18 czerwca 2025

Łukasz Jankowski: bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu

Żądamy, aby organy państwa wreszcie zaczęły poważnie traktować przypadki agresji wobec pracowników medycznych. To dziś najważniejszy temat dla wszystkich lekarzy – mówi Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, w rozmowie z Piotrem Kościelniakiem.

Fot. Karolina Bartyzel

Kiedy obejmował Pan stery Naczelnej Rady Lekarskiej trzy lata temu, najważniejszym wyzwaniem było bezpieczeństwo lekarzy w kontekście socjalnym. Problem zarobków chyba udało się rozwiązać. Podtrzymuje Pan twierdzenie, że lekarze mają teraz lepiej niż kiedykolwiek wcześniej?

Zdecydowanie tak. Trzeba to powiedzieć wprost – jeszcze nigdy nie było tak dobrze jak dziś. Nie oznacza to oczywiście, że nie może być lepiej, że osiągnęliśmy docelowy poziom warunków pracy w całym systemie ochrony zdrowia. To, co dzisiaj nas ogranicza, to niewydolny system, biurokracja, brak wsparcia – na przykład ze strony asystentów lekarzy, a także zagrożenie odpowiedzialnością karną za nieumyślne błędy medyczne.

Wynagrodzenia rzeczywiście zeszły na dalszy plan, choć wciąż 15 proc. lekarzy zarabia według stawek ustalonych przez ustawę o najniższych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia i na to po prostu nie można się zgodzić. Coraz głośniej mówi się o tym, że płaca minimalna nie powinna być płacą realną lekarza i że powinno to zostać zmienione na szczeblu szpitali. Słyszymy też zapowiedzi, że ustawa o płacy minimalnej ma być zmieniana.

Chcę to powiedzieć jasno: nie będzie naszej zgody na oszczędności na pensjach medyków. Chcemy rozmawiać, ale chcemy rozmawiać o spójnej strategii. Przede wszystkim o tym, czy ministerstwo chce mieć lekarzy na etatach, czy też chce postawić na lekarzy na kontraktach. Chcemy rozmawiać o tym, jak ma wyglądać wartościowanie pracy, a nie tylko jak zapewnić coraz większe oszczędności kosztem lekarzy i pacjentów.

Ciągle brzmią mi w uszach złośliwości polityków o rzekomo astronomicznych zarobkach lekarzy.

To nawet nie są złośliwości. To są próby przerzucenia na nas odpowiedzialności za system ochrony zdrowia. Wydaje się, że lekarze od wielu już lat są kozłem ofiarnym, którego próbuje się obciążyć winą za niedostatki systemu i błędne decyzje polityczne. Zawsze staraliśmy się pokazywać opinii publicznej, że to politycy ponoszą odpowiedzialność za ochronę zdrowia, a my jesteśmy po tej samej stronie co pacjenci.

Niestety mam wrażenie, że te – jak pan określił – złośliwości doprowadziły do internetowego hejtu, a później do przypływu agresji. Mamy do czynienia z pacjentami, którzy oskarżają nas o to, że to przez nas ktoś się nie wyleczył, ktoś inny nie został przyjęty do specjalisty, a jeszcze inny utknął w długich kolejkach do leczenia. Tymczasem za ten stan rzeczy odpowiadają w prostej linii politycy, a nie lekarze.

Problem bezpieczeństwa lekarzy ma niestety także aspekt fizyczny. W Krakowie pacjent zamordował nożem lekarza. Wcześniej w Siedlcach zamordowany został  ratownik medyczny. W Piasecznie pobici zostali lekarz i pielęgniarka. Kilka dni temu szliśmy razem w marszu milczenia w proteście przeciw agresji. Czy refleksja, że medycy są szczególnie zagrożeni i należy ich chronić, nie przychodzi rządzącym zbyt późno?

Rzeczywiście, niestety dziś, po tragicznych wydarzeniach w Krakowie, wielu lekarzy boi się o swoje bezpieczeństwo i nie są to obawy nieuzasadnione. Jestem tuż po rozmowie z przedstawicielami Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Głównej Policji. Na spotkaniu wybrzmiało jedno: policja i wydziały śledcze są zdecydowane stanąć za medykami. Jesteśmy zjednoczeni wobec agresji wymierzonej przeciw ratownikom, lekarzom, pielęgniarkom, i to chyba jest bardzo dobra informacja. Pracujemy obecnie nad przyspieszeniem procedur, nad poprawieniem i ułatwieniem zgłaszalności, pracujemy wreszcie nad świadomością dotyczącą problemu.

