Martin Couney i jego „wylęgarnia dzieci”
75 lat temu na nowojorskim cmentarzu pochowano Doktora Inkubatora, który zrewolucjonizował opiekę nad noworodkami, tworząc podwaliny pod powstanie pierwszych oddziałów neonatologii wyspecjalizowanych w opiece nad wcześniakami.

Niespełna ćwierć wieku temu pierwsza w Polsce opisałam losy Martina Couneya, czyli Doktora Inkubatora, idąc tropem jego zaskakującej aktywności i pomysłu na życie – komercyjnych pokazów wcześniaków w inkubatorach, które lokalizował w wesołych miasteczkach, centrach rozrywki oraz na światowych lub międzynarodowych wystawach. Wówczas dokładna data i miejsce jego urodzenia pozostawały w sferze spekulacji. Źródła podawały dwie daty roczne (1869 i 1870 r.) i aż trzy potencjalne miejsca przyjścia na świat – bawarską część Alzacji, pruski Krotoschin i niemiecki Breslau.
Dziś już wiadomo, że urodził się w Krotoszynie 30 grudnia 1869 r. jako Michael Cohn (tak miało brzmieć pierwotnie jego nazwisko, pochodził z rodziny o niemiecko-żydowskich korzeniach). Co prawda, nie zachował się jego akt urodzenia, ale w dokumentach paszportowych ocalonych w archiwach USA miasto to widnieje jako miejsce urodzenia. Również jego rodzice urodzili się w Krotoszynie (Hermann Cohn i Fredericke Cohn z d. Levy). Martin Couney studiował medycynę we Wrocławiu, Berlinie i Lipsku, gdzie uzyskał dyplom lekarza. Chociaż są i tacy, którzy twierdzą, że nie studiował nigdzie, a za lekarza tylko się podawał.
Ekspozycja wcześniaków
Niezwykła kariera Doktora Inkubatora rozpoczęła się w 1896 r., kiedy to prof. Pierre Budin postanowił wysłać do Berlina swojego ucznia, doktora Martina Couneya, aby na Światowej Wystawie (Berliner Gewerbeausstellung) Zorganizował prezentację wcześniaków ułożonych w inkubatorach. Okazując list polecający od prof. Budina, Martin Couney bez większych trudności „wypożyczył” do tego pokazu sześcioro przedwcześnie urodzonych dzieci. Uznano, że ich los jest przesądzony, bo tak małe noworodki miały wówczas minimalne szanse na przeżycie. Dlatego ryzyko było niewielkie, nic gorszego nie mogło się wydarzyć. Budynek ze szklanymi inkubatorami i ułożonymi w nich wcześniakami ulokowano w części rozrywkowej terenów wystawowych. Przykuwająca uwagę była nazwa tego przedsięwzięcia: „Kinder Brutanstalt” („Wylęgarnia dzieci”).
Pokazy cieszyły się olbrzymim powodzeniem. Zwiedzający (nie tylko berlińczycy) tłumnie przybywali, płacąc markę za wstęp, ciekawi maleńkich nowo narodzonych dzieci leżących w szklanych domkach. Ku zaskoczeniu oponentów to niecodzienne przedsięwzięcie okazało się sukcesem także z medycznego punktu widzenia – bo wszystkie zaprezentowane dzieci przeżyły. Ekspozycję można było zwiedzać przez kilka tygodni. W tym czasie w inkubatorach „wychowało się” kilka kolejnych grup wcześniaków, które przebywały w nich do osiągnięcia co najmniej 2 kg. Odtąd Martin Couney zyskał miano Doktor Inkubator.
Nie trzeba było długo czekać, aż ktoś wpadł na pomysł kontynuacji tego znakomitego pomysłu. Do Martina Couneya zgłosił się brytyjski agent z propozycją zorganizowania podobnego show w następnym roku w czasie Victorian Era Exhibition. Gdy jednak Doktor Inkubator przybył do Londynu, okazało się, że na przeszkodzie jego aktywności stanął antagonizm brytyjsko-francuski: konserwatywni miejscowi lekarze nie chcieli mu wypożyczyć miejscowych wcześniaków do tego pokazu, bo „nie będą angielskie dzieci leżeć we francuskich inkubatorach!”. Wszystko było już gotowe, ale przecież brakowało najważniejszego – „eksponatów”, czyli wcześniaków. Nie było innego wyjścia. Couney wrócił do Paryża, tam z pomocą przyszedł mu jego mistrz, prof. Pierre Budin. Pokazując mu kilkadziesiąt wcześniaków, powiedział: „Prenez ce que vous voulez” („Proszę wziąć, które pan chce”).
