Opary absurdu w systemie ochrony zdrowia
Przecież w tej naszej ochronie zdrowia to absurd goni absurd…! W przychodni. W szpitalu. U lekarza i na badaniach. W kolejce po skierowanie. Dużo tych miejsc i sporo okazji, żeby stwierdzić, że jesteśmy wręcz zanurzeni w oparach absurdu.
Foto: arch. prywatne
O pełnym absurdów systemie ochrony zdrowia mówią zgodnie pacjenci i lekarze. I podobnie na te absurdy reagują.
Czasem będzie to uśmiech i wspomnienie Barei. Jednak najczęściej pojawią się irytacja, niechęć, bezsilność, zniecierpliwienie. I po co to wszystko? Jak to rozwiązać? Czy tak musi być? Takie pytania również zgodnie zadają sobie pacjenci i lekarze.
Zadaję je sobie także i ja. Często. To nie jest trudne. Nie trzeba być przecież od razu pacjentem, żeby się o tym przekonać. Nie trzeba być lekarzem, żeby wiedzieć, jak to absurdalnie przeszkadza w pomaganiu pacjentom. Wszyscy mierzymy się z absurdami. I chyba jesteśmy z tym już pogodzeni.
Zdarza nam się je wytykać. Zdarza nam się je wyśmiać. Zdarza nam się z nimi walczyć. I niestety zdarza nam się je tworzyć. Tak! Za absurdy w ochronie zdrowia odpowiedzialni są ludzie. Zarówno ci, którzy je tworzą, jak i obojętni, którzy nie chcą albo przynajmniej nie próbują z nimi walczyć.
Kiedy redaktor naczelna „Gazety Lekarskiej” zaprosiła mnie na łamy tego czasopisma, i to jeszcze w sprawie absurdów, pomyślałem – ten cykl nigdy się nie skończy. Od czego w ogóle zacząć? Przecież w tej naszej ochronie zdrowia to absurd goni absurd…! Przypomniało mi się, jak te słowa słyszałem w kolejce do lekarza w przychodni. Do tego od pierwszego kontaktu.
Bo jak potrzebowałem specjalisty, to poszedłem bez skierowania do abonamentówki. W końcu mam tych specjalistów w pracowniczym pakiecie.
To było w wysokim i eleganckim wieżowcu. I w Warszawie, i w Krakowie się zdarzyło. Tam też była kolejka i tam też się o absurdach mówiło. Zaprosiłem do swojego programu w telewizji znanego profesora. Jeszcze zanim weszliśmy do studia, to już o absurdach było. W szpitalu też byłem, odwiedzić znajomego na urazówce. Tam i pacjenci, i lekarze o absurdach mówili. A jak byłem z kamerą na SOR-ze, to obok absurdu o skandalu słyszałem. Burzą się ludzie za to czekanie na pomoc…
Absurdy możemy mnożyć. Który większy, który „lepszy” czy śmieszniejszy? W końcu to debiut w „Gazecie Lekarskiej”. Państwo, drodzy Czytelnicy, jesteście doskonale zorientowani w systemie pełnym absurdów. To wasza codzienność. I jak tutaj zaskoczyć, przykuć uwagę? Kolejki nie robią już na nikim wrażenia. I pacjent, i lekarz wiedzą, że to chleb powszedni. Tak musi być, tak jest od lat i nic się nie zmienia. Wiadomo, do którego specjalisty czeka się dłużej, a do którego krócej. Można dodać jeszcze skierowanie, czyli wizytę „kwalifikującą” w POZ.
Bo pacjent, który np. złamie rękę na nartach za granicą i wiadomo, że po powrocie do kraju będzie potrzebował pomocy ortopedycznej, nie może pojawić się w poradni urazowo-ortopedycznej od razu. Potrzebuje skierowania. To nic, że doktor od pierwszego kontaktu nawet nie musi go badać. Widać, że ręka w gipsie, na temblaku i do tego z zagranicy… Ale skierowanie musi być. W papierach ma się zgadzać. Tej biurokracji nie rozumie ani poszkodowany, ani lekarz, który chce mu pomóc. Tkwimy w tym od lat.
