Odmrażanie
Wybór tematyki dzisiejszego felietonu nie nastręcza specjalnej trudności. Minister rzucił hasło „odmrażania medycyny”. Jest ono nośne, co widać już gołym okiem na ulicach, i jest kwestią nie tyle znaczącego spadku zagrożenia, ile większej skłonności do akceptacji ryzyka.
Foto: pixabay.com
Tak czy inaczej, hasłu temu wypada nadać jakiś realny wymiar. Być może w momencie druku „GL” podane będą szczegóły, ale już dziś wiemy, że powinny też dotyczyć naszej profesji.
Scenariusze rozwoju epidemii mogą być różne. Niewykluczona, zdaniem epidemiologów, jesienna „druga fala” oznacza konieczność wykorzystania najbliższych miesięcy na nadrobienie zaległości w leczeniu, które na pewno narosły w każdym gabinecie.
Wielu praktyk nie stać też finansowo na kontynuowanie „zamrożenia”. Wydane w marcu zalecenia ministerialne będą musiały więc ulec modyfikacji, przede wszystkim co do rekomendowanego zakresu zabiegów. Ważne też, co podkreślamy w naszych komunikatach, aby w przypadku objęcia przez nie standardów sanitarnych, nie zamykały możliwości sprostania im przez każdy gabinet. Jeden gabinet będzie musiał włożyć w to mniej, inny więcej pracy.
Tam, gdzie warunki lokalowe utrudnią zastosowanie jednych zabezpieczeń, możliwe zapewne są do zastosowania inne (równoważne), choć być może wymagać to będzie większego nakładu pracy. Jest niestety faktem, że tak duże zjawiska zmuszają do przeglądu standardów i ważne, aby przy tym nie powtarzać przerobionych już lekcji z historii. Pamiętamy dyskusje toczące się już chyba od czasów wprowadzenia obowiązkowych autoklawów.
Zaczęło się od dywagacji o wyższości jednej klasy autoklawu nad inną. Potem, po wprowadzeniu obowiązkowego dokumentowania i sporządzania raportów z zastosowanych procedur sanitarnych, dyskutowaliśmy (najczęściej z kontrolą sanitarną) nad zakresem tej dokumentacji. Niemądre jest przywiązywanie się do kazusów, ale nieśmiertelny przykład z podpinaniem pasków kontroli chemicznej do kart powinien być swoistym memento, przestrzegającym przed ryzykiem podbijania wymogów własnymi rękami.
Nie będziemy wolni od tego ryzyka i teraz, kiedy „przebiegłość” wirusa nakazuje zmodyfikować procedury sanitarne. Róbmy to po postu racjonalnie. W komunikacie KS NRL z 20 kwietnia wyczulamy też na istnienie granicy, jaką można przekroczyć w informowaniu o wdrożonych przez gabinet „absolutnie pewnych” zabezpieczeniach, wkraczając tym samym w zakazany w naszej profesji obszar reklamy.
Sytuację na rynku wyrobów medycznych da się zapewne opisać pojęciami ekonomii, ale nie da się, nie angażując emocji, opisać jej wpływu na nasze praktyki. We wszelkich relacjach dominuje deklinacja rzeczownika „koszmar” i przymiotnika „horrendalny” lub kompilacja obu tych konotacji łącznie. Chcę zapewnić, że analizowaliśmy zasadność wystąpień o różne formy regulacji (ceny, marże). Rynek ten jest jednak łańcuchem wielu czynników (choćby transport) i na dziś ingerencja władz byłaby stosowaniem broni obosiecznej.
Na koniec, ważny akcent. Nasz dialog z Ministerstwem Zdrowia jest raczej wytwarzaniem kolejnych, oczywiście potrzebnych dla obrazu sytuacji pism, a przecież bezpośrednia wymiana zdań zazwyczaj zbliża stanowiska i oszczędza czas. Realny dialog nie jest w dzisiejszych standardach grzecznością, a naszym, czyli strony społecznej, niezbywalnym prawem. Może w toku bezpośredniej rozmowy dowiedzielibyśmy się, czy MZ i NFZ naprawdę uważają, że przy obecnym stopniu zaangażowania czasu w każdą wizytę pacjenta w gabinecie da się w proporcji 1:1 rozliczyć kontrakt tegoroczny.
Czy ogłoszenie projektu zarządzenia NFZ, a potem schowanie sprawy do szuflady ma oznaczać, że władze nie uważają za konieczne wprowadzenie tu kryzysowych regulacji? Czytamy prasę ekonomiczną, umiemy liczyć prognozowane składki zdrowotne, ale słyszymy też, że ciężar kryzysu powinien być sprawiedliwie rozłożony. Nigdy nie byliśmy faworytem wyścigu po środki publiczne. Niemniej, od postulatu pewnego minimum nie możemy odstąpić.
Andrzej Cisło, wiceprezes NRL
24 kwietnia 2020 r.
Czytajcie : TT @StomatolodzyN i https://stom.hipokrates.org