Klaudiusz Komor: Leczenie zachowawcze – słaby punkt kardiologii
Z ostrymi interwencjami zabiegowymi radzimy sobie świetnie, ale takiego postępu już nie widać, jeśli chodzi o dłuższą przeżywalność tych pacjentów – mówi dr n. med. Klaudiusz Komor, kierownik Oddziału Kardiologii i Kardioonkologii Beskidzkiego Centrum Onkologii – Szpitala Miejskiego im. Jana Pawła II w Bielsku-Białej, w rozmowie z Lidią Sulikowską.

Jakie są największe wyzwania związane z prowadzeniem oddziału kardiologicznego?
Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że nadmierne przeciążenie pracą i ciągły niedobór personelu, zwłaszcza specjalistów, ale tak właśnie jest. Podobno w kraju nie brakuje nam kardiologów, bo według statystyk podstawowy wskaźnik – ich liczba na tysiąc mieszkańców – jest wyższy niż średnia europejska.
Najczęściej jednak lekarze po skończeniu specjalizacji odchodzą z publicznych szpitali albo zostają na małą część etatu. Większość kolegów i koleżanek pracuje w niepublicznych zakładach opieki zdrowotnej albo w pracowniach hemodynamicznych. Tam wynagrodzenia i warunki pracy zwykle są lepsze.
Od lat panuje pogląd, że kardiologia ma się całkiem dobrze.
Tak, ale to w głównej mierze dotyczy kardiologii interwencyjnej. To jedna z niewielu dziedzin ze stosunkowo dobrze wycenionymi procedurami. Dzięki temu jest dobrze rozwinięta, co przynosi wymierne efekty – obserwujemy znaczącą poprawę rokowań u pacjentów ze świeżym zawałem serca.
O ile jednak z ostrymi interwencjami zabiegowymi radzimy sobie świetnie, o tyle nie widzimy takiego postępu, jeśli chodzi o dłuższą przeżywalność tych pacjentów. Zapominamy o kardiologii zachowawczej. Te procedury są zdecydowanie gorzej wycenione. Kieruję oddziałem kardiologii zachowawczej od 12 lat i z mojej perspektywy przez ten czas niewiele się zmieniło. Takich oddziałów mamy coraz mniej. To sprawia, że pacjenci potrzebujący leczenia zachowawczego często trafiają na oddziały internistyczne, które nie są przygotowane do udzielania pomocy, zwłaszcza w przypadku zaawansowanej niewydolności serca.
Tymczasem zapotrzebowanie na łóżka kardiologii zachowawczej jest bardzo duże. Doświadczam tego na co dzień. Mój oddział pełni stały ostry dyżur kardiologiczny dla całego miasta Bielsko-Biała. 60 proc. naszych pacjentów to osoby z zaostrzeniem przewlekłej niewydolności serca. Dodatkowo mamy wielu chorych ze szpitalnej izby przyjęć. Często są to osoby w podeszłym wieku z wielochorobowością, która doprowadziła do zaostrzenia problemów z układem krążenia, przede wszystkim zaburzeń rytmu serca i wad zastawkowych. Zazwyczaj mamy więcej chorych niż łóżek, a zawsze musimy znaleźć miejsce na ostre przyjęcie.
Co można usprawnić systemowo?
Na pewno obrywamy rykoszetem w wyniku niewydolnej organizacji sytemu ratownictwa. Szpitalne oddziały ratunkowe oraz izby przyjęć są przeciążone, ponieważ często zgłaszają się do nich pacjenci, którzy nie wymagają pilnej interwencji, ale każdego, kto się zgłosi, trzeba w jakimś zakresie zaopatrzyć. Powoduje to natłok pracy i brak czasu na dłuższą obserwację, czy pacjent rzeczywiście wymaga hospitalizacji. Czasem powoduje to nadmiar przyjęć na oddział szpitalny.
Zdarza się, że na kardiologię trafiają pacjenci, których wystarczyłoby zaopatrzyć na SOR i wypisać do domu, ale trudno mieć o to do kogokolwiek pretensję, bo na wszystko brakuje czasu. Dodatkowo pacjentom trudno się dostać do poradni kardiologicznych. Muszą czekać w długich kolejkach, zarówno jeśli chodzi o wizytę pierwszorazową, jak i kontynuację leczenia. Przez to stan części z nich na tyle się pogarsza, że muszą iść do szpitala. Gdyby ambulatoryjnie otrzymali pomoc wcześniej, nie musieliby być hospitalizowani. Chociaż trzeba przyznać, że w tym obszarze rządzący próbują coś zrobić.
Czyli sytuację poprawi centralna e-rejestracja? Na razie ma ona obejmować niewielki zakres świadczeń – w tym wizytę u kardiologa. Od lipca 2026 r. podmioty lecznicze mają obowiązkowo być zintegrowane z systemem.
