Nawiedzeni przez muzy
Na początku roku w telewizji przedstawiano lekarza, który z dumą opowiadał o tym, że pracuje jako pulmonolog, ale wieczorami dla przyjemności jest didżejem. Z zazdrością przysłuchiwałem się opowieści, jaką mu to sprawia przyjemność i nikt z kolegów ani pacjentów nie ma mu tego za złe.
Prof. Andrzej Matyja wręcza grafikę prof. Jerzemu Woy-Wojciechowskiemu podczas jego benefisu w styczniu 2017 r.
Foto: Sylwia Olszewska
Świat się zmienia, a to, co obserwujemy za naszego życia, było jeszcze niedawno nie do pomyślenia. Nie chcę wspominać o komputerach i Internecie, które zmieniły nam życie, ale wspomnę o telefonach.
Dyrekcja szpitala popierała starania, by mi przydzielono telefon. Obiecano za… 30 lat. Gdy zamówiłem rozmowę, chcąc wiedzieć, czy moje córki doleciały na Florydę, czekałem na połączenie w Domu ZAIKS w Ustce siedem dni i nocy. Dzisiaj łączymy się ze sobą natychmiast i praktycznie z każdego miejsca na świecie. Oto postęp.
A w medycynie – USG, scyntygrafia, CT, NMR, chirurgia laparoskopowa, transplantologia, stenty w sercu… Zmienił się też pogląd na to, co lekarzowi wolno robić po pracy. Byłem młodym medykiem, gdy musiałem ukrywać moje muzyczne pasje, bo jak za czasów Boya-Żeleńskiego „ciotki siedzące na kanapie” wiele rzeczy „miałyby za złe”.
Pamiętam dyżury w klinice prof. Adama Grucy, gdy w wolnych chwilach rysowałem pięciolinie i zapisywałem melodyjki, które do dziś gdzieś drzemią wśród pożółkłych papierów. Ukrywałem też moją amatorską „twórczość”, zgłaszając w radio pisane przeze mnie piosenki (muzykę pisał – „Jerzy Woy”, a teksty – „Maria Ciechowska”).
Ukrywałem także moje muzyczne zatracenie w Teatrzyku Piosenki Lekarzy Eskulap. Gdy wracałem po nieprzespanej nocy w poniedziałek do pracy i pytano, dlaczego jestem taki zmarnowany – odpowiadałem, że byłem na weselu, imieninach itd., co przyjmowano ze zrozumieniem, a ja ukrywałem, że wracałem rozklekotanym busem całą noc z Rzeszowa, gdzie nasz zespół dał dwa koncerty. Wszystko się jednak wydało, gdy Eskulap wystąpił w telewizji, a zapowiadał go znany aktor Kazimierz Rudzki. Następnego dnia w klinice wrzało – „Panie likarzu! Organista z naszej sali powiedział, że byliście na medal, czyli nadzwyczajni”.
Obecnie docenia się zainteresowania pozazawodowe. Dodatkowe umiejętności świadczą o szerszych horyzontach. Jednak kiedyś moje muzyczne zainteresowania pomogły mi. Starałem się o etat kierownika zakładu izotopów. – Czy pan ma coś wspólnego z tym Jerzym Woyem, który pisze piosenki? – spytał dyrektor szpitala. – Tak… to jestem ja… – wybąkałem zmieszany, czując, jak etat odpływa. – Jest pan już przyjęty – odparł dyrektor. – Ja jestem wokalistą po szkole muzycznej. – Ninon, ach uśmiechnij się… – zanucił.
W książce „Którędy do medycyny” opisałem mój dyżur w klinice. W ogólnopolskim konkursie książka uzyskała pierwsze miejsce, Andrzej Łapicki czytał przez rok jej fragmenty w radio, a 10 000 nakład zniknął z księgarń w ciągu tygodnia. Śmiałem się, że widocznie mamusie wykupiły książkę, chcąc się dowiedzieć, jak ich dzieci mogą się dostać na medycynę.
Mam satysfakcję, że pięć osób przyznało, że ta książka wpłynęła na ich wybór, by studiować medycynę (m.in. wybitny chirurg z Krakowa prof. Janusz Skalski). Oczywiście, bojąc się krytyki, że zaniedbuję medycynę, kosztem pisania – nie podałem pełnego nazwiska – tylko Jerzy Woy. Moje pisanie sprawiło, że wraz z kilkudziesięcioma innymi lekarzami zjednoczyliśmy się w Unii Polskich Pisarzy Medyków, której dłuższy czas przewodniczył scenarzysta filmu „Pan Wołodyjowski”, Jerzy Lutowski.
