Dyskredytacja lekarza na Facebooku
Lekarz zamieścił w portalu społecznościowym Facebook post zawierający treść, która podważała autorytet (zaufanie do) innego lekarza, poniżała go w oczach opinii publicznej. Do postu dołączone zostało zdjęcie lekarza, którego dotyczyły dyskredytujące treści.
Foto: pixabay.com
Jak ustaliły sądy lekarskie, zamieszczony post nie miał żadnego związku z ochroną interesu publicznego, a jego celem było wyłącznie poniżenie, podważenie autorytetu pokrzywdzonego.
Post został usunięty z portalu Facebook po kilku godzinach przez samego autora, jednakże w międzyczasie odczytany został przez bliżej nieokreśloną liczbę osób. Sam pokrzywdzony o fakcie zamieszczenia postu na swój temat dowiedział się od znajomych lekarzy.
Okręgowy sąd lekarski uznał, że lekarz, zamieszczając post, naruszył zasady etyki, postępując wbrew treści art. 52 ust. 2 KEL, który nakazuje lekarzowi zachowanie szczególnej ostrożności w formułowaniu opinii o działalności zawodowej innego lekarza. Zgodnie z art. 52 ust. 2 KEL lekarz nie powinien publicznie dyskredytować innego lekarza w jakikolwiek sposób. Okręgowy sąd lekarski wymierzył obwinionemu karę upomnienia.
Na skutek rozpoznania odwołania obrońcy lekarza, Naczelny Sąd Lekarski utrzymał w mocy zaskarżone orzeczenie. Aktualny, na tle tej sprawy, pozostaje wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 23 kwietnia 2008 r. w sprawie o sygn. SK 16/07, w którym zwrócono uwagę, że pojęcie „dyskredytowanie” oznacza publiczną wypowiedź niezgodną z prawdą lub bez związku z ochroną interesu publicznego, wyłącznie lub przede wszystkim w celu podważenia autorytetu innego lekarza.
Sądy lekarskie nie miały wątpliwości, że zamieszczony w portalu Facebook post stanowił publiczną wypowiedź na temat działalności innego lekarza, nawet jeśli został usunięty przez użytkownika po kilku godzinach. Post nie znajdował odzwierciedlenia w stanie faktycznym, nie służył ochronie interesu publicznego, a zamieszczony został przez obwinionego pod wpływem emocji w związku z toczącym się między lekarzami konfliktem.
Paulina Tomaszewska, prawnik NIL
Komentarz
Kiedyś gazety, radio, telewizja, czasami różnego rodzaju konferencje, były areną do wypowiadania się. Uczyliśmy się, w jaki sposób się wyrażać, aby wypadło profesjonalnie, aby wypowiedzi były pełne, przejrzyste i zrozumiałe.
Pilnowaliśmy tajemnicy lekarskiej, wiele robiliśmy, aby nie naruszyć godności zawodu czy też, aby kogoś nie obrazić. No i przyszedł czas łatwego dostępu do internetu, do różnego rodzaju portali, w końcu obowiązkowego bytu w mediach społecznościowych. To umożliwiło nasze natychmiastowe reakcje na różne zdarzenia, także zawodowe.
Pozwoliło na wrzucenie czegoś do sieci w chwili emocji albo roztargnienia. Swoiste odreagowanie bez chwili na przemyślenie czy autocenzurę. W dodatku w dzisiejszym świecie tylko pierwsi się liczą, tylko krótka informacja jest interesująca, tylko ostre słowa lub zdjęcia przykuwają uwagę społeczności. Lekarskie sądy te nieprzemyślane zachowania piętnują. Traktują internet jako wystąpienia publiczne, nawet jeśli informacja – po chwili refleksji – jest usuwana, bo przecież w internecie nic nie ginie.
Rzecznicy i sędziowie lekarscy nie będą tolerować publicznej dyskredytacji i będą uważnie obserwować Koleżanki i Kolegów udzielających się w mediach społecznościowych. Tajemnica lekarska, dyskredytacja, niedopuszczalne reklamowanie się lub niedopuszczalna reklama to obszary chronione w Kodeksie Etyki Lekarskiej, ale także w prawie powszechnym. Organy odpowiedzialności zawodowej są zobowiązane do reakcji na naruszanie tych zasad. Chyba że te zasady zostaną zmienione.
Grzegorz Wrona, Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej