11 października 2024

Kongres Wizja Zdrowia. Lekarze potrzebują pomocy innych medyków

Czy zawód lekarza pozostanie dominujący w medycynie? – To pytanie retoryczne – powiedział wiceprezes NRL dr Krzysztof Madej w trakcie IV Kongresu Wizja Zdrowia, dodając, że tak było i tak nadal będzie.

IV Kongres Wizja Zdrowia. Foto: Mariusz Tomczak

„Nowoczesne i efektywne zarządzanie wykształconym personelem medycznym” – pod takim tytułem we wtorek 6 października odbyła się jedna z debat w trakcie IV Kongresu Wizja Zdrowia w Warszawie.

W panelu dyskusyjnym uczestniczyli Beata Małecka-Libera (senacka Komisja Zdrowia), Krzysztof Madej (Naczelna Rada Lekarska), Maciej Krawczyk (Krajowa Izba Fizjoterapeutów), Mariola Łodzińska (Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych) oraz Alina Niewiadomska (Krajowa Rada Diagnostów Laboratoryjnych).

Wszyscy paneliści zwracali uwagę, że poziom wykształcenia kadr medycznych jest niezwykle istotny, ale nie do końca doceniany. Zdaniem dr. Krzysztofa Madeja jedną z ważnych dróg postępu w medycynie powinien być ciągły rozwój zawodów medycznych, bez których nawet najlepszy lekarz i najlepiej wyposażony szpital po prostu nie obejdzie się.

– Przed chwilą dowiedziałem się, że według pewnej klasyfikacji istnieje sto zawodów medycznych. Wierzę w takie dane, bo kiedy się patrzy na inne kraje, to widać, że środowisko profesjonalistów medycznych jest w nich mocno rozbudowane, poszczególne zawody mają przypisane różne kompetencje, podzielone w oparciu o zróżnicowane wykształcenie. Tak być powinno – powiedział wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej.

Zdaniem przedstawiciela samorządu lekarskiego jednym z ważniejszych pytań, jakie należy  obecnie stawiać, jest to, w jaki sposób wykorzystać wiedzę i doświadczenie medyków. Podkreślił także, że tak naprawdę nie wiemy podstawowych rzeczy o faktycznej liczebności kadr medycznych w Polsce. – To, że jest ich za mało, wiadomo. Jednak tego, o ile za mało, już nie – podkreślił dr Krzysztof Madej, dodając, że statystyki OECD mówią o jednym z najniższych poziomów w Europie, ale z rejestru, który prowadzą władze publiczne, wynika, że jesteśmy na średnim poziomie.

– Nie ma narzędzi pozwalających sprawdzić, kto spośród lekarzy jest aktywny, w jakim stopniu, w jakiej formie wykonuje zawód – tłumaczył. W ocenie wiceprezesa NRL, jeśli chcemy uprawiać racjonalną politykę kadrową, to przynajmniej tak podstawową rzecz powinniśmy wiedzieć, ale to oczywiście jeszcze nie wszystko. – Jedną ze ścieżek wzmocnienia ochrony zdrowia powinno być podzielenie kompetencji wśród medyków i wskazanie im możliwości rozwoju, które pozwoliłyby lekarzowi zajmować się tym, w zakresie czego jest wykształcony. Teraz lekarze marnują dużą ilość energii na sprawy, które nie są właściwe dla ich kompetencji – podkreślił dr Krzysztof Madej.

Zwrócił też uwagę, że w Stanach Zjednoczonych jest siedem różnych typów kształcenia pielęgniarek – od tych, które kompetencyjnie odpowiadają pomocy pielęgniarskiej na oddziale, po te, które doskonalą się w kompetencjach menedżerskich w placówkach ochrony zdrowia. – Warto pomyśleć o tym także u nas – powiedział wiceprezes NRL, dodając, że w niektórych krajach w ogóle nie ma ordynatorów oddziałów, bo prowadzą je specjalnie w tym celu przeszkolone pielęgniarki, przechodząc odpowiednią ścieżkę rozwoju zawodowego.

– Szkoda kompetencji lekarza na prowadzenie oddziału. Nigdzie nie jest powiedziane, że człowiek z długim stażem zawodowym, który jest merytoryczny w swoim zawodzie, będzie równie kompetentny w zakresie administrowania i zarządzania – mówił dr Krzysztof Madej. – Jestem zwolennikiem systemu konsultanckiego, który sprawdził się w krajach anglosaskich. Jest on dźwignią, która pozwala zaspokoić niedobory kadrowe, bo praca lekarza staje się znacznie bardziej efektywna – dodał, wskazując, że w systemie konsultanckim chodzi o maksymalizację efektywności, której – mimo deficytu kadr – często brakuje w naszym kraju.

Prowadzący dyskusję Maciej Bogucki z Europejskiego Centrum Strategii i Polityk w Ochronie Zdrowia zadał pytanie, czy w związku z tym, że systemy anglosaskie charakteryzują się dużym sproceduralizowaniem, polscy lekarze nie protestowaliby przed wprowadzeniem takiego modelu, bo ich poczucie wolności i swobody w wyborze terapii byłoby zagrożone. – Czy lekarze są na to gotowi? – zapytał wprost moderator. – Wydaje mi się, że tak. Jest możliwy jakiś modus vivendi – odpowiedział wiceprezes NRL. Zastrzegł jednak, że to nie mogłoby oznaczać zwiększenia obowiązków biurokratycznych. – Jeśli procedury byłyby pasem transmisyjnym do stosowania bardziej nowoczesnych metod, nie powinno być buntu – podkreślił dr Krzysztof Madej.

Także we wtorek, ale podczas panelu dyskusyjnego pt. „Finansowanie i organizacja sektora medycznego. Doradztwo i inwestycje”, głos zabrał dr Jerzy Friediger, dyrektor Szpitala Specjalistycznego im. S. Żeromskiego w Krakowie, a jednocześnie członek Prezydium NRL, zwracając uwagę na to, że wiele mniejszych placówek nie zrealizuje w całości kontraktów zawartych z NFZ. Z powodu pandemii w wielu szpitalach były pustki, a w takiej sytuacji trudno o normalną pracę. – Pacjenci bardziej obawiali się infekcji COVID-19 niż chorób serca – podkreślił.

Fakt, że w lecznicach było dużo mniej pacjentów, a w niektórych wciąż ich liczba jest mniejsza od tej sprzed pandemii, nie oznacza, że zdołały one zaoszczędzić z tego powodu pieniądze. – Szpitale ponoszą koszty stałe. Koszty zmienne stanowią 20-30 proc. kosztów stałych. Jeśli placówki mają nadrobić to, czego nie wykonały nie ze swojej winy w czasie pandemii, kiedy nie były w stanie normalnie funkcjonować, to jest to pomieszanie z poplątaniem – tymi słowami dr Jerzy Friediger odniósł się do pojawiających się od dłuższego czasu w przestrzeni publicznej zapowiedzi, że w I półroczu 2021 r. szpitale powinny nadrobić świadczenia niewykonane w tym roku (więcej na ten temat piszemy TUTAJ).

Mariusz Tomczak