Natychmiast po tragedii w Krakowie rozmawiałem z minister Izabelą Leszczyną. Przekazałem jej postulaty środowiska. Wśród nich znalazła się między innymi trudna sprawa anonimizacji danych lekarzy w internecie. Do tych danych niekiedy docierają hejterzy – skutkiem są groźby przesyłane na prywatne adresy domowe. Takie rzeczy nigdy nie powinny się zdarzać. Mówiliśmy też o fizycznych rekomendacjach dla dyrektorów szpitali dotyczących przekształceń placówek ochrony zdrowia w taki sposób, aby były one miejscami bezpieczniejszymi dla lekarzy i pacjentów.

A co z pomysłem wprowadzenia rejestru agresywnych pacjentów?

W tych rozmowach podkreślałem, jak ważne i pomocne mogłoby być monitorowanie agresji. Omawialiśmy również kontrowersyjny pomysł wprowadzenia rejestru agresji w ochronie zdrowia. Ale rozmawialiśmy również o kwestii mającej fundamentalne znaczenie dla bezpieczeństwa lekarzy i szacunku do zawodu, czyli o tym, jak sprawić, żeby społeczeństwo przestało myśleć o nas w kategorii pewnego antagonizmu, a zaczęło myśleć jak o partnerach w procesie leczenia.

Te wszystkie postulaty zostały następnie powtórzone, niektóre nieznacznie zmodyfikowane, podczas marszu milczenia, którego Naczelna Rada Lekarska była współorganizatorem. Ale widzimy również, jak ważne jest, żeby kara dla agresorów była nieunikniona, i jak ważna jest współpraca między innymi z policją czy prokuraturą. Na tę współpracę dzisiaj liczymy. Chcemy i będziemy czynić to wspólnie z innymi zawodami medycznymi i instytucjami państwa.

Dotychczas incydenty były lekceważone. Pamiętam, jak pod budynkiem Naczelnej Izby Lekarskiej i siedzibą sądów lekarskich były wznoszone różne obraźliwe okrzyki podczas rozprawy przeciw antyszczepionkowcom.

Mam nadzieję, że już do przeszłości należą sytuacje, w których nie doczekaliśmy się satysfakcjonującej dla nas, ale też sprawiedliwej, reakcji organów ścigania. Myślę, że nikogo nie trzeba dzisiaj przekonywać, że to od nienawistnych haseł i hejtu w internecie się zaczyna, a kończy się na prawdziwych tragediach. Jestem przekonany, że wszyscy wyciągniemy z tego wnioski, że rządzących uda się przekonać nie tylko do zwiększonej penalizacji i zaostrzenia kar, ale też do znacznie skuteczniejszego egzekwowania tychże kar. Postulujemy takie zmiany prawne, które pozwolą z całą mocą podkreślić, że medycy są chronieni przez państwo, a tych, którzy nas atakują, czeka odpowiedzialność karna.

Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że postawienie strażnika przed każdym gabinetem czy ubieranie każdego lekarza w kamizelkę nożoodporną jest mało prawdopodobne. Co realnie można zrobić?

Dzisiaj przede wszystkim oczekujemy – wręcz żądamy – tego, żeby organy państwa wreszcie się takimi sprawami zainteresowały i na poważnie potraktowały akty agresji w stosunku do personelu medycznego. Chcemy mieć pewność, że sprawy dotyczące agresji nie będą zamiatane pod dywan i że zgłoszenia do organów ścigania mają rzeczywisty sens. Chcemy też, by nasze dane w internecie były chronione. Myślę, że dzisiaj nie ma lekarza, który chciałby przekształcić szpital w twierdzę. Z drugiej strony na pewno pożądane byłyby procedury dotyczące wejścia do szpitala. Chodzi o to, aby nie każdy mógł wtargnąć na oddział i po tym oddziale sobie chodzić, atakując lekarzy i pielęgniarki.

Mówił Pan, że celem w tej kadencji jest, by lekarz nie bał się leczyć. To oczywiste nawiązanie do planów wprowadzenia klauzuli wyższego dobra, czyli tzw. no fault. Spróbujmy wyjaśnić tak po prostu, zarówno lekarzom, jak i pacjentom, o co chodzi.