Myślę, że to krok w dobrym kierunku. Mamy sporo wizyt, które przepadają z powodu niezgłoszenia się pacjentów. Najczęściej to nie wynika ze złej woli, tylko zwykłego zapomnienia lub innych obowiązków, które nie pozwalają przyjść do lekarza. Zdarza się, że pacjenci chcą odwołać wizytę, ale nie mogą się dodzwonić do placówki. System centralnej e-rejestracji zaprojektowano tak, aby przypominał o terminie i ułatwiał procedurę odwołania wizyty.
Co ważne, wizyta nie przepada, tylko od razu wraca do puli wolnej do wykorzystania. Jest szansa, że to rozwiązanie skróci kolejki do kardiologów o 10-20 proc. To dużo. Cieszę się, że akurat kardiologia będzie przecierać szlaki centralnej e-rejestracji, bo mamy ogromną grupę pacjentów.
To akurat chyba nieprędko się zmieni. Choroby kardiologiczne są pierwszym zabójcą Polaków.
Pamiętajmy, że wiele zależy od nas jako społeczeństwa. W kardiologii mamy dobrze udowodnioną skuteczność działań profilaktycznych. Zdrowy styl życia chroni przed schorzeniami układu sercowo-naczyniowego. Dobrze kontrolowana cukrzyca i nadciśnienie, leczenie otyłości, rzucenie palenia, regularna aktywność fizyczna – to wszystko jest receptą na dłuższe życie bez poważniejszych problemów kardiologicznych. Mamy mnóstwo strategii, z których możemy skorzystać, musimy tylko chcieć je stosować.
W oddziale, którym Pan kieruje, opieka jest również ukierunkowana na pacjentów onkologicznych z powikłaniami układu sercowo-naczyniowego.
Ze względu na profil szpitala przyjmujemy wielu takich pacjentów. Terapie przeciwnowotworowe mogą powodować negatywne konsekwencje kardiologiczne, m.in. zawał serca, zatory tętnic płucnych, niewydolność i włóknienie mięśnia sercowego. Zajmujemy się zarówno osobami, u których leczenie przeciwnowotworowe okazało się kardiotoksyczne, jak i takimi, którzy już wcześniej byli obciążeni kardiologicznie i w związku z tym wymagają szczególnej uwagi. Przeprowadzamy też kwalifikację kardiologiczną u pacjentów przed włączeniem leczenia chemioterapeutykami i okresowo, w miarę postępowania terapeutycznego, kontrolujemy ich stan. To terapie, które niestety mogą uszkadzać serce.
Jak leczyć raka, by zminimalizować ryzyko powikłań kardiologicznych?
Żadnemu choremu nie można zablokować dostępu do leczenia onkologicznego, bo bez tego nie ma szansy przeżyć, ale można działać tak, aby maksymalnie zabezpieczyć go pod kątem kardiologicznym. Skuteczne działanie wymaga jednak indywidualnego podejścia. Dobór terapii powinien w miarę możliwości uwzględnić już istniejące obciążenia układu krążenia, z którymi pacjent się zmaga.
Nie jest to możliwe bez dobrej współpracy kardiologów z onkologami. W Beskidzkim Centrum Onkologii wspólnie rozmawiamy i ustalamy optymalny plan leczenia i reagujemy na bieżąco, jeśli coś się dzieje. Zdarza się, że w wyniku powikłań kardiologicznych trzeba okresowo wstrzymać terapię onkologiczną, np. przy pojawieniu się zatoru tętnicy płucnej albo ostrego zespołu wieńcowego należy tymczasowo zaprzestać podawania chemioterapii. Dzięki dobrej współpracy ograniczamy ten czas do minimum. Tworzymy taki nieformalny kardio-onko-team.
Nasz oddział współpracuje również z klinikami kardiologicznymi oraz pracowniami hemodynamiki, dzięki czemu możemy zapewnić im dalsze leczenie wysokospecjalistyczne. Bardzo sobie cenię tę kooperację. Wszyscy rozumiemy, że pacjent kardioonkologiczny to nasz wspólny pacjent. Cieszę się też, że środowisko kardiologów dostrzega tych chorych, mamy lekarzy wyspecjalizowanych w tym zakresie. Wymieniamy się doświadczeniami podczas różnego rodzaju szkoleń i kongresów. Powstały wytyczne kardioonkologiczne Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
Narodowy Fundusz Zdrowia dostrzega te potrzeby?
Niestety, nie mamy wyodrębnionego świadczenia kardioonkologicznego. Na szczęście coraz głośniej się mówi o konieczności jego utworzenia. Mam nadzieję, że publiczny płatnik również to dostrzeże, tak jak to było m.in. w przypadku hemodynamiki czy hipertensjologii. Przeciwnicy tego rozwiązania argumentują, że pacjent kardioonkologiczny nie różni się w swoim schorzeniu kardiologicznym od chorego, który nie jest jednocześnie leczony onkologicznie.
Nie zgadzam się z takim podejściem. Taki pacjent często ma powikłania onkologiczne, np. wymaga żywienia pozajelitowego albo przetoczeń. Dlatego procedury kardiologiczne świadczone u pacjentów kardioonkologicznych powinny być lepiej wycenione, na przykład w postaci dodatkowego współczynnika przeliczeniowego, który uwzględniałby dodatkowe koszty.
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 11/2025