3 grudnia 2024

Medycyn@ jak nitrogliceryna. Internet a relacje lekarz-pacjent

Prawie połowa ludności na ziemi korzysta z internetu. Czy w przyszłości pacjent nadal będzie przychodził do lekarza i spoglądał mu w oczy, czy też medyków zastąpią bezduszne maszyny?

O tym, kto nas będzie leczył w przyszłości, dyskutowano na początku marca w czasie Kongresu Wyzwań Zdrowotnych w Katowicach
Foto: Mariusz Tomczak

Prawie 82 proc. gospodarstw domowych w Polsce posiada przynajmniej jeden komputer, a 78 proc. dostęp do internetu szerokopasmowego – podaje Główny Urząd Statystyczny.

Upowszechnienie komputerów z dostępem do sieci i częste korzystanie z wyszukiwarek internetowych zmieniło relację lekarz-pacjent. – Lekarz przestał być jedynym dysponentem wiedzy medycznej – mówi Ewa Borek, prezes Fundacji My Pacjenci.

Tę opinię potwierdza dr Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, od czterech dekad pracujący w zawodzie lekarza. – Obecnie mamy do czynienia z zupełnie innym pacjentem, często przychodzi do gabinetu wyposażony w konkretną wiedzę, przez co lekarz musi być gotowy do udzielenia odpowiedzi na pytania, które kiedyś nie przyszłyby do głowy żadnemu choremu – uważa.

Antyszczepionkowcy a pozycjonowanie stron

Z wyszukiwarkami internetowymi jest tak samo jak z każdym innym wynalazkiem czy odkryciem: nitrogliceryna czy energia jądrowa pomagają człowiekowi, mogą też siać strach i spustoszenie na masową skalę.

– Ruchy antyszczepionkowe skorzystały z rewolucji internetowej. Nie byłoby tyle niepotrzebnych śmierci z powodu chorób zakaźnych w Europie Zachodniej, gdyby nie pseudowiedza, która rozpanoszyła się w wirtualnym świecie – mówi prezes NRL. Prawdą jest, że w internecie znajdują się nieprzebrane zasoby wiedzy oraz morze półprawd i oczywistego fałszu. W świecie wirtualnym, tak samo jak „w realu”, każdy może rozsiewać plotki, rozpowszechniać kłamstwa, podważać wyniki badań.

Zdaniem prof. Mariusza Gąsiora, kierownika III Katedry i Oddziału Klinicznego Kardiologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, zjawisko komputeryzacji i informatyzacji społeczeństwa, o ile zostanie odpowiednio potraktowane przez świat lekarski, może pomóc w upowszechnieniu wiedzy medycznej. W jego ocenie strony internetowe towarzystw naukowych czy profesjonalnych serwisów medycznych należy dobrze spozycjonować, aby to właśnie one pojawiały się na samej górze monitora po wpisaniu, dajmy na to, nazwy choroby.

Pacjent + internet = ekspert?

– W oparciu o wiedzę z internetu część pacjentów buduje swoje kompetencje zdrowotne, ale część nie umie odróżnić wiedzy wartościowej od pozbawionej wartości – przyznaje Ewa Borek. W jej ocenie nieocenionym sprzymierzeńcem pacjentów okazał się Facebook, czyli najpopularniejszy serwis społecznościowy na świecie. Umożliwiając tworzenie grup zainteresowanych wiedzą związaną z konkretnym problemem zdrowotnym, pacjenci mogą łatwiej wymieniać się fachowymi informacjami dotyczącymi schorzeń, na które cierpią oni lub ich bliscy (dzieci, rodzice).

W tym kontekście coraz częściej pojawia się pytanie: czy środowisko lekarskie jest gotowe, żeby w pacjencie dostrzegać eksperta? Czy jest możliwe, aby osoba o wykształceniu niemedycznym wiedziała sporo o „swojej” jednostce chorobowej, włącznie z najnowszymi doniesieniami naukowymi, które są dostępne po kilku kliknięciach nie tylko dla medyków?

Prezes NRL nie kryje sceptycyzmu. – W obszarze kardiologii bardzo trudno byłoby mi uznać za eksperta pacjenta, a nie profesora, który zajmuje się chorobami serca i układu krążenia – mówi dr Maciej Hamankiewicz. Część lekarzy, także tych z tytułami profesorskimi, podchodzi do pytań zadanych powyżej mniej krytycznie.

– Wiele chorób w kardiologii rozpoznaje się na podstawie objawów zgłaszanych przez pacjenta. To, co powie, jest bezcenne w kilku jednostkach chorobowych. Niestabilną chorobę wieńcową, czyli stan bezpośredniego zagrożenia zawałem serca i nagłym zgonem, rozpoznaje się na podstawie rozmowy z pacjentem. Nie potrzeba do tego wielkich technologii, tylko rzetelnej rozmowy z chorym – uważa prof. Mariusz Gąsior.