Rzeczywiście, to wyjaśnienie jest ważne. Z naszych badań, które wykonaliśmy z CBOS, wynika, że 30 proc. obywateli Polski popiera rozwiązania zawarte w klauzuli wyższego dobra, ale spośród tych, którzy dowiedzieli się dokładnie, o co w tej klauzuli chodzi, popiera je już większość. Dlatego rozumiemy, że konieczne jest przekazywanie wiedzy o tym, czym klauzula wyższego dobra jest w rzeczywistości – i to zarówno szerokiej opinii publicznej, jak i samym lekarzom. Mówimy tu o zniesieniu odpowiedzialności karnej za nieumyślny błąd medyczny lub zdarzenie medyczne przy pozostawieniu odpowiedzialności cywilnej i odpowiedzialności dyscyplinarnej.

Oczywiście, gdyby lekarz popełnił przewinienie albo nie zachował szczególnej ostrożności wymaganej w danym wypadku – na przykład przyjmował po alkoholu czy po narkotykach, czy w inny rażący sposób nie dopełniłby obowiązków – wtedy naturalnie pojawia się również odpowiedzialność karna. W rzeczywistości jednak ogromna większość lekarzy, którzy dzisiaj doświadczają zdarzeń niepożądanych, a nie zawinili, boi się o swoje bezpieczeństwo w systemie prawa karnego. Ci wszyscy lekarze byliby po prostu bezpieczni i mogliby dalej leczyć swoich chorych.

Elementem tego systemu jest również automatyczna kompensacja.

Cieszymy się, że krok po kroku system no fault rzeczywiście się przybliża. Zniknęły komórki do spraw błędów medycznych w prokuraturach. Pojawił się fundusz kompensacyjny, czyli ścieżka szybkiej rekompensaty za zdarzenie medyczne. Wiem, że Rzecznik Praw Pacjenta przyznaje już pacjentom w ramach zadośćuczynienia kwoty, które sięgają nawet 200 tys. zł.

Gdyby ta ścieżka się ugruntowała, gdybyśmy mieli klauzulę wyższego dobra, a więc zwolnienie lekarza z odpowiedzialności karnej, to my sami, lekarze, bardzo chętnie analizowalibyśmy każdy przypadek zdarzenia niepożądanego, a pacjentów kierowali do funduszu kompensacyjnego. To niesie gwarancje, że system „będzie się uczył”, a pacjent będzie w jego centrum.

W tej sprawie Naczelna Izba Lekarska i Pan osobiście współpracujecie z Ministerstwem Zdrowia i Ministerstwem Sprawiedliwości. To współpraca czy raczej walka?

Rozmowy z Ministerstwem Sprawiedliwości w ostatnim czasie są rzeczywiście trudne. A Ministerstwo Zdrowia powołuje kolejny już zespół do spraw wprowadzenia klauzuli wyższego dobra. Mamy poczucie, że to jest ten moment, w którym powinniśmy zacząć przekonywać posłów i budować masę krytyczną dla tego pomysłu. Zresztą ta masa krytyczna powoli się buduje – popiera nas Rzecznik Praw Pacjenta, organizacje pacjenckie, jak również organizacje międzynarodowe, które przecież też widzą, jaka atmosfera odpowiedzialności karnej została stworzona w polskim systemie ochrony zdrowia. Mamy też poparcie innych zawodów medycznych. Teraz czas na posłów.

Jak odpowie Pan na argumenty krytyków tego systemu?

Nie widzę zagrożeń idących za systemem klauzuli wyższego dobra. Widzę raczej zagrożenia związane z niewprowadzeniem tej klauzuli. Muszę jednak przyznać, że spotykaliśmy się z zastrzeżeniem, że ma to być system „bezkarność plus” dla lekarzy. To niepoważne podejście do sprawy, bo przecież odpowiedzialność cywilna i dyscyplinarna pozostawałaby w tym systemie, a tam, gdzie przekroczenie byłoby rażące – również odpowiedzialność karna

Chciałbym jasno powiedzieć, że tu nie chodzi o bezkarność, ale o system, który w swoim centrum stawia pacjenta i walkę o jego życie i zdrowie. Lekarz, niosąc pomoc, nie może zastanawiać się nad swoim bezpieczeństwem prawnokarnym. Myślę, że każdy, kto to rozumie, rozumie również, jak ważne jest wprowadzenie no fault.

Realnie patrząc, jak blisko jesteśmy wprowadzenia klauzuli wyższego dobra?

Myślę, że jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko, chociaż od wprowadzenia klauzuli dzielą nas dziś dziesiątki rozmów z posłami i wymuszenie woli politycznej na rządzących. Mam nadzieję, że do końca roku uda się uzyskać wiążące decyzje.