Obecnie wielu literatów, poetów, publicystów i dramaturgów działa w Unii Polskich Pisarzy Lekarzy, której przewodniczy prof. Waldemar Hładki, a działaczem jest m.in. prozaik, poeta, dziennikarz i reżyser Jarosław Wanecki, znany ze swoich epikryz w „Gazecie Lekarskiej”.
Wśród ponad 70 członków UPPL, warto wspomnieć: Marka Pawlikowskiego, Jerzego Andrzejczaka, Janusza Czarneckiego, Marię Magdalenę Człapińską, Zbigniewa Domosławskiego, Zdzisława Gajdę, Henryka Gaertnera, Zbigniewa Jabłońskiego, Bożenę Klejny, Zbigniewa Kostrzewę, Aldonę Kraus, Jerzego Siekluckiego, Cezarego Stypułkowskiego, Barbarę Szeffer-Marcinkowską, Bohdana Wasilewskiego, Jolantę Bulzak, Macieja Zarębskiego, Ryszarda Żabę i Marię Żywicką-Luckner.
W zaciszu domowym pracuje niezrównany tłumacz z języka staroangielskiego, zwłaszcza dzieł Szekspira, uhonorowany tytułem Medicus Nobilis i medalem Związku Literatów Polskich, doktor Ryszard Długołęcki. Powszechnie znany jest, lekarz, pisarz i tłumacz literatury francuskiej, Tadeusz Boy-Żeleński, ale nie każdy wie, że lekarzami byli także Franciszek Chłapowski, Stanisław Lem, Jerzy Pomianowski, Danuta Bieńkowska, Arnold Mostowicz, i ponad 130 innych, którzy zaistnieli także albo przede wszystkim w literaturze.
Należy dodać, że wielu twórców światowej literatury było lekarzami – Dante Alighieri, François Rabelais, Friedrich Schiller, John Keats, Arhur Conan Doyle, Antoni Czechow, Archibald Cronin, Somerset Maugham, Michaił Bułhakow, Axel Martin Munthe, który zanim osiadł w zakupionej willi San Michele, był lekarzem szwedzkiej rodziny królewskiej.
Wybitnie uzdolnieni porzucają nieraz medycynę dla sztuki, tak jak polski kompozytor – Krzysztof Trzciński (pseudonim „Komeda” pochodzi od słów: „Koło Medyków”). Wielu lekarzom sztuka ubarwia życie, co unaocznił słynny koncert „ARS MEDICI”, organizowany przez PTL w Teatrze Muzycznym Roma w 2011 r. W Glorii z mszy G-dur Haydna pod dyrekcją doktor Justyny Chełmińskiej wzięło udział ponad 100 chórzystów i muzyków.
Koncert uświetniły tak znakomite wokalistki jak Hanna Zajączkiewicz, Ewelina Sielska-Badurek, Anna Kutkowska-Kass i Krystyna Wieczorek. Amatorsko uświetnia śpiewem różne imprezy znany chirurg prof. Krzysztof Bielecki. Wielkim animatorem muzyki jest skrzypek, a zarazem kardiolog Marek Kania, który zorganizował wiele imprez muzycznych w Opolu, między innymi z udziałem śpiewającej okulistki Bogny Cierpickiej.
Gali Srebrnego Jubileuszu Samorządu Lekarskiego w Teatrze Narodowym, podczas której moja pieśń „Floreat Res Medica” stała się hymnem lekarzy, towarzyszył niezwykły wernisaż malarstwa, zorganizowany przez doktora Włodzimierza Cerańskiego. Wystawa ukazała, jak wielu lekarzy jest uzdolnionych plastycznie. Liczni widzowie twierdzili, że większość prac zawiesiłaby chętnie w swoich domach.
Doktor Mieczysław Chruściel, ginekolog i znakomity portrecista ze Szczecina, był dosłownie oblegany przez fanów. Namalował m.in. portret św. Jana Pawła, który podarowano papieżowi w czasie jego wizyty, a także portrety wszystkich rektorów Pomorskiej Akademii Medycznej. Są też wśród nas fani fotografii, jak prof. Marek Nowacki, który zdobył międzynarodowe uznanie w tej dziedzinie.
Po koncercie Ars Medici w Romie w 2011 r., gdy 1100 widzów (wiele osób siedziało na schodach, a blisko 100 osób szturmowało drzwi z ulicy, nie mogąc się dostać na koncert), już w kuluarach prof. Adam Torbicki, kardiolog i świetny pianista, powiedział: „Najważniejsze, że mogliśmy się tu wszyscy zobaczyć i przekonać, że mamy tak szlachetne hobby”. Jeszcze raz unaoczniono, jak sztuka leczenia jest blisko sztuk pięknych.
Jerzy Woy-Wojciechowski