Koronaemocje. Rzeczywistość nie jest trywialna
Nie brakuje negatywnych emocji związanych z pandemią. To zapewne jedna z przyczyn wyhamowania tempa szczepień przeciw COVID-19. Polska ma pod dostatkiem dawek, ale są kraje, w których chętnych jest więcej niż preparatów – pisze Mariusz Tomczak.
Wakacje były gorące w dwójnasób – zarówno ze względu na słoneczną pogodę, jak i emocje towarzyszące decyzjom podejmowanym w obliczu pandemii. W niektórych krajach politycy próbowali wykorzystać sezon urlopowy do zaostrzenia kursu wobec osób niezaszczepionych, co spotkało się z wezbraniem fali społecznego niezadowolenia.
Niespokojna Europa
Przez kilka tygodni, co weekend, nawet po ćwierć miliona Francuzów wychodziło na ulice. Na ogół zachowywali się pokojowo, ale m.in. w Paryżu doszło do potyczek z policją. W wakacje protestowały tysiące Niemców, a w Berlinie policja jednego dnia zatrzymała ok. 600 osób. Manifestacje i wiece, choć mniej liczne, odbywały się też we Włoszech, a na Litwie demonstranci zabarykadowali wejście do Sejmu. Do podobnego scenariusza mogło dojść w Grecji w dniu głosowania nad ustawą o obowiązkowych szczepieniach dla wybranych zawodów, ale użycie armatek wodnych i gazu łzawiącego spowodowało, że uczestnicy protestu nie podeszli pod gmach parlamentu.
Wspólny mianownik tych wydarzeń stanowił sprzeciw wobec wprowadzania kolejnych koronarestrykcji. Część manifestantów mówiła wprost, że jest przeciwna szczepieniom, ale skala protestów oraz bliższe przyjrzenie się temu, kto w nich uczestniczył, w połączeniu z analizą postulatów wskazuje, że wymykają się one uproszczonym ocenom. Rzeczywistość nie jest tak trywialna, jak czasami opisują ją komentatorzy. Określanie tłumów, które wyszły na ulice europejskich miast, jako „koronasceptyków” czy dzielenie społeczeństwa na dwa obozy: zwolenników i przeciwników szczepień, niczego nie wyjaśnia. Istota problemu jest bardziej złożona.
Pandemia a światopogląd
Protesty związane z nowymi obostrzeniami nakładanymi na osoby niezaszczepione przeciw COVID-19 i dotyczącymi wdrożenia cyfrowych przepustek sanitarnych wykraczają poza tzw. ruch antyszczepionkowy. Sporo osób żąda „prawa wyboru”, sprzeciwia się „segregacji” lub nie tyle neguje istnienie wirusa SARS-CoV-2, choć i tacy się zdarzają, co obawia się lockdownów, które dramatycznie pogorszają ich sytuację materialną. Na ulice ludzi wypycha też niechęć do rządzących.
To oznacza, że dylematy ze świata medycyny przeplatają się ze sporami o kształt polityki państwa w dobie pandemii, a na to nakładają się kwestie światopoglądowe i partyjne antypatie, co utrudnia dialog i komplikuje debatę publiczną oraz negatywnie wpływa na pracę wielu lekarzy. Wydarzenia obserwowane w innych częściach naszego kontynentu unaoczniają, że stawiane przez część publicystów za wzór społeczeństwa zachodniej Europy nie są aż tak jednomyślne w ocenie zagrożenia wynikającego z COVID-19, choć w niektórych krajach odsetek osób zaszczepionych przeciw tej chorobie jest większy niż w Polsce.
Poznań, Zamość, Grodzisk Mazowiecki
W ostatnich tygodniach atmosfera zgęstniała także w naszym kraju. W Poznaniu anonimowy sprawca wysłał e-mail z informacją o podłożeniu bomby w aquaparku i zażądał wstrzymania szczepień. W Zamościu podpalono budynek lokalnego sanepidu i mobilny punkt szczepień, a w Grodzisku Mazowieckim doszło do szarpaniny z ochroną takiego punktu i ataku na karetkę. Te wydarzenia prawdopodobnie, bo decyzja należy do parlamentu, przyczynią się do zaostrzenia kar za napaść na osoby realizujące Narodowy Program Szczepień.
