30 marca 2025

Na wojnie z szarlatanami

Działalność pseudolekarzy kwitnie, choć coraz częściej jest demaskowana, a oszuści karani. Realne działania samorządu lekarskiego mogą zastopować ten szkodliwy proceder i uniemożliwić dalsze krzywdzenie pacjentów.

Posiedzenie Komisji Zdrowia. Fot. Sejm

Ziołolecznictwo, terapia kryształami i kwiatami, ajurweda, irydologia, kinezjologia czy radionika od stycznia trafiły na listę Polskiej Klasyfikacji Działalności. Jak można przeczytać w rozporządzeniu Rady Ministrów z 18 grudnia 2024 r., w PKD znalazła się działalność w zakresie medycyny tradycyjnej, uzupełniającej i alternatywnej, wykonywanej przez pracowników medycznych.

Autorzy dokumentu podpisanego elektronicznie przez premiera Donalda Tuska zgodnie przyznali, że działalność ta nie jest oparta na danych naukowych dotyczących diagnozowania i leczenia chorób. Informacja ta zaskakuje, bo nowe działalności umieszczone zostały w sekcji Opieka Zdrowotna i Pomoc Społeczna w dziale 86, który traktuje o opiece zdrowotnej. W tym samym dziale opisane są kody m.in. lekarzy, lekarzy dentystów, diagnostów, laboratoriów oraz pielęgniarek.

Próba legitymizacji

Sprawą błyskawicznie zajęło się Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej, które w oficjalnym stanowisku uznało, że „jest to niczym nieuzasadniona próba legitymizacji takiej działalności, co może być niebezpieczne dla pacjentów, którzy mogą opóźnić rozpoczęcie lub wręcz zrezygnować z potwierdzonych naukowo metod leczenia”. Podkreślono, że PNRL oczekuje od ministra zdrowia podjęcia działań w celu wykreślenia kodu 86.96 z listy PKD.

Jak zaznaczał wiceprezes NRL Klaudiusz Komor, w odpowiedzi otrzymanej od resortu zdrowia wskazano, że takiej regulacji wymagało prawo unijne. – Niefortunnie się stało, że rzeczywiście medycyna naturalna, uzupełniająca i alternatywna ma swój numer w PKD. Nie bójmy się i nazwijmy te metody pseudomedycyną albo paramedycyną. Wtedy dla pacjenta będzie jasne, że jeżeli się tego podejmuje, chce być tym traktowany, bo nie powiem, leczony, to nie jest to medycyna – wyjaśniał wiceprezes NRL.

Nie tacy bezkarni

Oliwy do ognia w dyskusji dolewają medialne historie osób, które działając bez odpowiednich uprawnień, niszczyły zdrowie swoich pacjentów. Mowa o 25-letnim Oskarze D., który sam siebie nazywał naturopatą i „leczył” pacjentów chorych na raka za pomocą suplementów wartych krocie z jego własnego sklepu oraz płynem Lugola. 25-latek jeszcze do niedawna brylował w mediach społecznościowych, chwaląc się, że wyleczył z nowotworów ponad 400 osób.

Doniesienie na Oskara D. do prokuratury złożył Rzecznik Praw Pacjenta. Po przesłuchaniu mężczyzny, który stwierdził, że jest niewinny, sprawa została umorzona, lecz dzięki decyzji sądu postępowanie ponownie wszczęto.

Naturopata usłyszał zarzuty narażenia pacjentki z rakiem na utratę życia lub zdrowia oraz udzielanie świadczeń medycznych bez wymaganych zezwoleń. Zarzucono mu także pranie brudnych pieniędzy i oszustwa podatkowe. Niedawno Polskie Towarzystwo Onkologiczne apelowało do pacjentów, by zachować ostrożność wobec ofert terapii niekonwencjonalnych, które bazują na obietnicach bez pokrycia, wprowadzając przy tym w błąd osoby szukające ratunku.

Kolejny przypadek dotyczy Macieja Panka, który mówi, że jest lekarzem medycyny estetycznej, choć z wykształcenia jest lekarzem dentystą. Według mediów wielu pacjentów oraz byłych współpracowników zarzuca mu podejmowanie się procedur, do których wykonywania nie posiadał uprawnień. Osoby decydujące się oddać w jego ręce twierdziły, że zabiegi były przeprowadzane w mało profesjonalny sposób. Skarżyły się na powikłania. Składane reklamacje ignorowano, a sam zainteresowany miał unikać odpowiedzialności za ewentualne błędy.

Ciemne chmury zaczęły się zbierać nad Pankiem już kilka lat temu. W 2019 r. został skazany przez Okręgowy Sąd Lekarski w Warszawie – usłyszał wyrok w związku z przekroczeniem uprawnień. W jednym z telewizyjnych programów wykonał przed kamerami zabieg plastyki powłok brzusznych, choć jako lekarz dentysta nie miał do tego prawa. W toku procesu sąd uznał, że lekarz „dezinformuje swoich potencjalnych pacjentów”, a jego metody są „rażąco nieetyczne”.