Środki na ochronę zdrowia zawsze będą ograniczone i zawsze niewystarczające do potrzeb, jakie zgłasza populacja. Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Tak jest i będzie, choć w systemie ochrony zdrowia z roku na rok mamy więcej pieniędzy. Wraz ze wzrostem nakładów, rosną potrzeby. Nie poprawia się jednak zarządzanie tymi środkami. Sposób ich wydawania. Hospitalizacja przez minimum 72 godziny. Konieczna?
Szpital to bardzo drogi hotel. Czy trzeba „zaliczyć” trzy noclegi, żeby zrobić kilka badań? Czy po nieskomplikowanym zabiegu chirurgicznym nie możemy wyjść do domu? Nie. Bo hospitalizacja jest bardziej opłacalna.
Za nią dostaje się więcej niż za opiekę ambulatoryjną czy jednodniową. Pytanie, komu się to opłaca? Nie ma sensu pisać o tak zwanej papierologii stosowanej, o wielkiej medycznej maszynie biurokracji. Zasady, algorytmy, regulacje. Tabelki, wyliczenia, zalecenia. To wszystko wymaga czasu, którego przecież zawsze brakuje dla pacjenta. Niby wszystko się zgadza. To przecież jakiś absurd, żeby lekarz musiał to wszystko wypełniać… Żeby pielęgniarka dopilnowała.
Żeby sekretarka medyczna wszystko zapisała. Żeby zgadzały się podpisy i pieczątki. A po co? Gdzie w tym sens? Niby wszyscy zgadzamy się, że sensu nie ma. To absurd! Do czasu – jak mówią koleżanki i koledzy lekarze. Do czasu, kiedy nie pojawi się kontrola. Do czasu, kiedy coś się stanie i nagle pojawi się prokurator. Wtedy musi zgadzać się wszystko. Zgodziliśmy się już, że pieniędzy będzie zawsze za mało. A jak by to wszystko wyglądało, gdyby nie otwarte serca ludzi, którzy chcą pomagać? I pomagają.
Wspierają fundacje, które kupują nowoczesny sprzęt medyczny dla polskich szpitali, budują, remontują kliniki i oddziały, opłacają leczenie i rehabilitację. Gdyby tak podsumować miliardy złotych, które przez ostatnie 25 lat trafiły do systemu ochrony zdrowia tylko od największych fundacji. To przecież pieniądze Polek i Polaków, którzy chcą pomagać. Dzielą się. To widać w polskich szpitalach. Te serduszka, słoneczka, misie, motyle – ślady ich pomocy.
Kto choć raz się do tego nie dołożył? Czy wyręczamy w ten sposób państwo? Na pewno warto to robić. Bo tutaj przecież o zdrowie i życie chodzi… I na koniec jeszcze o tych pieniądzach i procedurach razem wziętych. Niby wiemy, ile i co kosztuje. Potrafimy sprawdzić, policzyć dokładnie liczbę wykonywanych procedur medycznych. Tych prostych i bardziej skomplikowanych. Tych tańszych i tych najdroższych. Ale czy potrafimy sprawdzić ich jakość?
Państwo płaci za leczenie. Wydaje niemałe pieniądze. Jest profilaktyka, jest leczenie, jest rehabilitacja. I na końcu powinien być ten pożądany efekt. Zdrowie. Dobrostan. Za powrót do zdrowia, do dobrostanu, do pracy powinno się wynagradzać. Bo to jest jakość. To rozwiązanie problemu. To wyleczenie, a nie przewlekłe i nieefektywne leczenie. Kto o tym nie wie? Kto o tym zapomina? Ludzie. Tak! Za absurdy w ochronie zdrowia odpowiedzialni są ludzie.
Bartosz Kwiatek, dziennikarz Telewizji Polsat News