Warto, by lekarz znał aplikacje mobilne

W jego opinii wyedukowany pacjent może stać się ekspertem w odniesieniu do swojego stanu zdrowia. – Od prof. Pasyka, z którym pracowałem na początku swojej kariery, nauczyłem się nie tylko tego, że podstawą jest wywiad i badanie, ale i tego, że pacjent ma zawsze rację – podkreśla kardiolog z SUM, dodając, że to nie przypadek, iż od pewnego czasu lwia część pacjentów, kiedy tylko zaobserwuje niepokojące objawy, szuka dodatkowych informacji w internecie.

Znane są również wyniki badań, zgodnie z którymi duża część pacjentów po powrocie do domu od lekarza sprawdza, czy ma dobrze postawione rozpoznanie. – Na doktora Google nie ma co się obrażać, to rzeczywistość, której nie zmienimy – dodaje prof. Mariusz Gąsior. Wtóruje mu inny naukowiec. – Pacjenci już korzystają z wyszukiwarek, musimy być na to przygotowani, nie możemy się bać – mówi dr hab. Piotr Buszman, wicedyrektor ds. badań przedklinicznych Centrum Badawczo-Rozwojowego American Heart of Poland.

W jego ocenie lekarz, wypisując pacjenta ze szpitala, może mu doradzić korzystanie ze sprawdzonej aplikacji mobilnej. Na rynku nie brakuje darmowego oprogramowania na telefony komórkowe, smartfony czy tablety, które pomagają w zachowaniu zdrowego trybu życia czy w rekonwalescencji. – Lepiej, by pacjent korzystał z profesjonalnej aplikacji poleconej przez lekarza, niż szukał czegoś na własną rękę – mówi badacz z AHP.

Korzystanie z pomocy wirtualnego doktora Google przez rzesze pacjentów odcisnęło mocne piętno na wykonywaniu zawodu lekarza, ale na horyzoncie rysuje się coś, co – jak się wydaje – może dokonać równie brzemiennej w skutkach zmiany. Chodzi o przetwarzanie dużych zbiorów danych. Część ekspertów uważa, że przyszłością są nie tyle algorytmy tworzone na podstawie skomplikowanych wzorów matematycznych czy statystycznych, co próba przewidywania rokowania po wypisie ze szpitala w oparciu o poszukiwanie bliźniaczych pacjentów w dużych bazach.

Sztuczna inteligencja prawdę ci powie

Jak mówi dr hab. Piotr Buszman, pacjenci nie są zbyt zainteresowani skalami ryzyka opracowywanymi w oparciu o wyniki leczenia w innych krajach, bo chcieliby wiedzieć, jak oni będą rokować po operacji w danym szpitalu w rękach konkretnego doktora. Są już pierwsze polskie doświadczenia. – Zebraliśmy wyniki leczenia w różnych jednostkach chorobowych, na to nałożyliśmy dane NFZ odnośnie losów odległych chorych i stworzyliśmy coś, co obecnie testujemy: wypisując pacjenta, system szuka bliźniaczych chorych, a jak ich znajdzie, to pokazuje, jakie są rokowania i jakie czeka go ryzyko – wyjaśnia.

W sytuacji, gdy lekarze mają do czynienia z chorym wysokiego ryzyka (z baz danych wynika, że w tle czai się zawał serca), wiedzą, że muszą zalecić m.in. częstsze kontrole u specjalisty. Niektórzy lekarze, zwłaszcza szpitalnicy, pokładają duże nadzieje w takich rozwiązaniach. – Prognoza na przyszłość ma kapitalne znaczenie. Narzędzia informatyczne mogą stanowić doskonałą pomoc w naszej pracy, zwłaszcza w obliczu niedoboru lekarzy – mówi prezes NRL.

Pokolenie, które dopiero w najbliższych latach zacznie leczyć pacjentów, widzi potencjał tkwiący w nowoczesnych technologiach, ale nie wierzy, że bezduszne urządzenia całkowicie wyeliminują człowieka z placówek ochrony zdrowia. – Maszyną nie zastąpimy kontaktów międzyludzkich. Wiele osób przychodzi do przychodni nie tyle z problemem somatycznym, co psychosomatycznym – podkreśla Aleksandra Kurek, prezydent IFMSA-Poland Oddział Warszawa, studentka medycyny.

Jak dodaje dr hab. Piotr Buszman, dzięki nowoczesnym technologiom coraz śmielej wchodzącym pod medyczne strzechy pojawi się szansa zapewnienia opieki tam, gdzie jej nie ma lub dostęp do niej jest utrudniony, a w przyszłości żaden lekarz nie poradzi sobie z pacjentem bez wykorzystania nieznanych jeszcze dziś wytworów ludzkiego geniuszu.

– Sztuczna inteligencja wspomoże nasze procesy decyzyjne, terapeutyczne i diagnostyczne zwłaszcza tam, gdzie – jak np. w podstawowej opiece zdrowotnej – do lekarza trafiają pacjenci z dużą liczbą różnych chorób – podkreśla naukowiec. – Nie da się przyswoić wszystkich ostatnio opublikowanych abstraktów, a maszyny mają taką możliwość – dodaje przedstawicielka IFMSA-Poland.

Mariusz Tomczak