9 października 2024

Nie dostrzega się wysiłku szpitali powiatowych w walce z koronawirusem

Komentuje Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych, przewodniczący Konsorcjum Dolnośląskich Szpitali Powiatowych, wiceprezes zarządu Jaworskiego Centrum Medycznego.

Waldemar Malinowski. Foto: Mariusz Tomczak

– Sytuacja w szpitalach powiatowych jest bardzo zmienna. Jeszcze w lutym likwidowaliśmy łóżka covidowe, próbując odblokować placówki dla pacjentów z chorobami innymi niż COVID-19, chcąc powrócić do wykonywania zabiegów planowych. W marcu, w związku z nagłym wzrostem zakażeń, który chyba wszystkich zaskoczył, szybko powróciliśmy do stanu z jesieni ubiegłego roku.

Z jednej strony na walkę z pandemią przeznacza się sporo środków finansowych. Z drugiej – NFZ stara się udowodnić, że do szpitali trafia znacznie więcej pieniędzy, co jest nieprawdą. Przez pierwszy rok pandemii sytuacja finansowa placówek powiatowych nie zmieniła się. Wprawdzie otrzymujemy dodatkowe pieniądze na łóżka covidowe, ale koszty funkcjonowania placówek powiększyły się m.in. w związku ze wzrostem wynagrodzeń minimalnych czy cen energii.

Z roku na rok o kilkadziesiąt procent podskoczyły wydatki za wywóz odpadów komunalnych i medycznych, bo w czasie epidemii zużywa się więcej środków jednorazowych. Wciąż nie wiadomo, co dalej z odrabianiem ryczałtów. W obliczu wiosennego wzrostu zachorowań na COVID-19 widać, że niewykonanych w 2020 r. świadczeń nie da się nadrobić w pierwszym półroczu 2021 r., a być może również w drugiej połowie roku, tym bardziej, że może dość do czwartej fali pandemii.

Gdy wiosną 2020 r. wchodziła w życie pierwsza Tarcza Antykryzysowa, prosiliśmy m.in. o zwolnienie ze składek ZUS, ale od ówczesnego ministra zdrowia usłyszeliśmy, że dostaniemy 1/12 kwoty kontraktu i mamy się o nic nie martwić, bo to „tarcza dla szpitali”. Nie słyszałem jednak, aby któreś przedsiębiorstwo musiało te środki odrabiać lub zwracać, tak jak oczekuje się tego od podmiotów leczniczych.

Pandemia unaoczniła potrzebę skoordynowania pracy szpitali w większym stopniu niż dotychczas, ale nie zgadzamy się z opinią ministra zdrowia, który mówi o wielowładztwie i braku współpracy na poziomie lokalnym, forsując pomysł centralnego zarządzania przez jeden organ założycielski. Taka rewolucyjna zmiana nie sprawi, że problemy Bystrzycy Kłodzkiej czy innych miast staną się bardziej widoczne z Warszawy.

Pojawienie się COVID-19 nauczyło dyrektorów szpitali współdziałania w regionie, w tym także współpracy z pogotowiem ratunkowym. Gdyby nie wysiłek wielu osób i sprawny przepływ informacji na poziomie lokalnym, walka z koronawirusem przebiegałaby trudniej. Szkoda, że minister tego nie dostrzega. Te doświadczenia warto wykorzystać po zakończeniu epidemii, dając szpitalom narzędzia, które przerodzą się w działania restrukturyzacyjne, ale nie powinny one przybrać formy centralizacji.

Notował: Mariusz Tomczak