Forum w Krynicy: ciekawa dyskusja, odległy horyzont
Bezprecedensowa – to fakt – demonstracja jedności rządu wobec zdrowia, a wola dokonywania w systemie zmian wychodzących poza strefę komfortu, to jednak dwie różne rzeczy. Dla mnie horyzont tych dyskusji, poza kilkoma wyjątkami, był zbyt odległy, nieprecyzyjny i skupiony na omawianiu problemów, a nie rozwiązań.
Debata „Wspólnie dla zdrowia” z udziałem członków rządu w Krynicy
Foto: Mariusz Tomczak
Na uznanie zasługuje organizacja drugiej debaty „Wspólnie dla zdrowia” wokół wspólnej idei, zademonstrowana przez rząd premiera Morawieckiego świadomość wyzwań, wspólne akcentowanie przez członków rządu priorytetów zdrowotnych, ale w zakresie konkretnych rozwiązań dyskusja ta nie przyniosła nadzwyczajnych konkluzji, czy deklaracji.
Kluczowe pytanie dr Gałązki-Sobotki skierowane do minister Czerwińskiej, czy o wydatkach na zdrowie będziemy mówili w perspektywie łącznych kosztów choroby, czy możemy przejść na łączny rachunek gospodarki zdrowia i w tej perspektywie mówić o tym jak zabezpieczać środki, aby pozwalały realizować wszystkie ambitne zadania i wyzwania, spotkało się z warunkową, niezmiernie ostrożnościową odpowiedzią.
Pani minister wskazała, że w tym celu musielibyśmy zbudować spójną metodologię, która pokazywałaby, jakie są koszty i korzyści tego typu podejścia. Można by było do takiego procesu usiąść i wspólnie nad tym dyskutować – dodała. Tłumacząc język oficjalny na zrozumiały dla ludzi – nie mamy tego w planie i nie jesteśmy do tego przygotowani. Odpowiedź na drugie kluczowe pytanie, o integrację usług zdrowotnych i społecznych, skierowane przez prof. Czaudernę do minister Rafalskiej, również trudno uznać za satysfakcjonującą.
Poza przykładem wspólnego programu społecznego dla osób starszych, działań w zakresie integracji rejestrów, czy zaangażowania ministerstwa w projekt e-zwolnień, nie dowiedzieliśmy się jakie są zamierzenia pani minister w zakresie łączonej deinstytucjonalizacji opieki zdrowotnej i społecznej, inicjatyw integrujących działania specjalistów z obu tych dziedzin, czy horyzontalnych budżetów wspierających projekty nacelowane na wspólne rozwiązywanie problemów określonych grup społecznych. Zgodzić się należy z panią minister, że „jest trochę mniej tej Polski resortowej”. Jednak nadal dominuje strategia „zdrowie we wszystkich politykach”, a nie wspólna polityka zdrowotna we wszystkich strategiach.
Podobnie mimo deklaracji, że zdrowie traktujemy jako inwestycję, cała wypowiedź ministra Robaczyńskiego koncentrowała się na tym, co gwarantujemy za środki publiczne w zakresie opieki zdrowotnej i ile to kosztuje, a nie jakie efekty to może przynieść dla gospodarki. Była to wypowiedź strażnika kosztów, a nie pro-rozwojowego zarządcy kapitału. Podejście kosztowe podkreśliło także porównanie wydatków na ochronę zdrowia do wydatków na bezpieczeństwo publiczne. Potwierdza to ukształtowany przed dekadami, archaiczny z perspektywy nowoczesnych koncepcji gospodarki zdrowotnej, podział działów gospodarki narodowej i priorytetów państwa, w którym zdrowie plasuje się w oznaczonym jako „bezpieczeństwo” koszyku kosztowym usług publicznych obok policji i wojska. Całkowicie nie zgadzam się ze stwierdzeniem pana ministra, że różnicy pomiędzy systemem zdrowotnym a systemem innych usług publicznych nie ma. Jest i to podstawowa – przełożenie inwestycji w zdrowie na rozwój kraju.