Borelioza i suplementy

Temat pseudomedycyny w ostatnim czasie pojawia się coraz częściej również w popkulturze, gdzie na popularnym serwisie streamingowym triumfy święci serial „Ocet jabłkowy”. Inspirowany jest prawdziwą historią australijskiej blogerki Belle Gibson, która zbudowała swoją karierę na fałszywej diagnozie raka mózgu.

W Polsce nie trzeba jednak kręcić serialu, bo rzeczywistość sama pisze smutny scenariusz z medycyną niekonwencjonalną w roli głównej. Poza głośnymi medialnymi historiami Panka i Oskara D. warto zwrócić uwagę na pisma promujące paramedycynę i znachorstwo, wyeksponowane na regałach Poczty Polskiej. Na problem szkodliwości takich czasopism dla zdrowia pacjentów zwracała uwagę Okręgowa Izba Lekarska w Szczecinie.

W internecie można znaleźć wiele przykładów szkodliwej działalności szarlatanów, m.in. „diagnozujących boreliozę”, a następnie „leczenie choroby” za pomocą suplementów diety. Kolejny to plazmoterapia, promowana przez jednego z oszustów jako fale elektromagnetyczne o konkretnych częstotliwościach, które niszczą wirusy, bakterie, grzyby, pleśń, pierwotniaki, a nawet choroby takie jak stwardnienie rozsiane.

Kolejną kontrowersyjną usługą reklamowaną przez szarlatanów jest „nowoczesna terapia komórkowa EMOST”, wykorzystywana przez żołnierzy NATO w celu maksymalizacji wydajności organizmu. Ma polegać na terapii własnym sygnałem elektromagnetycznym. Zdaniem znachorów stosujących tę metodę wszelkie dolegliwości znikają w mgnieniu oka.

„Jaszczur” w obronie

Osoby broniące działalności tych, którzy szkodzą pacjentom, bywają zaciekłe i wulgarne, czego dowodem była obecność przed Naczelnym Sądem Lekarskim obrońców dr Doroty Sienkiewicz, prezes Polskiego Stowarzyszenia Niezależnych Lekarzy i Naukowców (PSNLiN). Okręgowy Sąd Lekarski w Białymstoku wymierzył jej karę pozbawienia prawa wykonywania zawodu przez rok. Kontrowersyjna lekarka krytykowała w sieci szczepionki przeciwko COVID-19 dla dzieci i młodzieży.

Dr Sienkiewicz odwoływała się do Naczelnego Sądu Lekarskiego, a kolejna już rozprawa odbyła się 13 lutego. Osoby broniące dr Sienkiewicz, w tym założyciel skrajnie nacjonalistycznej organizacji „Rodacy Kamraci” Wojciech Olszański „Jaszczur”, wykrzykiwały w stronę Naczelnego Sądu Lekarskiego NIL wulgarne hasła. Protestujący wdarli się do pomieszczeń sądu. Interweniowała policja. Warto dodać, że na początku lutego prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski po sygnałach od Rzecznika Prawa Pacjenta złożył wniosek do Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy o rozwiązanie PSNLiN.

Poszerzenie kompetencji Rzecznika

Choć droga do wyeliminowania dezinformacji i działalności znachorów jest jeszcze długa, trwają intensywne prace z Ministerstwem Zdrowia nad poszerzeniem kompetencji Rzecznika Praw Pacjenta, który będzie mógł surowo karać szarlatanów. – Zmiany zakładają, że będę mógł wystąpić w sprawie praktyk pseudomedycznych i od razu nałożyć karę finansową do miliona złotych wobec danego podmiotu lub konkretnej osoby fizycznej. Wszystko po to, aby tego typu działalność wyeliminować – mówił Rzecznik Praw Pacjenta Bartłomiej Chmielowiec na niedawnym posiedzeniu Komisji Zdrowia dotyczącym stosowania niezgodnych z evidence-based medicine sposobów leczenia.

Zdaniem Klaudiusza Komora, wiceprezesa NRL, najważniejsze jest jednoznaczne określenie, co jest dobre, a co złe. – Istnieje jedna medycyna, jest jak matematyka. Wiedza medyczna jest jedna, ewoluuje, zmienia się, jest żywa w pewnym sensie. Na ten moment każdy lekarz, kończąc studia, składa przysięgę Hipokratesa. Nawet jakby ktoś nie poszedł na odebranie dyplomów i jej nie złożył, nie mógłby się tym zasłaniać, ponieważ obowiązuje go Kodeks Etyki Lekarskiej. A ten jednoznacznie mówi, że lekarz musi leczyć zgodnie z aktualną wiedzą medyczną. Jeżeli tego nie robi, izby lekarskie, a konkretnie rzecznik odpowiedzialności zawodowej i sąd lekarski, mają go rozliczać – komentował Klaudiusz Komor podczas niedawnego posiedzenia Komisji Zdrowia.