Martin Couney w drodze powrotnej nad Tamizę pokonał kanał La Manche z nietypowym bagażem, który stanowiły „trzy wiklinowe kosze pełne francuskich wcześniaków”. Pokaz znowu odniósł olbrzymi sukces (codziennie inkubatory oglądało ok. 4 tys. osób), który odbił się szerokim echem w Europie. W czasopiśmie „Lancet” w 1897 r. tak opisywano miejsce i okoliczności tej niecodziennej ekspozycji:
„Budynek podzielony jest na trzy części – z jednej strony sypialnia dla dwóch mamek i Madame Louise Recht, pielęgniarki specjalnie szkolonej w szpitalu Maternité w zakresie opieki nad wcześniakami. Z drugiej strony pomieszczenie, w którym dzieci są myte i karmione. Publiczność skupia się w centrum – tu może zobaczyć wcześniaki w inkubatorach, sprawdzić, w jaki sposób utrzymywana jest stała temperatura, jak działa wentylacja. Oprócz pielęgniarek i mamek dwaj lekarze 3-4 razy dziennie kontrolują zdrowie dzieci. W nocy stróż budzi pielęgniarki co 3 godziny, aby mogły nakarmić dzieci, w dzień dzieci są karmione (…) co 2 godziny. Na miejscu jest mała apteka, urządzenia do sterylizacji mleka, specjalne butelki do karmienia i wagi, by można było ocenić rozwój dzieci (…). Największą osobliwością tego nowego inkubatora jest fakt, że nie wymaga on stałej i fachowej pomocy. Pracuje automatycznie – wentylacja i ciepło są utrzymywane na stałym poziomie nie tylko przez godziny, ale i przez całe dnie. Inkubatora nie trzeba nawet dotykać – jedyną koniecznością jest karmienie i mycie dziecka. Inkubatory i rury wentylacyjne są ze srebra, dzieci w nich wyglądają czysto i jest im wygodnie, wszystko to razem jest widokiem zarówno przyjemnym, jak i interesującym”.
Show na Coney Island
Martin Couney przybył do USA w 1898 r. W tym czasie zorganizowano Omaha Trans-Mississippi Exhibition, tam także była ekspozycja z wcześniakami. Powrócił do Europy w 1900 r. na kolejny pokaz w stolicy Francji (Światowa Wystawa w Paryżu). Rok później ponownie był w USA, w Buffalo (Pan-American Exposition). Interesująco opisywano zastosowany tam system wentylacji:
„Świeże powietrze doprowadzane jest z zewnątrz długą rurą biegnącą wzdłuż ścian. Powietrze przechodzi najpierw przez płyn antyseptyczny, który niszczy drobnoustroje, następnie fizyczne zanieczyszczenia są zatrzymywane przez filtr bawełniany. W dalszej drodze powietrze jest ogrzewane i wprowadzane do inkubatora, w którym leży dziecko. Zbiornik z ciepłą wodą utrzymuje odpowiednią wilgotność atmosfery, natomiast stopień nawilżenia jest kontrolowany przez higrometr znajdujący się przy każdym inkubatorze. Stałą temperaturę w inkubatorze reguluje termostat. Aktualne wskazania pokazuje termometr umieszczony z przodu każdego inkubatora”.
Ostatecznie Doktor Inkubator zdecydował się pozostać na stałe w USA, bo właśnie tam co roku organizowano wielkie wystawy, jarmarki, targi, co stwarzało mu olbrzymie możliwości. Wybudowano też ogromne centra rozrywki, wesołe miasteczka, lunaparki, w których można było pokazywać inkubatory. Jednym z takich miejsc było Coney Island w Nowym Jorku, gdzie Martin Couney zamieszkał w 1903 r. i jeszcze w tym samym roku otworzył swoją pierwszą stałą ekspozycję w lokalnym lunaparku. Przez następne cztery dekady organizował tam pokazy z wcześniakami w inkubatorach (bilet wstępu kosztował ćwierć dolara). Oprócz stałej wystawy Doktor Inkubator organizował swoje show z dziećmi także w innych amerykańskich miastach (m.in. w Portland, Denver, Atlantic City), a także poza USA, np. w Meksyku i Rio de Janeiro.
Showman czy lekarz
Dzieci w inkubatorach były specjalnie oznakowane. Każde miało na szyi metalową zawieszkę – identyfikator, który zakładano w dniu przyjęcia i z którym wracały do domu. Po latach te identyfikatory dla inkubatorowych wychowanków uznawano za bilet wstępu na pokazy wcześniaków. Najmniejsze dziecko, które Martin Couney miał pod swoją opieką, ważyło 705 g. Doktor Inkubator twierdził, że od kiedy tylko zorganizował swój pierwszy show na Coney Island, zawsze więcej wcześniaków mu oferowano, niż ich potrzebował do swoich pokazów. Nigdy nie musiał specjalnie starać się o noworodki do swoich widowisk, kolejne pokazy stymulowały bowiem zainteresowanie problemem wcześniactwa.
