Otyłość znajduje się za kurtyną systemu ochrony zdrowia
Otyłość zignorowana w młodym wieku stanie się poważną chorobą – mówi dr n. ekon. Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego w Warszawie, członek powołanego przez ministra zdrowia Zespołu do spraw koordynowanej opieki nad pacjentami z rozpoznaną otyłością, w rozmowie z Mariusz Tomczak.
Jaka jest skala występowania otyłości wśród osób najmłodszych?
Z badań przeprowadzonych na zlecenie Ministerstwa Zdrowia przez Instytut Matki i Dziecka wśród uczniów drugich klas szkół podstawowych i ich rodziców w 109 szkołach z 16 województw w Polsce, wynika, że liczba dzieci 8-letnich z nadwagą i otyłością zwiększyła się z 32,2% w 2018 roku do 35,3% w 2021 roku.
Niestety nasza wiedza o rzeczywistej skali problemu jest bardzo niepełna, o czym świadczą wyniki kontroli NIK, w ramach której dokonano przeglądu dokumentacji medycznej 644 pacjentów w wieku od 2 do 18 lat w wybranych placówkach POZ. Analiza wagi i wzrostu nieletnich pacjentów wykazała, że u 22% z nich stwierdzono nadwagę (65%) lub otyłość (35%).
Niestety aż w 33% przypadków choroba nie została odnotowana w dokumentacji, a zatem nie widzimy jej w statystykach publicznych. Luka informacyjna jest ogromna, więc z pewnością częstość jej występowania jest niedoszacowana.
Na ile jest to powszechne zjawisko?
Narodowy Fundusz Zdrowia z powodu jej niekodowania przez lekarzy oraz niekompletnej dokumentacji w zakresie BMI, dysponuje bardzo ograniczoną wiedzą na temat skali i dynamiki nadwagi i otyłości. Wśród chorób sprawozdawanych przez lekarzy POZ w 2021 roku, otyłość stwierdzono tylko u 148 tys. pacjentów, co stanowi niespełna 0,5% populacji korzystającej z opieki POZ (27,5 mln w 2021 roku).
Jest to rażąco niski wskaźnik, zważywszy, że nawet szacunki NFZ wskazują, że ponad 20 proc. dorosłej populacji i ok. 10% osób poniżej 20. r.ż. cierpi na otyłość. Płatnik „nie widzi” tych pacjentów, bo kod E-66 wydaje się być pomijany wśród schorzeń o charakterze populacyjnym, z którymi zgłaszają się pacjenci do placówek leczniczych finansowanych ze środków publicznych.
Skąd to może wynikać?
Kluczowym problemem jest brak danych o BMI. Nie zawsze wpisuje się rozpoznanie otyłości w kartę dziecka. Niestety nadal przez wielu profesjonalistów medycznych, otyłość nie jest traktowana jako choroba, która jest zwykle tsunami wielu innych schorzeń i istotnie zagraża zdrowiu w życiu dorosłym.
W centrum znacznie większego zainteresowania współczesnej medycyny są powikłania otyłości, która rozwija się w wieku dziecięcym, np. cukrzyca typu 2, nadciśnienie tętnicze, dyslipidemie, bezdech senny, astma, choroby układu kostno-stawowego, zaburzenia emocjonalne i inne. Niezbędne jest podjęcie działań, które zahamują lawinę otyłości i jej powikłań, a zatem kosztów bezpośrednich i pośrednich.
W Ministerstwie Zdrowia trwają prace nad wypracowaniem modelu kompleksowego zachowawczego leczenia otyłości. Pojawia się zatem perspektywa wprowadzenia wielomiesięcznej interwencji terapeutycznej, prowadzonej przez interdyscyplinarny zespół we współpracy z POZ. To może okazać się przełomowym momentem również dla dzieci, u których zdiagnozowano otyłość.
Ile wynoszą koszty leczenia otyłości u dzieci i młodzieży?
Trzeba zwracać uwagę zarówno na czas obecny, jak i przyszłość. Otyłość zignorowana w młodym wieku stanie się bardzo poważną chorobą, wywołującą wiele innych schorzeń, których leczenie jest liczone w miliardach złotych, np. cukrzycę, niewydolność serca, zaburzenia emocjonalne, choroby układ kostno-stawowego.
W badaniach międzynarodowych szacuje się, że koszty opieki zdrowotnej nad osobami z otyłością mogą być nawet o 44% wyższe od kosztów leczenia osób mających prawidłową masę ciała. W sumie choroba ta pochłania ok. 7% ogółu wydatków na opiekę zdrowotną, co może oznaczać, że w 2021 roku NFZ wydał ok. 8 mld zł na leczenie otyłości. Koszty uwzględniające powikłania mogą sięgnąć nawet 20% ogółu nakładów, czyli – odnosząc również do 2021 roku – prawie 27 mld zł.
Wartości te nie uwzględniają kosztów społecznych. Otyłość często prowadzi do ograniczenia wykonywania niektórych zawodów przez chorych i ogranicza ich produktywność. W kontekście przyszłości trzeba z przerażeniem spoglądać na występowanie otyłości wśród dzieci i młodzieży i walczyć z nią z wielką determinacją.
Czy to tykająca bomba?
Tak, bo otyłość znajduje się za swoistą kurtyną systemu ochrony zdrowia. Przez długi czas była marginalizowana, mimo że jest jedną z najbardziej widocznych chorób, której objawy są jednoznaczne, nie można ich kwestionować, nie ma w tym przypadku potrzeby dodatkowych konsultacji, aby postawić rozpoznanie.
Działania zorientowane na walkę z tym problemem nie mają odpowiedniego priorytetu. Tak jak wspomniałam, Ministerstwo Zdrowia dopiero pracuje nad zakrojonymi na szerszą skalę programami diagnostyki i leczenia.
Obecnie jedyną interwencją w systemie dedykowaną dla osób z otyłością jest leczenie bariatryczne, ale ono dotyczy bardzo zaawansowanej postaci choroby określanej jako otyłość olbrzymia. Dla osób, które nie znajdują się w tej fazie, system właściwie ma niewiele do zaoferowania. Poradnie metaboliczne pękają w szwach. Nie zawsze przyczyną otyłości są zaburzenia metaboliczne, stąd potrzeba interdyscyplinarnego leczenia.
Pacjenci chorują, a kto za to płaci?
Koszty ponosi każdy podatnik. Płaci każdy, kto współuczestniczy w finansowaniu systemu ubezpieczenia zdrowotnego i społecznego. Zaawansowana otyłość jest jedną z droższych chorób w systemie ochrony zdrowia, co oznacza, że NFZ będzie musiał przeznaczyć więcej środków na jej leczenie, a ZUS na pokrycie kosztów zasiłków chorobowych i rent.
Straty ponosi także budżet państwa z tytułu utraty produktywności osób ograniczających swoją aktywność zawodową, co zmniejsza ich zdolność do konsumpcji, ale i płacenia podatków.
Już młodzi obywatele wymagają opieki, a ich potrzeby rosną geometrycznie wraz z zaawansowaniem choroby lub występowaniem powikłań. Nie można pomijać wydatków ponoszonych przez chorego z własnej kieszeni, choćby na dostosowanie mieszkania do potrzeb wynikających z otyłości.