Skandaliczne słowa o lekarzach

Gdy jedne grupy starają się walczyć z nieuczciwością szarlatanów, inne godzą w dobre imię wykwalifikowanych lekarzy. W czasie lutowego posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Życia i Zdrowia Polaków padły obraźliwe słowa pod adresem lekarzy. Obradom przewodniczył poseł Roman Fritz z Klubu Poselskiego Konfederacja, który w żaden sposób nie zareagował na obelżywe hasła Anny Kubali, radcy prawnej i prezes fundacji Fiat Iustitia.

W trakcie jej kontrowersyjnego przemówienia padły takie słowa jak „śmierć zaczęła teraz nosić biały kitel i już nie chodzi w czarnej pelerynie z kosą”. Dodała, że żyjemy w okresie, który można nazwać „cywilizacją śmierci”, a jej zdaniem odpowiedzialne za to jest zachowanie i działanie lekarzy.

Nie tylko Anna Kubala pozwoliła sobie na obrażanie lekarzy. Zrobił to również propagator medycyny niekonwencjonalnej Jerzy Zięba, który już w 2023 r. został skazany na sześć miesięcy ograniczenia wolności przez Sąd Okręgowy w Poznaniu za znieważenie i zniesławienia poznańskich lekarzy. W nowym, krótkim nagraniu zamieszczonym na platformie X słyszymy, jak Zięba mówi: „Umierają ludzie, umierają Polacy w momencie, kiedy można ich leczyć. Umierają malutkie dzieci, odważę się powiedzieć, zabijane przez lekarzy”.

Naczelna Izba Lekarska podkreśliła, że nagranie przekazane zostało do działu prawnego, a wobec Jerzego Zięby podjęte zostaną odpowiednie kroki. Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej zaapelowało do marszałka Sejmu Szymona Hołowni o natychmiastowe podjęcie działań wobec osób publicznie pomawiających lekarzy o umyślne zabijanie pacjentów. Wyraziło też stanowczy sprzeciw wobec dopuszczania w Sejmie RP do zachowań, które noszą znamiona przestępstwa i podważają zaufanie do całego systemu ochrony zdrowia.

Obrażani są nie tylko lekarze, ale też przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia. Podczas niedawnego posiedzenia Komisji Zdrowia wiceminister zdrowia Urszula Demkow podkreśliła, że doświadcza hejtu od antyszczepionkowców, którzy wypisują skandaliczne komentarze w mediach społecznościowych. Jej zdaniem należy jak najszybciej rozpocząć działania, by walczyć z dezinformacją. Pomóc temu miała edukacja zdrowotna w szkołach. Jednak szkolny przedmiot, utożsamiany również ze zdrowiem seksualnym, wzbudził liczne protesty, w rezultacie stając się nieobowiązkowym.

Ścisła współpraca

Zdaniem sekretarza NRL Grzegorza Wrony Naczelna Izba Lekarska gotowa jest na współpracę z podmiotami wspierającymi pacjentów, którzy stali się ofiarami osób stosujących metody paramedyczne. – Dostajemy informacje o działaniach, które również nazywamy szarlatańskimi. Jeżeli występuje naruszenie art. 58 ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, czyli wtedy, kiedy osoba nieposiadająca tytułu lekarza podaje, że leczy, sam informuję o tym służby prokuratorskie. Inną grupę stanowią osoby, które stosują tzw. paramedycynę, ale nie określają tego mianem leczenia. Staramy się wówczas ocenić, czy godzą w bezpieczeństwo pacjenta. I w tym zakresie również informujemy prokuraturę – mówi Grzegorz Wrona.

Dodaje, że wychwytywanie nieuczciwej działalności wszelkiej maści szarlatanów może być skuteczne, jeśli współpracy podejmą się trzy podmioty: samorząd lekarski, rzecznicy odpowiedzialności zawodowej, w tym Rzecznik Praw Pacjenta, oraz prokuratura. – Wszyscy rzecznicy odpowiedzialności zawodowej mają obowiązek wszczynać postępowania tam, gdzie mamy do czynienia z działalnością lekarza niezgodną z aktualną wiedzą medyczną – podkreśla Grzegorz Wrona.

– W sytuacjach skrajnych, kiedy ewidentnie dochodzi do zagrożenia ludzkiego życia przez stosowanie metod niedopuszczalnych czy niewdrożenie medycyny klasycznej, która miałaby szansę doprowadzić do uniknięcia śmierci pacjenta, powinna zdecydowanie wkroczyć prokuratura – dodaje.

Sylwia Wamej

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 3/2025