Środowisko lekarskie miało mu jednak za złe, że mając tak znakomite pole obserwacji, nie opublikował nigdy żadnej pracy na temat wcześniaków i ich problemów. Doktor Inkubator oburzał się na zarzuty, że jest bardziej showmanem niż lekarzem, bo pobiera opłaty za wstęp, więc jest to czysta komercja. „Całe moje życie to propaganda na rzecz właściwej opieki nad wcześniakami, którym pozwalano umrzeć” – twierdził Couney – „Wszystko, co robię, jest stricte etyczne. Kiedy poczuję, że zrobiłem wystarczająco dużo dla wcześniaków, kiedy to się stanie – wycofam się”.
Ćwierć dolara płacone przy wejściu przez zwiedzających zwracało koszty przedsięwzięcia. Oczywiście, z czasem wpływy były większe niż wydatki, pokazy zaczęły przynosić zyski, czego zresztą Doktor Inkubator się nie wypierał. Sukces komercyjny przyciągnął amerykańskich biznesmenów. W 1904 r. utworzono konkurencyjną dla Martina Couneya spółkę, która miała zorganizować pokaz przy okazji Louisiana Purchase Exposition. Na terenach wystawowych wzniesiono w tym celu okazały budynek w kształcie pałacu.
Przedsięwzięcie rozwijało się znakomicie do czasu katastrofalnej epidemii biegunki, która wystąpiła u wcześniaków w czasie tamtego upalnego lata (śmiertelność sięgnęła 50 proc.). Mimo że zarządzono zmiany w konstrukcji budynku, m.in. zainstalowano szybę oddzielającą widzów od inkubatorów, przedsięwzięcie i tak okazało się nieopłacalne. Każdy wcześniak kosztował spółkę kilkanaście dolarów dziennie. Te straty finansowe okazały się skutecznym środkiem odstraszającym. Do lat 40. XX w. nie było w USA naśladowców Doktora Inkubatora.
6,5 tys. wychowanków
Ostatni publiczny pokaz wcześniaków w inkubatorach odbył się w 1942 r. Przyczyną zakończenia działalności Martina Couneya było coraz mniejsze zainteresowanie dla tego typu widowisk, głównie z powodu działań na frontach II wojny światowej. Ponadto powstały już pierwsze oddziały szpitalne oferujące opiekę dla wcześniaków. Od końca lat 90. XIX w., kiedy Couney po raz pierwszy publicznie pokazał dzieci w inkubatorach, miał on pod swoją opieką około 8 tys. wcześniaków. Ocenia się, że przeżyło ponad 6,5 tys. z nich.
Kiedy był pytany, co czuje, wiedząc o uratowaniu tylu „miniatur ludzkości, które przedwcześnie ujrzały świat”, odpowiadał: „Co roku dostaję listy od ludzi, którym rodzice powiedzieli, że wzrastali w moich inkubatorach. Żaden z tych listów nie przyszedł z więzienia”. Każdego roku Martin Couney otrzymywał około tuzina zaproszeń na ślub swoich „inkubatorowych wychowanków”. Dwoje uratowanych wcześniaków zostało lekarzami. „Wylęgarnia dzieci” była niezwykłym, niespotykanym w historii przykładem połączenia typowego dla cyrku pokazu niezwykłości, dziwu natury z eksperymentalną metodą leczenia, która po latach stała się powszechnie uznanym sposobem opieki nad wcześniakami. Ten niezwykle barwny, ale i kontrowersyjny rozdział historii medycyny skończył się wraz z powstaniem pierwszych oddziałów szpitalnych specjalizujących się w opiece nad przedwcześnie urodzonymi noworodkami.
O samym bohaterze tego niezwykłego rozdziału w historii medycyny nie wiadomo zbyt wiele. Miał dwóch braci (Max i Alfons) oraz siostrę (Betty). Co ciekawe, jego rodzeństwo podpisywało się nie Couney, ale Coney (taką nazwę też nosiło miejsce, w którym Doktor Inkubator osiadł na stałe w USA, Coney Island). Martin Couney poślubił irlandzką pielęgniarkę Annabelle May, która była ekspertem w opiece nad wcześniakami (zmarła w 1936 r). Ich córka Hildegarda (1907-1956), urodzona przedwcześnie ok. 34 tyg. ciąży, ważąc ok. 1300 g spędziła trzy pierwsze miesiące swego życia w inkubatorze i także była eksponatem w czasie show. Wybrała zawód pielęgniarki i pracowała z ojcem.
Doktor Inkubator zmarł 1 marca 1950 r. w wieku 80 lat, czyli niemal dokładnie 75 lat temu. Dzień później wspomnienie pośmiertne zamieścił poczytny „The New York Times”. W 2018 r. w USA wydano książkę pt. „The Strange Case of Dr. Couney: How a Mysterious European Showman Saved Thousands of American Babies” („Dziwny przypadek doktora Couneya: jak tajemniczy showman z Europy uratował tysiące amerykańskich dzieci”).
Dr n. med. Magdalena Mazurak
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 4/2025