Dr Andrzej Cisło: Spieszmy się kochać obietnice
Nie wiadomo, czy twórcy „Polskiego Ładu” dogłębnie przemyśleli istotę systemu gospodarczego jako systemu naczyń połączonych. Tu już nie chodzi o wydumane hipotetyczne reakcje na posunięcia w polityce podatkowej. Żaden tam „efekt motyla” – w przypadku składki zdrowotnej to mogą być zupełnie proste przełożenia.
W przypadku pominięcia inwestycji w świadczenia stomatologiczne, pewne „jak w banku” będziemy mieli napięcia i rozżalenie pacjentów samozatrudnionych, płacących dość wysoką składkę zdrowotną, bez żadnej gwarancji lepszego dostępu do takich świadczeń, po dostępności których ocenia się zwykle sprawność systemu.
A stomatologia należy do takiej grupy. Ludzie po prostu te kontrakty rzucą. Cóż, wychodzi na to, że nie tylko ludzi, ale i obietnice musimy się spieszyć kochać, gdyż tak szybko odchodzą, co rezolutnie zauważyła niedawno na Twitterze jedna z internautek, parafrazując sentencję ks. Twardowskiego.
W obliczu bliskiej perspektywy wejścia obowiązku raportowania zdarzeń medycznych chciałbym zawrzeć w tym felietonie szczegółową analizę rozwiązania, które też jest jedną wielką obietnicą, a mianowicie realnego dostępu pacjenta do jego dokumentacji medycznej poprzez umożliwienie pracownikom medycznym dostępu do niej za zgodą pacjenta. Fakt, opłacałoby się to wszystkim: pacjent nie musiałby powtarzać badań, załatwiać kopii dokumentacji, płatnik lub pacjent nie musieliby płacić za ponowne procedury diagnostyczne, a lekarz nie musiałby czekać na dotychczasową dokumentację nowego pacjenta. Jest to fundament całej wielkiej reformy.
W wystąpieniach do MZ zaznaczaliśmy, że szybkie wprowadzenie raportowania da póki co ograniczone benefity, gdyż pacjent nie ma narzędzia elektronicznego, aby upoważnić kogokolwiek do wglądu w jego dokumentację (poza POZ i ekipami ratunkowymi, gdzie dostęp z mocy ustawy jest pełny). Ministerstwo odpisało, że wdrożyło w IKP system zgód pacjenta. Przyjrzyjmy się więc temu systemowi: pacjent może upoważnić konkretnego pracownika medycznego lub cały personel danej placówki leczniczej czy apteki.
Nie musi też udostępniać całej dokumentacji – może określić zakresy czasowe (nawet więcej niż jeden), w których wytworzona dla niego dokumentacja podlega udostępnieniu. Pomińmy przy tym, ilu pacjentów rzeczywiście korzysta z IKP. Dalej, jeśli pacjent ma jednego stałego lekarza, to zapewne jest to albo lekarz POZ (który takiego upoważnienia od pacjenta nie potrzebuje) albo inny lekarz specjalista, z którym kontakt jest na tyle częsty, że wypracowane zostały już metody zapoznawania lekarza z konsultacjami lub wynikami badań.
Wiara zaś w to, że w przypadku doraźnych wizyt w innych placówkach pacjent przed pierwszą wizytą zadba o upoważnienie konkretnego medyka (o ile będzie w ogóle pewny, który medyk go przyjmie), udzielając stosownej zgody w IKP – jest wiarą zdecydowanie na wyrost. Skończy się na tym, że w przypadku konieczności sięgnięcia do wyników badań czy konsultacji wizyta będzie musiała być odłożona i to bez gwarancji, że pacjent tego stosownego upoważnienia dokona.
Nie przemawia też do mnie bonus w postaci możliwości określenia zakresów czasowych leczenia, z których dokumentacja może być udostępniana. Jestem bowiem zupełnie pewny, że u części pacjentów mogą występować zakresy leczenia (rodzaje specjalistów), z których dokumentację pacjent może chcieć chronić przed szerszym dostępem. Ilu pacjentów precyzyjnie wskaże zakresy dat takiego leczenia i jak dużo innych ważnych wizyt i wyników ulegnie przy okazji nieintencjonalnemu utajnieniu? Wszak zastrzegając jakiś okres, pacjent zastrzeże automatycznie wszystko, co się w tym okresie zdarzyło.
Piszę o tym z dwóch powodów: system upoważnień naprawdę jawi się jako zwornik całej reformy i przez to musi być jak najbardziej efektywny. Po wtóre, wielka szkoda, że nie zdecydowano się w tej sprawie na szerokie konsultacje ze środowiskiem medycznym. NRL od początku VIII kadencji najżywiej, jak może, manifestuje zainteresowanie tym tematem, tymczasem z naszej pomocy w kreśleniu architektury tej części systemu najwyraźniej zrezygnowano.
Andrzej Cisło, wiceprezes NRL