryzacji i akredytacji, co ewidentnie kłóci się z zasadą równouprawnienia stron umowy cywilnej, jaką teoretycznie cały czas jest kontrakt z Funduszem. Zatoczyliśmy koło i po 20 latach wracamy do systemu stricte centralistycznego. Nawet propozycja obniżki (wskutek oporu wobec „Polskiego Ładu”) stawki składki zdrowotnej z 9 proc. na 3 proc. nie wywołała większej dyskusji, choć to jasne, że brakujące 6 proc. NFZ musiałby otrzymać z budżetu.
Pisząc o sprawach naszego środowiska stomatologicznego, nie sposób nie zaznaczyć naruszenia dość symbolicznej granicy. Byliśmy postrzegani jako grupa o w miarę jednolitym profilu oczekiwań: dać nam żyć jako przedsiębiorcom, nie przepełniać rynku, wesprzeć naturalny pęd do samokształcenia, a tym, którzy mają umowę z NFZ, godziwie zapłacić. Tymczasem na zbyt chyba wielu płaszczyznach dochodzi do rozejścia się interesów wewnątrz środowiska. Na przełomie roku mieliśmy dość ostry spór ze środowiskami pracodawców poradni stomatologicznych o sens sprzeciwu NRL wobec przyjmowania lekarzy spoza UE, teraz mamy do czynienia z próbami podważania jednolitego charakteru studiów stomatologicznych, padają też propozycje odrębnych kontraktów z NFZ zawieranych na etat higienistki.
Oczywiście, w różnorodności poglądów nie ma nic złego. Jednakże angażuje ona czas na uzgadnianie stanowisk. Warto po prostu odnotować tę jakościową zmianę. Pozwolę sobie też na osobisty symboliczny wątek i wspomnę, że tegoż 11 września, w którym to dniu umawiamy się na protest, minie dokładnie 20 lat od dnia, kiedy wybrano mnie pierwszy raz jako delegata na okręgowy zjazd. Data symboliczna, bo stało się to trzy godziny po tym, jak w Nowym Jorku runęły wieże. Koincydencji tej używałem przez lata, tłumacząc swoim adwersarzom, że to musiało tak zaważyć i aby mej miejscami żarliwej niezgody na zastaną sytuację nie odbierali tak osobiście. Czy to działało? Nie wiem, ale magię symboliki tego dnia wspominam do dziś.
Andrzej Cisło, wiceprezes NRL
Więcej informacji o proteście medyków, który 11 września rozpoczął się w Warszawie, a także kilkaset zdjęć z manifestacji i białego miasteczka, można znaleźć TUTAJ.