Bezpieczeństwo lekarzy to również kwestia zniesienia odpowiedzialności za ustalanie poziomu refundacji. Samorząd powtarza, że lekarz ma inne zadania niż obliczanie stopnia odpłatności za leki. Tu również NIL zabiega o odpowiednie rozwiązania w resorcie zdrowia. Gdzie jesteśmy?

Zespół, który miał dać pomysł na automatyzację refundacji, już zakończył pracę. Pomysł został przekazany i Centrum e-Zdrowia pracuje, by go wprowadzić w życie. Widzimy już, że jeżeli chodzi o 40 proc. leków, system jest przygotowany, aby tu i teraz oznaczać stopień refundacji tylko na podstawie wieku i płci oraz oczywiście rozpoznania choroby wpisanego przez lekarza. W pozostałych 60 proc. przypadków tworzony jest słowniczek, który ma systemowi podpowiadać.

I tu pojawia się pewna trudność. Myślę, że jedynym sposobem na pełną automatyzację refundacji jest znaczące uproszczenie słownika refundacyjnego. A to bardzo skomplikowane zadanie. Dzisiaj system został tak zagmatwany, że próby przepisania go na język komputera napotykają duże problemy. Potrzebujemy rewolucji, jeżeli chodzi o słowniczek refundacyjny. Jeżeli to się nie stanie, będziemy mieli do czynienia z półśrodkami. I dzisiaj dyskutujemy o tym, czy zgodzić się na półśrodki i czekać na pełną automatyzację systemu z zebraniem wszystkich niezbędnych przez system danych, czy też na te półśrodki się nie zgadzać i żądać uproszczenia całego słownika refundacyjnego.

Rozmawiamy dokładnie trzy lata po objęciu przez Pana funkcji prezesa NRL. Czas na sakramentalne pytania: co się udało, co się nie udało, czego się Pan nie spodziewał?

Podjęliśmy bardzo dużo odważnych decyzji. Mowa tutaj między innymi o elektronizacji „Gazety Lekarskiej”, która była przecież pożądana. Mowa o zmianie Kodeksu Etyki Lekarskiej, o nowym kodeksie wyborczym i wywołującym duże emocje programie wyborczym, który, jak słyszę, udało się jednak certyfikować. Oznacza to, że będziemy mogli przeprowadzić wybory w terminie w formie elektronicznej.

Ale to nie koniec – przeprowadziliśmy jako Izba pierwszy raz duże igrzyska lekarskie. Jesteśmy w przededniu ogromnego kongresu polonijnych środowisk medycznych, organizowanego wraz z Senatem RP. Jesteśmy słuchani jako samorząd, jesteśmy opiniotwórczy, reprezentujemy środowisko, dbamy o godność zawodu i mamy udział w kształtowaniu otoczenia prawnego.

Myślę jednak, że największym zyskiem jest stworzenie tutaj, w Naczelnej Izbie Lekarskiej, zaangażowanej ekipy ludzi, którzy wiedzą, po co są w samorządzie – że są tutaj dla lekarzy, dla całego środowiska medycznego. Z perspektywy tych trzech lat i trudności, jakie napotykaliśmy, w tym również oporu związanego z wprowadzanymi zmianami, muszę powiedzieć, że jednym z uzysków tej kadencji jest również nabranie odporności. To pewna nauka płynąca z zarządzania zmianą, która dokonała się wręcz na naszych oczach. Dzięki temu będziemy jeszcze skuteczniejsi.

Do kolejnych wyborów już tylko rok. Jakie są priorytety Izby na najbliższe miesiące?

Przede wszystkim bezpieczeństwo. To jest to, co dzisiaj interesuje lekarzy: bezpieczeństwo fizyczne, prawne, społeczne i socjalne. Stawiamy na bezpieczeństwo we współpracy z Wojskową Izbą Lekarską, rozmawiając o szkoleniach dla lekarzy z medycyny pola walki, rozmawiamy o bezpieczeństwie z Ministerstwem Sprawiedliwości, próbując wprowadzić klauzulę no fault.

W zasadzie każdy temat, który dziś podejmujemy, jest nierozerwalnie związany z bezpieczeństwem lekarzy. Chciałbym zaapelować, aby zgłaszać do nas przypadki, w których bezpieczeństwo lekarzy jest naruszane. Informacja o skali danego zjawiska jest istotna, dzięki czemu możemy później informować stosowne organy i lepiej przeciwdziałać agresji.

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 6/2025