Hasła i certyfikaty, 87-latka trafia na SOR
W związku z poruszeniem na łamach „Gazety Lekarskiej” tematu bycia pacjentem lub jego najbliższą rodziną, chciałbym podzielić się z Państwem moim doświadczeniami w tej kwestii.
Foto: Marta Jakubiak
Z powodu zasłabnięcia zespół pogotowia zabrał moją 87-letnią babcię na SOR jednego z warszawskich szpitali. W ciągu kilku godzin od momentu zarejestrowania babci w owym SOR absolutnie nikt się nią nie zainteresował.
Według mojej wiedzy, nie została ona nawet wstępnie zbadana przez lekarza. Co więcej, kiedy po osobistym przybyciu próbowałem uzyskać jakiekolwiek informacje na temat orientacyjnego czasu oczekiwania na badanie lekarskie, zostałem potraktowany niemalże jak intruz.
Za to praktycznie na każdej ścianie poczekalni zobaczyć mogłem przyciągające wzrok różnego rodzaju certyfikaty oraz wzniosłe hasła mówiące o tym, jakie to wyśrubowane normy jakości panują w tymże szpitalu i jaki to szczytny cel przyświeca jego pracownikom. Muszę przyznać, iż owe hasła i certyfikaty przeprawiały mnie wówczas jedynie o pusty śmiech.
Za to, gdy udało mi się na własną rękę zorganizować dla babci transport sanitarny do innej placówki, jak z podziemi wyrósł koło nas zbulwersowany pracownik SOR. Niemalże wymusił on na babci złożenie kilku podpisów pod drukami formalnymi stwierdzającymi, iż babcia, świadoma swojego stanu zdrowia, opuszcza teren SOR na własną prośbę.
I nieistotnym okazał się fakt, iż w sposób jasny i zrozumiały oświadczyłem, iż sam jestem lekarzem i udało mi się umówić babci konsultację lekarską w innej placówce.
Co więcej, zorganizowałem nawet stosowny transport sanitarny. Cóż, podpis jest podpis. Procedura jest procedurą. Szkoda tylko, że owo ścisłe przestrzeganie procedur ma miejsce jedynie w wybranych sytuacjach. Osobiście zdecydowanie wolałbym, aby zamiast obwieszać się tymi wszystkimi wzniosłymi hasłami czy tak naprawdę niewiele znaczącymi certyfikatami szpital zatrudnił dodatkowy personel pielęgniarski (i ewentualnie lekarski).
W opisywanej sytuacji wystarczyłoby, aby pielęgniarka co kilkanaście minut zrobiła krótki obchód SOR, zagadując dosłownie kilka ciepłych słów do każdego pacjenta, jednocześnie sprawdzając, czy stan któregoś z nich nie uległ nagłemu pogorszeniu. Niby to nic wielkiego, ale moim zdaniem zmieniłoby bardzo wiele. Na lepsze.
Rozumiem, że w „systemie” nie ma pieniędzy. Rozumiem, że pewne regulacje prawne muszą być zachowane. Rozumiem, że na SOR zgłasza się dziennie nawet po kilkuset pacjentów. Jednakże nie zmienia to faktu, że powoli w tym całym zamieszaniu przestaje liczyć się człowiek, a coraz bardziej liczy się tak zwana procedura.
Piotr Sławiński
List do redakcji
„Ignorantia iuris nocet” (łac. nieznajomość prawa szkodzi) – to jedna z podstawowych zasad prawa, pokrewna do „Ignorantia legis non excusat” (łac. nieznajomość prawa nie jest usprawiedliwieniem). Nawet jeśli nie interesuje cię prawo medyczne, warto regularnie śledzić dział Prawo w portalu „Gazety Lekarskiej”. Znajdziesz tu przydatne informacje o ważnych przepisach w ochronie zdrowia – zarówno już obowiązujących, jak i dopiero planowanych.