3 listopada 2024

Odyseja. Nazywam się Nikt

Homerycka „Historia dla Hollywoodu”, zbudowana z reportaży Hanny Krall i reżyserskiej wrażliwości Krzysztofa Warlikowskiego, od ponad dwóch lat zaprasza do Teatru Nowego w Warszawie.

Fot. pixabay.com

W mitycznym poszukiwaniu drogi do Itaki ludzkość niezmiennie napotyka pzreszkody, które utrudniają osiągnięcie celu podróży. Co gorsza, dopłynięcie do wyśnionego lądu po stokroć nie kończy się happy endem.

Czterdzieści lat walki o odrodzenie samorządu lekarskiego i 35 rocznicowych prób odnalezienia akceptowanego przez wszystkich epilogu to nasza „Iliada” i „Odyseja” w jednym. Dwa tomy greckiego eposu czytane w kontekstach współczesności są jak mit, za którym ślepo gonimy i z którego wciąż próbujemy uciec. Równolegle.

Warlikowskiego oczywiście trzeba lubić. W innym wypadku trudno byłoby wysiedzieć kilka godzin podczas przedstawienia granego w dawnej zajezdni tramwajowej. Warlikowskiego otacza zespół aktorów doskonałych.

Wśród nich są: Maja Ostaszewska i Magdalena Cielecka, Ewa Dałkowska i Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Andrzej Chyra i Mariusz Bonaszewski. Warlikowski zawsze porusza, nawet jeśli autorskie dzieło jest przegadane albo niedopowiedziane w finale, rozmyte w szczegółach i zapatrzone w zbliżenia z wszędobylskich kamer.

Samorząd lekarski trzeba polubić. W innym wypadku trudno zrozumieć  choćby część zadań, którymi się zajmuje lub nie zajmuje. Izba to zespół ludzi, w wielu wypadkach niedoskonały, zabiegany, rozdarty różnorodnością zainteresowań, poglądów i zawodowych obowiązków.

Ustawa z maja 1989 r. przywracająca samostanowienie lekarzy i lekarzy dentystów budziła emocje niewyobrażalne w dzisiejszym rozumieniu. Zbliżenie do nich jest powrotną podróżą do Troi: czekaniem na sprzyjający wiatr zmian, wojną o głosy stronnictw, achillesowymi piętami paragrafów, fortelami Odysa i… Zamiast trzech kropek napisałem najpierw… zwycięstwem. I skreśliłem.

W czasie długiej wędrówki do domu Ulisses stracił wszystkich swoich towarzyszy, z którymi wyruszył dwie dekady wcześniej pod wodzą Agamemnona, by odbić z ramion Parysa piękną Helenę. Nie ocalał nikt, poza samym królem Itaki, który uciekając z pieczary Polifema, obrał imię… NIKT.

A potem zapomniano imiona żołnierzy, którzy walczyli i ginęli za sprawę. Zapomniano o bohaterstwie codzienności i pracy pod żaglami w czasie sztormu. Na koniec, gdy Polifem przekonał się, że Odys uciekł przypięty do baranich brzuchów, zwołał ziomków, olbrzymich jak on cyklopów, i prosił, żeby go pomścili. Gdy zapytali, kto mu oko wypalił. – Nikt! Nikt! – krzyczał Polifem…

Los Odysa jest metaforą. Dlatego każdy gra swoją rolę jak Nikt. Jak nikt inny wybiera swoją drogę. W maju 1989 r. (pisałem o tym już wiele razy) przygotowywałem się do egzaminu na wydział lekarski w Łodzi. Symbolicznie zatem wracam do Łodzi, skąd wyruszyłem dalej. Kto tam jeszcze mógłby mnie rozpoznać? Pies? Telemach – syn, który ma już własne plany? Cóż znaczy Troja, stary ojcze?

Było. Minęło. Nie wygłupiajcie się z tymi swoimi historiami. Co ta wasza wojna była warta? Młodość i scheda zawsze stają ponad wszystkim, a kombatanci, o ile żyją jeszcze, powinni wykonać rozkaz: odmaszerować. I tylko Penelopa wciąż czeka jak poślubiona przyrzeczeniem lekarskim medycyna: wytęskniona, cierpliwa i wymagająca.

Streszczenie „Odysei” w układzie scen: Warlikowski, Krall i Homer, jest o tyle trudne, o ile nie na miejscu. Temat jest jedynie pretekstem do rozważań na większą skalę. Spektakl trzeba zobaczyć, aby z nowych translacji odwiecznych kodów ułożyć własną mitologię pogubionych ścieżek. Mit za mitem. Epizod za epizodem. Casus za casusem.

Każdy znajdzie tam kawałki własnego losu i przeznaczeń napisanych przez bogów. Czy w ogóle są możliwe powroty do źródeł? – pyta Maja Komorowska w programie teatralnym. – Czy próbujemy tylko, patrząc wstecz, odnaleźć sens przebytej drogi, jakieś prawdy zapomniane albo wskazówki, tłumaczące wybory? Zmierzyć się z tym, co nie do odwrócenia.

W natężeniu wpatrujemy się w przeszłość, powtarzając jak modlitwę Miłoszowskie „gdziekolwiek wędrowałem, po jakich kontynentach, zawsze twarzą byłem zwrócony do Rzeki”. Nasze Itaki, nasze Źródła, nasze Rzeki – szukanie odpowiedzi, szukanie ładu i sensu. Nikt lepiej za nas tego nie zrobi. Bez skreśleń.

Jarosław Wanecki, pediatra, felietonista