Handlowanie demokracją (list)
Sam nie wiem, czy mam się wkurzać na Pana naiwność, czy nie. Już raz zżymałem się, kiedy nabijał się Pan z podskakiwania przeciwników „dobrej zmiany” i labidził nad zadłużeniem spowodowanym rządami Platformy.
Foto: P. Tracz / KPRM
Nawiasem mówiąc, PiS już tak ma – co zauważył Giertych, a pewnie wie, co mówi – że to, co PiS mówi, należy rozumieć opacznie albo odnosić do nich samych, nie uważa Pan?
Teraz zamiast dobrej – sam Pan widzi – ma Pan nie tylko złą zmianę, ale burdel na kółkach i to w każdej dziedzinie: od koni do broni. Przepraszam za kolokwializmy, ale nawet Tym nie wytrzymuje ostatnio w swoich felietonach i używa takiego języka.
Co Radziwiłł […] opowiadał, kiedy nie poszedł jeszcze w ministry, to jedno, a co po awansie – to drugie. Czy doprawdy tak krótko Pan żyje, żeby jeszcze w cokolwiek z tego, co te nasze ministry opowiadają, uwierzyć? Jeśli tak, to zazdroszczę. […] Czy którykolwiek z wielce szanownych ministrów lekarzy, poza gadaniem, zrobił coś zgodnie z interesem naszego środowiska, ba, interesem pacjentów?
Raczej naszym kosztem chciał się przypodobać elektoratowi. Wszelkie ustępstwa, jakie pamiętam, zostały wymuszone strajkami, protestami i malejącą liczbą starzejących się lekarzy i innego personelu. Toż to zwykli figuranci! Poleźli robić kariery w rządzie, to i muszą dąć we wspólną trąbkę. Jak nie – to do widzenia.
A że dla rządu (tego i innych) wydatki na zdrowie to wydatki wyrzucone w błoto, to i dobra wola ministra na nic. Oczywiście wszyscy wiemy, że to oszczędności pozorne, ale zyski wynikające ze zdrowia liczy się w dekadach, a wybory – co cztery tylko lata. Cóż się więc dziwić, że PiS planuje wzrost wydatków na zdrowie na 2025 r., kiedy już prezesa nie będzie na świecie, a reszta ekipy będzie chodzić o lasce.
Jak będą mieli szczęście dożyć. Czemu nie mają mieć, w końcu po to idą rządzić, żeby się życiowo ustawić i mieć na późniejsze leczenie? No więc wracając do mojej tezy na wstępie: niech nikt nie oczekuje od jakiegokolwiek ministra zdrowia ani od rządu niczego dobrego w tym względzie. Robią tylko to, co absolutnie konieczne i to pod naciskiem, a w gruncie rzeczy chodzi o to, żeby jak najmniej wydać kasy, którą i tak trzyma Ministerstwo Finansów, które da albo nie.
W przypadku PiS-u lekką rączką wydaje się na przekupstwo polityczne 18 mld zł rocznie, licząc nie bez racji, że wyborcy przehandlują demokrację za 500+ i inne +, a wzrost wydatków na zdrowie – raptem 30 zł – rozkłada na 8-9 lat, skutki tych decyzji zaś podrzuca się kolejnemu rządowi. […] Dlatego nie rozumiem, czemu Pana dziwi kolejne mieszanie w herbacie; to taki modus operandi: namieszać, natrudzić się przy tym cudzymi rękoma, odtrąbić propagandowy sukces, opluć przy tym opozycję, uszczknąć trochę pieniędzy, żeby wrócić do punktu wyjścia.
Co rząd i uczestniczącego w nim ministra obchodzi los prywatnych szpitali i mniejszych klinik w ramach usieciowiania szpitali? Że nie dostaną funduszy? Jak się pobudowali, to z pewnością na to ukradli, dobrze im tak! Co ich obchodzą kolejki pacjentów, chaos, jaki powstanie przy tych gwałtownych deformach i co nieuchronne niepotrzebne zgony?
Tak samo, jak ze szkołami. Co ich obchodzi, że za te same pieniądze albo mniejsze (sam Pan podaje 85 proc. dotychczasowego budżetu dla szpitali nieklinicznych) trzeba będzie ich niedoważone pomysły realizować. Po latach przyjdzie jakiś kolejny geniusz, doktor-minister od innego natchnionego partyjnego szefa i będą burzyć to, co poprzednie pokolenia z trudem, mozołem, klnąc na swoich ministrów, w tamtym czasie budowały.
Ludzie, jak słyszę o kolejnych „reformach”, nóż mi się w kieszeni otwiera! Toż to tylko mydlenie oczu ciemnemu ludowi z nadzieją, że to kupi. Reformy to mieliśmy i miały jako taki sens w latach 90. Teraz to tylko wyciskanie suchej cytryny. Zwłaszcza w opiece zdrowotnej. Pyta Pan, czy minister wierzy w to, co mówi i czy można mu wierzyć. A ja nie wierzę, że Pan pyta!
Krzysztof Wiewiorowski
(list skierowany do dr. Sławomira Badurka opublikowany w „Gazecie Lekarskiej” nr 2/2017)