10 października 2024

Pamiętaj, Teresko

Ewa Gluza – laureatka XII edycji Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego dla Lekarzy im. Prof. Andrzeja Szczeklika „Przychodzi wena do lekarza” (III miejsce w kategorii proza).

Fot. arch. prywatne

Absolwentka Akademii Medycznej we Wrocławiu, gdzie mieszka od czasu studiów. Wiele lat pracowała w Klinice Chorób Wewnętrznych, Zawodowych i Nadciśnienia Tętniczego, potem w Dolnośląskim Centrum Chorób Płuc. Uzyskała specjalizacje w dziedzinie chorób wewnętrznych i pulmonologii, obroniła pracę doktorską w zakresie interny.

Od kliku lat pracuje wyłącznie ambulatoryjnie jako pulmonolog, internista oraz w orzecznictwie lekarskim. Jest też kierownikiem medycznym w placówkach niepublicznej służby zdrowia. Jej pasją jest literatura i film, od dawna pisze wiersze i opowiadania, najczęściej do szuflady, fotografuje. Jeśli czas pozwala, maluje.

Wybrane fragmenty

Teresa urodziła się w drugiej połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku. Była wyczekiwanym dzieckiem, które przyszło na świat po dwóch ciążach zakończonych poronieniem. Była rozpieszczana i ubierana w piękne, haftowane sukienki i wyprasowane kokardy. Zanim wyszła z domu, słyszała często: – Pamiętaj, Teresko, żebyś nie ubrudziła nowej sukienki. Zazdrościła koleżankom, które mogły biegać boso i bawić się w deszczu.

W położonym niedaleko polsko-niemieckiej granicy miasteczku mieszkało sporo ludności żydowskiej. Dzieci obu nacji często ze sobą przebywały. Teresa najczęściej bawiła się z kuzynką Bożenką i z Ryfke, były w tym samym wieku, mieszkały w pobliżu, miały swoje sekrety i razem woziły lalki w drewnianych wózkach. Dzieciństwo mijało zbyt szybko.

Wkrótce urodził się młodszy brat, po nim drugi i na końcu siostrzyczka. Kokardy nie były już takie białe, a sukienki wyprasowane. Mama podupadła na zdrowiu i zmarła na gruźlicę. Odchodząc, powiedziała: – Pamiętaj, Teresko, masz młodsze rodzeństwo, dbaj o nich, kiedy mnie już nie będzie. Ojca wyswatano z kobietą z sąsiedniego miasteczka, Stefania zajęła się dziećmi, jak umiała, nie doczekali się własnego potomstwa.

Piękne lato 1939 zakończył ostatniego sierpnia czerwono-pomarańczowy zachód słońca. Niebo płonęło, jakby na powitanie króla piekieł, który nadchodził ze swoim orszakiem. Obraz jak z bajki, który pamiętała przez lata, „coś” wisiało w powietrzu. Byli i tacy, którzy rano widzieli zorzę polarną. Nazajutrz wybuchła wojna, odgłos spadających o świcie na położony niedaleko Wieluń bomb było słychać w miasteczku. Ludzie spakowali się do ucieczki i wyruszyli w kierunku Łodzi.

Dziadek zabrał kozę, którą przez większość drogi niósł, żeby nie straciła mleka. Nie chciał, żeby dzieci były głodne. Teresa niosła siostrzyczkę.  Z drogi uciekinierów zawrócił ostrzał samolotów. Kiedy wrócili, domy płonęły. Wehrmacht zajął miasteczko 2 września.

Niemcy przynieśli okrucieństwo i strach. Zgromadzili przerażonych ludzi w podziemiach klasztoru. Czekali w niepewności wiele godzin. W powietrzu unosił się zapach moczu, przekleństwa i modlitwy. Tereska rozglądała się dookoła, pytała Bożenkę: – Gdzie jest Ryfke? Dlaczego tutaj są sami Polacy?

Kiedy zostali wypuszczeni, dowiedziała się, że wielu Żydów zostało zamordowanych. Nie umiała o tym nawet myśleć. Dzieci wiedziały, że ich koledzy nie chodzą do kościoła, tylko do synagogi, i głębsza wiedza nie była im potrzebna. Okupacja podkreśliła różnice, pokazując życie w krzywym zwierciadle. Egzekucje Żydów i Polaków były na porządku dziennym, strach stał się codziennością.

Do złego, niestety, można przywyknąć. Czy hipnotyzujący głos szaleńca i rozkazy jego najemników wystarczą, żeby być okrutnym? Skąd bierze się nadgorliwość w czynieniu zła? Żołnierze niemieccy byli przecież zwykłymi ludźmi, mieli rodziny, dzieci, które kiedyś całowali na dobranoc, żony, które czekały na nich z miłością. Nie mogła tego zrozumieć. Nie trzeba być barbarzyńcą, żeby wrócić do domu jak bohater.

Kiedy rok po rozpoczęciu wojny w miasteczku powstało getto, zaczęły się wywózki, najpierw do pracy, później do obozów. Ludzie bali się na siebie patrzeć, rozmawiać. Zaczarowani strachem stosowali się do poleceń. Wkrótce Teresa dostała nakaz pracy i musiała opuścić rodzinny dom. Miała niewielki bagaż i nie wiedziała, dokąd jedzie. Bardzo się bała, miała tylko niecałe czternaście lat. (…)