Znacznie dalej w oczekiwaniach idzie samorząd lekarski, domagając się przyznania każdemu lekarzowi, niezależnie od miejsca zatrudnienia i formy wykonywania zawodu, ochrony prawnej przysługującej funkcjonariuszowi publicznemu, ale na razie nie ma na to zgody ze strony obozu rządzącego. Niedawno prezes NRL Andrzej Matyja zwrócił się do szefa rządu o wyznaczenie nowej polityki państwa wobec sprawców agresywnych zachowań wymierzonych w personel medyczny.
Szczepienia dzielą
W Polsce od kilku miesięcy obowiązują restrykcje dla osób niezaszczepionych. Limity uczestników zgromadzeń czy gości w hotelach, restauracjach i na konferencjach nie obowiązują tych, którzy przyjęli szczepionki. Ci ostatni są również zwolnieni z kwarantanny po kontakcie z osobą zakażoną. Nie brakuje jednak opinii, że to za mało. Część społeczeństwa opowiada się za wprowadzeniem kolejnych obostrzeń wobec niezaszczepionych współobywateli. Podobne głosy dochodzą również ze strony wielu przedstawicieli środowiska lekarskiego, którzy od kilkunastu miesięcy z bliska widzą dramatyczne skutki zakażeń SARS-CoV-2, a na dodatek obserwowali systemową niemoc w czasie paraliżu opieki zdrowotnej w szczytowych momentach pandemii. Wśród medyków pojawiają się głosy, że rząd nie poświęca dostatecznej uwagi na przekonanie nieprzekonanych.
Klamka zapadła
Premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski częściej mówią o „zachętach”, „bonusach” i „przywilejach” dla zaszczepionych niż o „karach” dla tych, którzy dotychczas nie przyjęli szczepionki. Zapewniają, że są przeciwnikami przymusu i zamiast zwiększać presję, wolą wykorzystać pełen arsenał środków miękkiej perswazji. Prawdopodobnie wyciągnięto wnioski po wypowiedzi rzecznika ministra zdrowia Wojciecha Andrusiewicza, który kilka miesięcy temu politykę luzowania i zaostrzania pandemicznych obostrzeń przyrównał do metody kija i marchewki. Wiele osób, także niekwestionujących pandemicznych rygorów, źle ją odebrało. Wydaje się jednak, że wśród polskich władz zapadła decyzja o poszerzaniu obostrzeń dla osób niezaszczepionych, czego poniekąd można było się spodziewać, gdy Polska – co jest znamienne, choć w debacie publicznej niedoceniane – znacznie szybciej od innych krajów dołączyła do systemu Unijnego Certyfikatu COVID.
Nowy wymiar restrykcji
– Osoby niezaszczepione mogą spodziewać się obostrzeń – powiedział ostatnio wicepremier Jarosław Kaczyński. Te słowa prezesa PiS to czytelny sygnał, że rząd zaczyna przechodzić od słów do czynów. Od dłuższego czasu podobne opinie wyrażały osoby związane z obozem władzy, wpływając na dyskurs publiczny. – Uważnie analizujemy pomysły, które są wdrażane w różnych krajach europejskich – przyznaje szef resortu zdrowia. Z jego ust płyną przestrogi, że w razie kolejnego wzrostu liczby zakażeń SARS-CoV-2 nakazy i ograniczenia w pierwszej kolejności obejmą tereny o najmniejszym odsetku wyszczepienia. To może oznaczać, że po pojawieniu się czwartej fali pandemii regionalizacja zyska zupełnie nowy wymiar. – Jeśli będą dwa regiony ze zbliżoną liczbą zakażeń w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców, to większe obostrzenia będą wprowadzane tam, gdzie poziom zaszczepienia jest niższy – mówi minister Adam Niedzielski.
Co sprawdzi pracodawca?
Do Sejmu wpłynął rządowy projekt nowelizacji ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi przewidujący kary w wysokości 5-30 tys. zł za „kłamstwo covidowe”. Sanepid zyska prawo nakładania grzywny za nieudzielanie informacji w ramach wywiadu epidemiologicznego lub wprowadzanie w błąd. – To straszak, by ludzie nie ukrywali, z kim się spotykali – przyznaje minister zdrowia. Niedawno resort przygotował przepisy umożliwiające pracodawcom sprawdzenie, czy pracownicy są zaszczepieni przeciw COVID-19. Nie oznacza to stworzenia furtki do wręczenia komukolwiek z załogi wypowiedzenia, choć w praktyce ułatwi przesunięcie na inne stanowisko kogoś wbrew jego woli. Ministerstwo chce, by w razie braku szczepienia pracodawca mógł wysłać pracownika na urlop bezpłatny.
