Klaudiusz Komor: dom na czterech kołach
Wakacje to czas wolności, swobody i nieprzewidywalnych przygód. Dlatego tym razem – zamiast o samorządzie lekarskim, o karawaningu.

Wakacje! Słowo, które u każdego chyba wywołuje dreszczyk emocji, przywodzi na myśl wszystko, co jednoznacznie kojarzy się z przyjemnością. I nie ma znaczenia, czy planujemy je w czerwcu, lipcu, czy nawet październiku, słowo wakacje zawsze brzmi dobrze!
Dlatego ja również postanowiłem napisać o wakacjach, a właściwie o mojej pasji, która od wielu lat decyduje, jak wakacje wyglądają. Pasją tą jest karawaning. Zaczęło się już na studiach i w czasach bezpośrednio po nich od urlopów spędzonych w poczciwej ciasnej niewiadówce rodziców (dla młodszych: to kultowa przyczepa kempingowa polskiej produkcji z czasów komunizmu).
Miałem niebywałe szczęście, które nie jest dane wszystkim karawaningowcom, że moja żona w pełni podziela pasję do podróży z własnym domkiem. Od 2009 r., kiedy udało nam się kosztem wielu dyżurów w pogotowiu stać się właścicielami pierwszego naszego kampera, każdy urlop i większość długich weekendów spędzamy razem w kamperze.
Co w tym pociągającego? Wolność decyzji i brak ograniczeń.
Nie trzeba z półrocznym wyprzedzeniem planować urlopów, szukać okazji i ofert last minute. Można wsiąść do kampera, otworzyć mapę (dzisiaj to raczej Google Maps) i ruszyć tam, gdzie nam się właśnie zachce albo gdzie akurat jest pogoda. Tak najczęściej właśnie w majówkę – prognozy są pewne dopiero na kilka dni przed wyjazdem.
Pamiętam taki rok, kiedy 30 kwietnia rano kamper był już spakowany na wspaniałą wyprawę wokół Szwajcarii (polecam – tzw. Grand Tour) i w ostatniej chwili rzuciłem okiem na informacje w internecie o warunkach drogowych. Okazało się, że na najważniejszych przełęczach w Szwajcarii nadal leży śnieg! Pozostało szybko przepakować zawartość szafek z ubraniami i następnego dnia rano ruszyć do… Toskanii, gdzie akurat prognozy dawały pewność słońca przez cały tydzień.
I to właśnie umożliwia własny kamper. Wbrew temu, co niektórzy myślą, nie jest on sposobem na podróżowanie tylko latem – ma własne ogrzewanie zasilane gazem lub prądem na kempingu, spory zapas czystej wody (oczywiście podgrzewanej do kąpieli), prysznic, toaletę, lodówkę czy kuchenkę gazową.
Wyposażony w dobry akumulator i baterie solarne na dachu daje możliwość spędzenia nawet kilku dni bez kontaktu z cywilizacją.
Można to wykorzystać na północnych krańcach Norwegii, gdzie latem słońce zasilające w prąd nasz domek nie zachodzi ani na minutę. Norwegia jest zresztą wspaniałym krajem do podróżowania kamperem, praktycznie wszędzie można zatrzymać się na jedną noc bez żadnych opłat, a na wielu stacjach benzynowych można bezpłatnie uzupełnić zapas czystej wody, wypuścić tzw. szarą wodę (czyli tę po myciu i zmywaniu) oraz opróżnić toaletę.
Kilka porad, dla tych, którzy jeszcze nie połknęli kamperowego bakcyla, a chcieliby jakoś zacząć. Proponuję na pierwszy raz kampera wypożyczyć po to, żeby przekonać się, czy taki sposób podróżowania całej naszej rodzinie odpowiada (jest to jednak dalekie od komfortu kurortów all inclusive, a cały apartament ma łącznie około 15 mkw.).
Proponuję na pierwszy wyjazd wybrać się w dwa lub trzy kampery, najlepiej z kimś, kto taki sposób podróżowania już zna (pomoże to uniknąć niedogodności związanych z samą obsługą kampera). Ważny jest również czas i kierunek wyjazdu: proponuję maj-czerwiec lub wrzesień-październik (czyli unikamy szczytu sezonu), a jako cel okolice z umiarkowanym klimatem i raczej pewną pogodą, np. Toskanię, Peloponez czy półwysep Pelješac.
Dopiero kiedy pierwsza wyprawa okaże się udana, warto zastanowić się nad zakupem własnego kampera.
W karawaningowej braci są zwolennicy kamperów i zwolennicy przyczep kempingowych – wydaje się, że przyczepy są bardziej odpowiednie dla rodzin z małymi dziećmi, kiedy nieoceniony okazuje się samochód pozwalający kręcić się po okolicy bez przestawiania przyczepy, oraz osób preferujących dłuższy pobyt w jednym miejscu, głównie na kempingu.
Kamper będzie natomiast idealny dla osób, które lubią często zmieniać miejsce pobytu i dla których dwa lub trzy dni w jednym miejscu to już za długo oraz dla osób lubiących zatrzymywać się „na dziko”, czyli poza kempingami.
W naszych wakacyjnych planach w tym roku po raz kolejny Norwegia, a właściwie po raz pierwszy jej najdalszy zakątek, czyli Nordkapp. Do zobaczenia w drodze!
Klaudiusz Komor, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 7-8/2025