Dariusz Wasilewski: idziemy pod prąd
Z Dariuszem Wasilewskim, założycielem i prezesem Instytutu Wiedza i Zdrowie, współtwórcą powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego w Polsce, byłym zastępcą prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia, rozmawia Magdalena Pietraszko.
Dlaczego postanowił pan założyć think tank poświęcony ochronie zdrowia?
Pomysł narodził się dawno temu. Wydawało mi się, że istnieje zapotrzebowanie na organizację społeczną, która dawałaby świeży ogląd sytuacji. Sądziłem, że warto zainteresować decydentów długofalową pracą, która by kompleksowo podeszła do bieżących wyzwań, a przede wszystkim oparłaby się na rzetelnej analizie potrzeb i możliwości. I, co najważniejsze, dokonałaby spokojnego zastanowienia się nad fundamentem systemu.
Czy udało się trafić do polityków, którzy mają wpływ na strategiczne zmiany?
Zainteresowanie zawsze jest, ale gorzej z realnym działaniem. Politycy żyją rytmem wyborczym i brakuje im czasu, czy może raczej świadomości, że poza myśleniem nad marketingiem politycznym warto pochylić się nad kreowaniem rozwiązań, które rzeczywiście przyniosą zmianę satysfakcjonującą pacjentów i personel medyczny.
Mamy nieustającą reformę, więc wydaje się, że jest potrzeba angażowania ekspertów, naukowców.
Tak, zawsze będzie konieczność omawiania pomysłów polityków, a potem ich oceniania, weryfikowania, krytykowania. Mój kolega, ekspert naszego Instytutu, napisał bardzo ciekawe założenia programu reformy systemu dla pewnej partii, ale trafiły one do szuflady, bo nie było czasu, woli działania…
Jednak różne pomysły wciąż pojawiają się w debacie publicznej.
Od długiego czasu, tj. wprowadzenia w 2007 r. polskiego DRG, czyli systemu rozliczania świadczeń zdrowotnych, nie było tak naprawdę twórczych pomysłów. Obecnie chyba tylko opieka koordynowana w POZ zasługuje na uwagę. Obserwujemy wręcz swoiste mody na dyskutowanie o oddłużeniu szpitali albo skracaniu kolejek i planach restrukturyzacyjnych z jednej strony samych placówek medycznych, a z drugiej strony – regionalnych. Pamiętamy, ile mówiło się o sieci szpitali, badaniu jakości, a teraz często dyskutuje się o ich łączeniu. To serfowanie na koniunkturalnej fali, które nic nie wnosi. Mi chodzi o zaproponowanie przemyślanego systemu, który odpowie na najważniejsze potrzeby pacjentów.
Jakie to potrzeby?
przede wszystkim bezpieczeństwo – tak by pacjenci nie gubili się w gąszczu uregulowań i procedur. Byśmy wiedzieli, na co nas stać, by był klarowny przepływ finansów i jasne reguły organizacyjne. Zachęcam każdego do odpowiadania na podstawowe pytania: ile wolności, a ile równości? Jaką rolę ma mieć państwo, a jaką obywatel? Ile prywatnej własności, a ile państwowej dominacji? Kto odpowiada za zdrowie: czy moloch państwa, czy nie przypadkiem my sami? Jeśli my, to kto powinien decydować o naszych pieniądzach? Przecież taka rozmowa nigdy się nie odbyła.
Przez 25 lat nie doszło do ani jednej debaty nad fundamentalnymi założeniami opieki zdrowotnej. Mamy system powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego, ale czy jest on tak naprawdę ubezpieczeniowy? Nikt nawet nie spróbował zadać pytania, co by było, gdyby ten system był dobrowolny. No ale że sami mielibyśmy decydować o swoich pieniądzach? W odpowiedzi usłyszelibyśmy zapewne oburzenie. Nigdy nie odbyła się poważna debata, bo ktoś zdecydował, że za nasze pieniądze ktoś inny będzie decydował o kupowaniu nam usług zdrowotnych. Czyż nie jest to dziwne? Potrzebujemy normalności idącej pod prąd.
Co powinno być podstawą tej dyskusji?
To, co naturalne i podstawowe – prawo, że to my decydujemy o swej własności, czyli o dochodach, więc my powinniśmy decydować o własnym zdrowiu. W końcu to ono jest najcenniejsze. Mogę zdecydować, że część swych środków przekażę innym, np. ubezpieczycielowi, jednak to powinna być moja decyzja. Ja ponoszę konsekwencję, ja mam prawo, ale i obowiązek. To jest punkt wyjścia.
Potem moglibyśmy iść dalej, zadając pytanie o pośrednika – czy powinien być jeden państwowy monopolista, czy może jednak wiele podmiotów, które by konkurowały o składkę. Jednak my znaleźliśmy się w świecie urządzonym przez kogoś i trwamy w tej „kuli ochronnej”. Dopuszczenie do takiego pluralizmu i dyskusji jest wyzwaniem dla polityków. Natomiast takie podmioty jak Instytut Wiedza i Zdrowie oraz wszelkie organizacje społeczne, a przede wszystkim uczelnie, powinny prześcigać się z inicjatywami dotyczącymi wiwisekcji opieki zdrowotnej.
Więc dlatego powstał Instytut?
Taki był zamiar – odważnie pracować nad efektywnym i wolnościowym systemem zabezpieczenia zdrowotnego. Stąd nasze hasło: wolność, efektywność, zdrowie. Wokół tych haseł, idei opierania się na naturalnych, wręcz podstawowych prawach, jakimi jest własność, konkurencja, podmiotowość człowieka, prymat interesu pacjenta, został zbudowany think tank Instytut Wiedza i Zdrowie. Jeszcze raz podkreślę, że głównym pytaniem jest to, ile powinno być wolności w systemie opieki zdrowotnej.
Dużo pan mówił o teorii, a jak to ma się przekładać na konkretne propozycje rozwiązań?
Można czekać na świat idealny albo starać się zmienić go tu i teraz w ramach istniejących możliwości. Obecnie mamy przemyślany system oceny szpitali pomocny w zarządzaniu strategicznym, który można wpisać w szeroko pojętą dbałość o jakość ich funkcjonowania. Ten model zaproponowaliśmy Ministerstwu Zdrowia. Niedawno mieliśmy obiecującą rozmowę z panią wiceminister Katarzyną Kasperczyk, która jako doświadczony ekonomista od razu dostrzegła wartość benchmarkingu. To byłby naprawdę duży i innowacyjny projekt, możliwy do szybkiego wdrożenia.
Zapowiada się nowe otwarcie?
Dzięki współpracy z Narodowym Instytutem Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego, w ramach programu PROO 4, udało się sporo dokonać. Mamy stronę internetową nawiązującą do symboliki kas chorych (śmiech), ale przede wszystkim narzędzie analityczne, tzw. Platformę Analiz Specjalistycznych, czyli generator raportów i analiz. Chcemy go wykorzystać do opracowywania danych m.in. w kontekście jednostek samorządu terytorialnego. Rozmawialiśmy także z Narodowym Funduszem Zdrowia, by móc wykorzystywać wielkie bazy zagregowanych danych. Czeka nas sporo działań.