Medycy będą pierwsi
Pojawia się coraz więcej głosów o konieczności wprowadzenia obowiązkowych szczepień przeciw COVID-19 dla wybranych grup zawodowych. Za tym, by objęło to lekarzy i pielęgniarki, opowiada się m.in. szef resortu zdrowia. W kilku ostatnich wywiadach zasugerował, że zbliżamy się do takiego momentu, za czym – jak podkreśla – opowiadają się i medycy, i pacjenci. – Czy wyobraża sobie pan dziecko z białaczką, które nie może się zaszczepić i opiekuje się nim niezaszczepiony personel? – pyta retorycznie prof. Krzysztof Simon, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii UM we Wrocławiu. Główny doradca premiera ds. COVID-19 prof. Andrzej Horban uważa, że poza medykami ten obowiązek powinien objąć nauczycieli, personel sklepów wielkopowierzchniowych, służby porządkowe i niektórych pracowników administracji. Podobne przesłanie płynie z niedawnego stanowiska Rady Medycznej przy premierze.
Miliony dla samorządów
Podejmowane są rozmaite próby zachęcania Polaków do zaszczepienia się. W wakacje można było to zrobić podczas wizyty w muzeum, w centrum handlowym czy, co samo w sobie stanowiło nie lada atrakcję, na okręcie marynarki wojennej. Do wielu powiatów zawitały „szczepionkobusy”, umożliwiając przyjmowanie jednodawkowego preparatu bez wcześniejszego rejestrowania się. – Byliśmy już na festynach, piknikach, plażach czy imprezach sportowych, teraz pojawimy się przy kościołach – mówi wojewoda śląski Jarosław Wieczorek.
Nie wszystkie pomysły, zwłaszcza te odwołujące się bardziej do emocji niż racjonalności, zyskują powszechną aprobatę. Nie brak opinii, że profrekwencyjne spoty w telewizji czy banery ze znanymi aktorami i sportowcami okazały się nieskuteczne, a organizacja loterii Narodowego Programu Szczepień to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Inni idą jeszcze dalej, mówiąc, że ta ostatnia – poprzez rozdawnictwo gotówki, samochodów i hulajnóg elektrycznych – kompromituje ideę, którą ma wspierać. Z mieszanymi uczuciami traktuje się również rządowe zachęty dla samorządów. Po konkursie Gmina na Medal (pierwsze 500 gmin, w których poziom wyszczepienia osiągnie 67 proc., wygra po 100 tys. zł) i Najbardziej Odporna Gmina (ta najlepsza) dostanie 2 mln zł, ostatnio ogłoszono kolejny – Rosnąca Odporność – z rekordową pulą nagród (ponad 0,5 mld zł).
Co ma krowa do COVID-19?
Polska loteria szczepionkowa nie wygląda spektakularnie, gdy porówna się ją z tym, co mogą wygrać mieszkańcy Hongkongu (m.in. bajońsko drogie mieszkanie, sztabki złota, luksusowe zegarki). Są kraje, w których rozlosowuje się jałówki, a w niektórych regionach świata podobno po przyjęciu szczepionki rozdaje się worki ryżu. Co kraj, to obyczaj – można by skwitować krótko, ale to nie tak oczywiste, gdy zgłębi się arkana ludzkiej psychiki i weźmie pod uwagę różne teorie motywacji. Chcąc zachęcić do szczepień przeciw COVID-19, niezależnie od szerokości geograficznej, rozstrzygany jest dylemat, co odniesie większy skutek: nagrody czy kary.
Od dawna wiadomo, że do podjęcia tej samej decyzji ludzi skłaniają zgoła odmienne przesłanki. Z wypowiedzi tych, którzy w czasie pandemii się zaszczepili, jednoznacznie wynika, że mieli ku temu różne powody. Z pewnością niejednego lekarza, zwłaszcza tego, który w ostatnich miesiącach pomagał pacjentom zakażonym koronawirusem, w zdumienie wprawi fakt, że wizyta w punkcie szczepień nie zawsze jest motywowana strachem przed śmiercią czy chorobą, a aspekt zdrowotny niekoniecznie wysuwa się na pierwszy plan.