Na tym przeważającym tle kilka wypowiedzi wybrzmiało wyjątkowo czytelnie i jednoznacznie. Minister Gadomski pół żartem pół serio stwierdził, że okres próbny dla niego się już skończył. Zachęcił do poszukiwania mniejszych projektów o charakterze „quick-win”, które przyniosłyby efekty tu i teraz. Zgadzam się z sugestią, że w ochronie zdrowia nie możemy w nieskończoność ciągnąć dyskusji o strategii. Warto jest otwarcie identyfikować słabości systemu, planować i podejmować odpowiadające wyzwaniom działania, a nie nieustannie manifestować przywiązanie do strategii. Czas skończył się nie tylko ministrowi Gadomskiemu, ale całemu ministerstwu zdrowia. Dla przykładu minister Szumowski, który z tak wielką ostrożnością wypowiadał się o value based healthcare, co uzasadnił brakiem danych i koniecznością budowy rejestrów, powinien mieć gotowy na poziomie operacyjnym, a nie strategicznym, plan działań w tym zakresie. Nie chodzi o rozpoznanie bojem onkologii, okulistyki, protezoplastyki czy POZ. Powinniśmy być już w centrum dyskusji o tym, czym jest graal wartości polskiego systemu ochrony zdrowia.
Konkretnie wybrzmiało także wystąpienie prezesa Niedzielskiego. Krótko i na temat – o liczbie łóżek, o kosztach, o strukturze i wreszcie o wspólnej ramie dla systemu ochrony zdrowia, która zagwarantuje, aby pieniądze i środki, które do tego systemu trafiają były wydatkowane efektywnie. Bardzo interesująco zapowiadało się rozwinięcie tematu w zakresie działań kontrolnych, metod i narzędzi, jakie powstają we współpracy ministerstwa zdrowia i NFZ, jednak zostało przerwane przez prowadzącą ze względu na upływ czasu. Szkoda, można i warto było dać panu prezesowi dwie trzy dodatkowe minuty, gdyż temat z perspektywy doświadczeń systemowych w innych działach państwa jest nie do przecenienia. Dowiedzieliśmy się więc jedynie o postępującym wzmocnieniu potencjału analitycznego i jego planowanym wykorzystaniu pod kątem kontrolnym jak i pro-rozwojowym.
W pamięci pozostała mi jeszcze jedna wypowiedź, tym razem przedstawiciela przemysłu, prezesa Oleszczuka. Nie można tego było powiedzieć celniej. Żeby polskie firmy wyprodukowały jeden innowacyjny lek, muszą mieć w badaniach klinicznych przynajmniej 10. To oznacza, że w badaniach przedklinicznych muszą ich mieć 1000. To oznacza, że muszą odkryć 5000 cząsteczek. W fazie I badań klinicznych producent ma 85% szans, że projekt nie wyjdzie. Jak dojdzie do II fazy, to ma 65% szans, że nie wyjdzie, a w fazie III 50% szans, że nie wyjdzie. Doceniając starania polskich firm innowacyjnych warto pamiętać o tej statystyce. Jest ona jednakowa dla całego rynku farmaceutycznego i jest nieubłagana. Ze swej strony dodam, że do rozwoju polskiego sektora leków innowacyjnych nie wystarczą działania pojedynczych firm, czy punktowe interwencje rządu. Do tego potrzebny jest całościowy system wsparcia rozwoju sektora, który dopiero się rodzi.
Na koniec kilka słów o wystąpieniu premiera Morawieckiego. Kilkukrotne przywołanie postaci i osiągnięć ministra Radziwiłła, który „zapoczątkował programy, które kontynuuje minister Szumowski” z jednej strony podkreśla ciągłość polityki rządu, jednak z drugiej pokazuje oczekiwania, jakie premier rządu ma wobec obecnego ministra zdrowia. Odczytuję to jako potrzebę konkretnych działań, zakończonych sukcesem inicjatyw, dyskusji których mi osobiście w debacie „Wspólnie dla zdrowia” w Krynicy, w wymiarze jakiego oczekiwałem, zabrakło.
Robert Mołdach
IZiD