Gdy odradzał się samorząd lekarski, entuzjazm był powszechny
Mija 30 lat od odrodzenia samorządu lekarskiego. Komentuje Aleksander Kotlicki, delegat na KZL (III, V, VII kadencja).
Foto: pixabay.com
– Entuzjazm był powszechny. W reaktywację samorządu zaangażowali się nie tylko zwykli lekarze, ale luminarze naszego zawodu – prof. J. Nielubowicz, T. Chruściel i wielu innych.
Reprezentowałem sektor MSW i nieskromnie mogę powiedzieć, że przyczyniłem się do rozwiązania tej izby. Środowisko postrzegało nas jak komunistów, a w oddziale, w którym pracowałem, do partii należała tylko siostra oddziałowa i jedna salowa.
Lekarze byli wysyłani tam do pracy po służbie wojskowej i nie mieli nic do powiedzenia.
Kwestie to podnosił dr J. Moskwa, broniąc nas przed wrogim nastawieniem kolegów. Wszystkie funkcje były pełnione społecznie, bez żadnego wynagrodzenia, o czym już prawie nikt nie pamięta. Z czasem zaczęło jednak działać prawo Parkinsona, na co zwróciłem uwagę na jednym z krajowych zjazdów lekarzy.
Przez dwa dni obrad, poza tradycyjnymi obrzędami organizacyjnymi (sprawozdania, wybory), nie poruszano spraw merytorycznie związanych z potrzebą zmian w służbie zdrowia, reakcji izb na dramatyczną sytuację płacową lekarzy. Zgodnie z prawem Parkinsona samorząd lekarski zaczął zajmować się samym sobą.