Od polityki nie uciekniemy
Jeśli wierzyć wynikom badania przeprowadzonego przez Uniwersytet Kalifornijski, sympatie polityczne mogą wpływać na decyzje o zaszczepieniu się przeciw COVID-19. Wyborców Partii Demokratycznej (wywodzi się z niej obecny prezydent USA Joe Biden) zachęcają przede wszystkim pieniądze, a elektorat Partii Republikańskiej (bliższy poglądom poprzedniego prezydenta Donalda Trumpa) zniesienie dokuczliwych restrykcji na czele z obowiązkiem noszenia maseczek. Być może dlatego, w zależności od stanu, po przyjęciu szczepienia Amerykanie mogą wygrać zarówno gotówkę, jak również dożywotnią licencję na broń, co trafia w gusta demokratów i republikanów. Inne zachęty to: przejażdżka po torze żużlowym, stypendium w college’u czy, co wzbudziło wiele kontrowersji, darmowe piwo.
Premie dla lekarzy
Jednym ze sposobów na zwiększenie tempa szczepień przed możliwym wzrostem zachorowań na COVID-19 jesienią są premie cząstkowe dla lekarzy POZ i premia roczna dla poradni POZ. – Szczególnie zależy mam na osobach powyżej 55 lat, dlatego za zaszczepienie tych pacjentów gratyfikacja będzie wyższa – mówi p.o. prezesa NFZ Filip Nowak. Zarządzenie NFZ pojawiło się dopiero pod koniec lipca, progi zaszczepienia pacjentów są dość wysokie, więc szansa na uzyskanie benefitów jest niewielka. Zdaniem premiera obecne możliwości pozwalają na szczepienie 700 tys. osób dziennie. Tylu chętnych od dawna nie ma, więc nic dziwnego, że szef rządu zdecydował o odsprzedaży szczepionek Australii, Hiszpanii, Portugalii i Norwegii, a część w formie darowizny trafiła na Ukrainę. Ceny transakcji owiane są tajemnicą. – Obowiązuje reguła, by nie stracić i nie zarobić – mówi tajemniczo prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych Michał Kuczmierowski.
Dla kogo dawka przypominająca?
Trwa dyskusja o ewentualnym podawaniu dawki przypominającej. Przybrała ona na sile po pojawieniu się nowych wariantów SARS-CoV-2. Światowa Organizacja Zdrowia na razie nie rekomenduje szczepienia trzecią dawką, a Europejska Agencja Leków wskazuje, że nie ma jeszcze wystarczających danych z badań, by potwierdzić, czy będzie potrzebna. Mimo to kilka państw wyszło przed szereg. Pierwsi na świecie trzecią dawkę zaczęli podawać Izraelczycy, a w Europie – Węgrzy. Kilka tygodni temu resort zdrowia otrzymał rekomendację Rady Medycznej przy premierze, by rozważyć podanie dawki przypominającej grupom najbardziej narażonym na ryzyko.
Pod koniec sierpnia rząd poprosił ekspertów o przygotowanie takiej rekomendacji. Nie musiał długo czekać. Rada Medyczna zaleciła stosowanie dodatkowej dawki, nie wcześniej niż po 28 dniach od zakończenia podstawowego cyklu szczepień, u osób z zaburzeniami odporności. Chodzi m.in. o pacjentów otrzymujących aktywne leczenie przeciwnowotworowe, po przeszczepach narządowych (przyjmujących leki immunosupresyjne lub terapie biologiczne), dializowanych przewlekle z powodu niewydolności nerek, z umiarkowanymi lub ciężkimi zespołami pierwotnych niedoborów odporności oraz leczonych aktualnie dużymi dawkami kortykosteroidów lub innych leków, które mogą hamować odpowiedź immunologiczną.
Póki co mało prawdopodobne jest wprowadzenie odpłatności za szczepienie przeciw COVID-19, choć przed wakacjami Ministerstwo Zdrowia sygnalizowało, iż analizuje taki wariant. Niewykluczone, że był to tylko blef mający wraz z wieloma innymi działaniami dotrzeć do świadomości części osób zwlekających z wizytą w punkcie szczepień. Nie do końca się to udało, skoro do końca sierpnia w pełni zaszczepiło się 18,8 mln Polaków.
Mariusz Tomczak