Marzenie mam
Listopad pozostaje niezmiennie miesiącem pamięci. Najpierw na grobach rozświetlamy ogniem zniczy drogę tym, którzy odeszli od nas na zawsze. Zaduszkowy czas wybarwia jesień. Kolory współgrają.
Foto: pixabay.com
Wszyscy, w zadumie i z pokorą, pochylają głowy nad przemijaniem. Kilkanaście dni później podczas niepodległościowych akademii, koncertów, capstrzyków i konferencji historycznych, wracamy ponownie do przeszłości, umacniając narodową wspólnotę interesów. Płonie ogień polskości na forum.
Na krakowskich Oleandrach w 1914 r. Józef Piłsudski, wyruszając w niepewny bój ku nowej Polsce, mówił: „Odtąd nie ma ani Strzelców, ani Drużyniaków. Wszyscy, co tu jesteśmy zebrani, jesteśmy żołnierzami polskimi. Znoszę wszelkie odznaki specjalnych grup. Jedynym waszym znakiem jest odtąd orzeł biały. Dopóki jednak nowy znaczek nie zostanie wam rozdany, rozkazuję, abyście zamienili ze sobą wasze odznaki, jako symbol zupełnej zgody i braterstwa, jakie muszą wśród żołnierzy polskich panować. Niech Strzelcy przypną do czapek blachy Drużyniaków, a oddadzą im swoje orzełki. Wkrótce może pójdziecie na pole bitew, gdzie, mam nadzieję, zniknie najlżejszy nawet cień różnicy między wami”.
W 1989 r. w swoim exposé Tadeusz Mazowiecki, syn lekarza, pierwszy niekomunistyczny premier rządu polskiego po II wojnie światowej, przekonywał z trybuny sejmowej: „Podstawowe znaczenie ma problem prawa i praworządności. W ciągu 45 lat prawo było w Polsce traktowane instrumentalnie, podporządkowane aktualnym celom politycznym, a obywatele nie mieli poczucia wolności ani świadomości, że prawo ich chroni i jest jednakowe dla wszystkich”.
U progu kolejnego stulecia składamy sobie wzajemne życzenia. Chcemy żyć w państwie, które trwale łączy wokół uniwersalnych wartości. Lekarzom tym razem jest łatwiej pokonać wszelkie mury, dzielące społeczeństwo na plemienne rody stojące naprzeciw i walczące bez opamiętania. Zaślepiona, jednostronna i bezrefleksyjna miłość do Ojczyzny może być w swoich skutkach niebezpieczna. Potwierdzają to historyczne fakty, obok których przechodzimy z obojętnością, pewni swego pokoleniowego posłannictwa.
Lekarzom jest łatwiej, bo kodeksowe zapisy etyczne trzymają w ryzach równego traktowania wszystkich ludzi „bez względu na wiek, płeć, rasę, wyposażenie genetyczne, narodowość, wyznanie, przynależność społeczną, sytuację materialną, poglądy polityczne lub inne uwarunkowania”. Warto o tym przypominać przez następne stulecia. Marzenie mam, abyśmy zdjęli swoje odznaki i wymienili się nimi, jak chlebem, grzecznym pozdrowieniem, pomocną dłonią w potrzebie. Taki banalny ideał z okazji niepodległości sumień, wolności słowa, niezawisłości myśli, z nadzieją, że prawo wszystkich chroni jednakowo.
„Skąd biorą się ideały – pytał Władysław Biegański – skąd one powstają? Oto pytanie, które jest może najtrudniejsze i które rozmaite szkoły filozoficzne rozmaicie rozstrzygają. Ideały te nie mogły wejść do naszej duszy z zewnątrz, ze świata nas otaczającego, gdyż w świecie tym nie ma nic, co by im odpowiadało, nie ma zła ani dobra, ani piękna, ani brzydoty, nie ma prawdy ani fałszu. Otóż ideały te muszą być składową częścią naszego ja, naszej duszy, są przyrodzoną naszą własnością”.
Środowisko lekarskie nie powinno wstydzić się swoich ideałów, powołań i autorytetów. Lekarze polscy posklejali medycynę z trzech pozaborowych kawałków i kultur, mimo wojennych eksterminacji, upokorzeń Polski Ludowej, ciągłego braku czasu na zajęcie się zdrowiem od podstaw w wolnym kraju. Spełniali marzenie o leczeniu ludzi, których kolory skóry tak pięknie współgrają, gdy dobro chorego jest najwyższym nakazem.
Listopad pozostaje niezmiennie miesiącem pamięci. Nie zapomnijmy w tych dniach o grobach naszych koleżanek i kolegów, którzy odeszli na „wieczny dyżur”. To nasi Nauczyciele, Prekursorzy, Mistrzowie. Bez ich rad, uzdrowicielskich rąk, książek, otaczałaby nas pustka, w której trudno byłoby o ideały na przyszłość. Marzenie mam, że zniknie najlżejszy nawet cień różnicy między nami. Marzenie na kolejne sto lat.
Jarosław Wanecki