4 grudnia 2024

Dlaczego przedstawiciele zawodów medycznych wyszli na ulice?

W sobotę 11 września w Warszawie rozpoczął się protest pracowników ochrony zdrowia – pierwszy, który skupił znaczną część środowiska medycznego: lekarzy, pielęgniarki, fizjoterapeutów, ratowników medycznych czy diagnostów laboratoryjnych.

Protest przed Ministerstwem Zdrowia. Foto: Marta Jakubiak

Artur Drobniak, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej: – Minister nigdy nie chciał słuchać pracowników medycznych, bo dla niego jesteśmy tylko kosztem, tabelką w excelu. Będą nas próbować dzielić, ale nie dajmy się. Wszyscy razem medycy z pacjentami.

Michał Bulsa, członek Prezydium NRL: – Dla każdego medyka najważniejszy jest pacjent i jego bezpieczeństwo, ale żeby był on bezpieczny, to medyk musi być bezpieczny, musi godnie zarabiać i dobre warunki pracy, nie może nie bać się prokuratura. Tak nie da się leczyć ani żyć.

Katarzyna Krystosik-Łasecka, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Koszalinie: – Zawsze nas było za mało, co się przekłada na opiekę nad pacjentem. Jestem pracującym lekarzem emerytem, ale nadal pracuję, bo jestem potrzebna. W „Gazecie Lekarskiej” często państwo piszecie, jaka jest średnia wieku polskiego specjalisty, zresztą podobnie jak u pielęgniarek. Lansuje się pogląd, że średnia płaca lekarza to 26 tys. zł. Ja nigdy nie widziałam takich pieniędzy.

Agnieszka Serwan-Hałabuz, członek Prezydium Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie: – Najbardziej brakuje bezpieczeństwa, dla nas i dla naszych pacjentów. Nie ma odpowiedniej dostępności do świadczeń zdrowotnych, nakłady na ochronę zdrowia są za niskie, a nasze pensje nieadekwatne.

Piotr Przech, specjalista neurochirurg z Częstochowy: – Jesteśmy na manifestacji po to, by pokazać rządzącym, ale również naszym pacjentom, do czego doprowadziło niedofinansowanie ochrony zdrowia. COVID-19 unaocznił pewne rzeczy, a teraz stoimy przed czwartą falą pandemii. Szpitale są pozadłużane, widoczne są braki w różnych grupach zawodowych, wśród lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych i osób pracujących w laboratoriach. Praca jest bardzo ciężka, a od lat słyszymy political fiction jak bardzo zwiększono nakłady.

Rafał Jastrzębski, lekarz przed stażem z Wejherowa: – Chcielibyśmy, by lekarze i pielęgniarki mieli mniej papierów do wypełniania, a więcej czasu dla pacjentów. Najwięcej obaw mam z tym, że lekarze, którzy mają mnie wkrótce uczyć w ramach specjalizacji, będą mieli mało czasu m.in. z powodu biurokracji. Dało się to odczuć już w czasie studiów, gdy byłem w szpitalu. Myślę o wyjeździe za granicę, dostałem stypendium na trzy miesiące.

Lekarka z Wrocławia, specjalista neurolog dziecięcy: – Protestuję byśmy mogli żyć i leczyć normalnie. Każdy z nas, oprócz tego że jest medykiem, jest też pacjentem. Potrzeba nam dobrych warunków pracy, byśmy się przestali bać i my, i nasi pacjenci, by zdarzenia niepożądane były analizowane, a nie stawały się początkiem walki między ludźmi. Najbardziej w pracy przeszkadza mi to, że nie da się kompleksowo zająć się pacjentem w ramach 1-2 dniowego pobytu.

Tomasz Karauda, lekarz z Łodzi: – Gdyby wszyscy medycy postanowili pracować na jeden etat, system zawaliłby się z dnia na dzień. Nie znam ani jednego lekarza, pielęgniarki, ratownika, który pracowałby na jednym etacie. Nasz system jest oparty na wieloetatowości.

Piotr Pawłowski, student Uniwersytetu Medycznego w Łodzi: – Jestem tutaj, bo chciałbym, by Polska była krajem, w którym wszyscy pracowalibyśmy w dobrych warunkach, a pacjenci mieliby szerokie możliwości ochrony swojego zdrowia. Zdobywając tutaj wykształcenie chciałbym żyć i pracować w kraju. Obawiam się jednak, że po długim procesie kształcenia pójdę do pracy, której będę musiał poświęcić całe życie, nie mając czasu dla siebie i swojej przyszłej rodziny.

Anna, pielęgniarka: – Nie czekamy na żadne oklaski. Ważnym postulatem jest poprawa naszych warunków pracy. Chcemy zostać wreszcie docenieni.