3 lipca 2025

Godzina na kwartał wystarczy. O inwestowaniu bez stresu

Większość osób nie powinna inwestować aktywnie, lecz pasywnie i w jak najdłuższym terminie – mówi dr n. ekon. Michał Masłowski, wiceprezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych, wykładowca na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu, który na giełdzie inwestuje od 1996 r., w rozmowie z Mariuszem Tomczakiem.

Fot. arch. prywatne

Czy każdy może inwestować?

Tak, a ze względu na inflację i sytuację demograficzną wręcz powinien. Inflacja nieustannie podgryza nasze oszczędności, a wszystko wskazuje na to, że za kilkadziesiąt lat emerytury wypłacane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych będą mizerne. Dzięki inwestowaniu możemy w długim terminie spróbować pomnożyć to, co już zarobiliśmy.

Niektórzy mówią, że to hazard.

To nieprawda. Im bardziej wydłużymy okres inwestowania, tym staje się ono bardziej przewidywalne. Skracanie tego okresu, np. do kilku miesięcy czy tygodni, wymaga profesjonalizacji i poświęcenia się temu zajęciu na pełen etat.

Powszechnie uważa się, że inwestor musi od rana do późnego wieczora śledzić doniesienia ekonomiczne ze świata i jest otoczony kilkoma monitorami, na których migają kolorowe wykresy. To mit?

Ciągłe śledzenie wieści ze świata polityki i makroekonomii czy informacji ze spółek jest konieczne dla profesjonalistów, którzy na rynku kapitałowym mają już ulokowane grube miliony. Inne osoby powinny być na nim obecne, ale nie muszą poświęcać na to dużo czasu – wystarczy lokować nadwyżki finansowe na jak najdłuższy termin w sposób pasywny, zdywersyfikowany i globalny. Jeśli ktoś jest lekarzem albo wykonuje zupełnie inny zawód – na przykład jest adwokatem, kompozytorem, kierowcą ciężarówki czy instruktorem fitness – to nie powinien inwestować tak, jak robią to profesjonaliści, lecz przede wszystkim dążyć do bycia jak najlepszym w swoim zawodzie. To mu się bardziej opłaci.

Załóżmy, że jestem zapracowanym lekarzem i nie mam za dużo wolnego czasu. Moją pasją jest medycyna, a nie finanse, ale chciałbym zacząć pomnażać to, co już zaoszczędziłem. Od czego zacząć?

Od założenia rachunków maklerskich IKE i IKZE, czyli indywidualnego konta emerytalnego i indywidualnego konta zabezpieczenia emerytalnego. Jak ktoś ma więcej wolnych środków, to może zdecydować się jeszcze na ogólnoeuropejski indywidualny produkt emerytalny, szerzej znany pod skrótem OIPE, które jednak działa na innych zasadach. Są to wehikuły inwestycyjne umożliwiające inwestowanie bez podatku od zysków kapitałowych (tzw. podatku Belki), który po drodze mocno zżera część osiąganej stopy zwrotu.

I co dalej?

Gdy już ktoś założył rachunki maklerskie w formie IKE lub IKZE, może zacząć kupować jednostki jednego z funduszy ETF (ang. exchange-traded fund) na rynki globalne. Nie chcę podawać konkretnych tickerów pozwalających na szybką identyfikację danego ETF, ale bardzo łatwo sprawdzić to w internecie. Od niedawna, właściwie od kilku lat, nie ma bariery kosztowej uniemożliwiającej tak szerokie inwestowanie. To znak naszych czasów. Jeszcze pod koniec ubiegłej dekady inwestowanie na rynkach zagranicznych wiązało się z ponoszeniem znacznych opłat. Obecnie dzięki jednemu instrumentowi finansowemu można zainwestować w zdywersyfikowany koszyk akcji globalnych.

Chodzi o jeden fundusz ETF?

Tak. Można ograniczyć się tylko do jednego, dobrze zdywersyfikowanego ETF, bo za jego pośrednictwem naraz inwestujemy w wiele spółek z różnych krajów. Jeśli opanujemy podstawową wiedzę, to inwestowanie da się sprowadzić do zaledwie jednej godziny w kwartale.

A co z obligacjami i tak popularnymi w Polsce kawalerkami na wynajem?

Mając nawet niewielkie oszczędności, można kupić akcje lub obligacje, a mieszkania już nie. Wszystkim początkującym rekomendowałbym rozpoczęcie przygody z inwestowaniem od portfela złożonego z jednostek funduszu ETF na akcje globalne i polskich obligacji Skarbu Państwa, które ze względu na oprocentowanie indeksowane inflacją są naprawdę wyjątkowym rozwiązaniem w skali świata. Mimo wszystko należy mieć na uwadze, że inwestowanie w akcje nie jest dla każdego z powodu odmiennego podejścia do ryzyka.

Co robić, gdy kogoś paraliżuje strach?

Jeśli ktoś obawia się spadków na giełdzie, to powinien posiadać w portfelu więcej obligacji. Moim zdaniem nie warto całkowicie rezygnować – w dodatku już w młodym wieku – z akcji, bo w długim ter minie właśnie one dają bardzo dużą szansę na pobicie inflacji. Pozwalają też czerpać korzyści z długoterminowego rozwoju gospodarczego na świecie. W tym kontekście warto pamiętać, że PKB świata podwaja się co dwadzieścia parę lat.

Inwestowanie jest dla osób młodych czy bardziej doświadczonych przez życie?

Warto zacząć inwestowanie jak najszybciej od małych kwot, bo dzięki temu wyrabiamy w sobie nawyki, które mogą pozostać z nami przez dekady. Co do zasady osoby młode, dopiero wchodzące na rynek pracy, które na emeryturę przejdą dopiero za około 40 lat, powinny w większym stopniu lokować swoje środki na rynku kapitałowym, ponieważ mają bardzo długi horyzont inwestycyjny i z reguły niewielkie oszczędności. Ale, jak już wspomniałem, każdy ma inną awersję do ryzyka. Niezależnie od wieku trzeba przyzwyczaić się do tego, że od czasu do czasu giełda płata psikusa i w ciągu miesiąca lub dwóch można być na minusie. To zresztą jedna z przyczyn popularności inwestowania w nieruchomości. Mieszkania nie są notowane na żadnej giełdzie, więc nie zastanawiamy się każdego dnia nad ich aktualną wyceną. Dzięki temu nasza psychika inaczej znosi nawet kupno „na górce”.

Dlaczego nie należy lokować środków tylko w jednym kraju?

Jako Polacy zarabiamy w polskim złotym, mamy oszczędności w polskim złotym, wielu z nas posiada jakąś nieruchomość w naszym kraju, dlatego warto mieć jakieś aktywa ulokowane w innych walutach w akcjach spółek działających w innej części świata lub wręcz na całym świecie. Wprawdzie pierwsze miesiące 2025 r. były fantastyczne dla Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, ale jak spojrzymy na kilkudziesięcioletnią historię rynku kapitałowego, okazuje się, że bywa różnie. Zawsze będzie kraj, który w danym okresie wypadnie bardzo dobrze na tle innych. Nawet w państwie, w którym giełda rośnie przez długie lata, mogą dojść do władzy siły polityczne wpływające negatywnie na gospodarkę. To stanowi ryzyko dla naszego portfela.

I nie należy kupować wyłącznie akcji na giełdzie w Nowym Jorku?

Moim zdaniem nie, mimo że jest to już łatwo dostępne dla wszystkich Polaków. Historia ostatnich ponad stu lat pokazuje, że rynek akcji w Stanach Zjednoczonych nieustannie pnie się w górę, ale przyszłości przecież nie znamy. Obecnie, m.in. za sprawą gigantów technologicznych, spółki z USA są światowym hegemonem, ale nikt nie wie, czy w perspektywie kilkudziesięciu lat sytuacja nie ulegnie zmianie. Wybierając ETF na indeks akcji globalnych, i tak w dużej mierze inwestujemy w spółki notowane na giełdzie w Stanach Zjednoczonych. Ale dywersyfikacja geograficzna to jedno, osobną kwestią jest ryzyko geograficzne.

Ma pan na myśli wojnę na Ukrainie?

Tak. W ostatnich latach wiele osób zostało zaskoczonych, że tuż za naszą wschodnią granicą wybuchła pełnoskalowa wojna. Dla mieszkańców naszego kraju to kolejny argument za dywersyfikacją aktywów, choćby dlatego że zagraniczni inwestorzy, zwłaszcza zza oceanu, traktują nas jak kraj przyfrontowy. To przekłada się przecież na polską giełdę. W życiu, a więc także w inwestowaniu, finansach czy gospodarce, nic nie jest dane na zawsze.

Ile trzeba mieć pieniędzy, żeby zacząć inwestowanie?

Wystarczy nawet 100 złotych. Kiedyś było to niemożliwe albo nieopłacalne, ale dziś jest inaczej. Moim zdaniem ktoś, kto jest w stanie zaoszczędzić kilkaset złotych miesięcznie, już może zacząć, tym bardziej że, tak jak wspominałem, domy maklerskie w Polsce bardzo mocno obniżyły swoje opłaty. Oczywiście z bardzo małych kwot dużych zysków nie będzie, ale z drugiej strony lepiej oszczędzać niewielkie kwoty i je inwestować, niż wydawać wszystko na bieżąco. Ostatnio usłyszałem powiedzenie, które bardzo wryło mi się w pamięć: „duże pieniądze to dużo małych pieniędzy”. W pełni się z tym zgadzam.

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 6/2025