4 grudnia 2024

Pierwsza fala epidemii. Wywiad z prof. Krzysztofem Pyrciem

Z prof. dr. hab. Krzysztofem Pyrciem, biotechnologiem, specjalistą w zakresie mikrobiologii i wirusologii, twórcą Laboratorium Wirusologicznego BSL3 ViroGenetics w Małopolskim Centrum Biotechnologii UJ, rozmawia Mariusz Tomczak.

Prof. Krzysztof Pyrć. Foto: Elżbieta Wątor

Czy SARS-CoV-2 jest groźniejszy niż wirus grypy?

Tak. Cała populacja jest podatna na zakażenie nowym koronawirusem, a zakażenie wirusem w dużej części przypadków jest związane z ciężką chorobą, przez co duża część społeczeństwa może wymagać hospitalizacji. Wówczas szybko dochodzimy do sytuacji, w której placówki ochrony zdrowia nie są w stanie udzielić pomocy wszystkim potrzebującym. Z tego powodu śmiertelność dodatkowo rośnie, co obserwowaliśmy w kilku krajach Europy.

Nie mamy wiedzy na temat realnej śmiertelności z powodu SARS-CoV-2, bo nie znamy rzeczywistej liczby pacjentów bezobjawowych, ale na tę chwilę wydaje się, że śmiertelność z powodu koronawirusa jest wyższa niż w przypadku grypy. Co więcej, nie znamy również jeszcze wszystkich powikłań związanych z SARS-CoV-2. Wiadomo o uszkodzeniach płuc, pojawiają się też doniesienia o uszkodzeniu układu naczyniowego, mięśnia sercowego i niektórych innych narządów, ale musimy poczekać na weryfikację tych informacji.

Czy wirus grypy jest bardziej infekcyjny?

W tej chwili na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi, bo nie znamy liczby bezobjawowych pacjentów. Wiadomo za to, że do wybuchu zachorowań na grypę dochodzi w zbliżonym czasie na dość rozległym obszarze o podobnym klimacie, natomiast przenoszenie się SARS-CoV-2, m.in. z powodu wydłużonego okresu inkubacji, jak również łagodnych objawów obserwowanych na wczesnym etapie zachorowania, ma zupełnie inny charakter – w jednym mieście mogą pojawiać się liczne przypadki zakażenia i może dojść do lokalnej epidemii, a w mieście oddalonym 100 km dalej może nie być żadnego przypadku.

Nie brakuje opinii, że obostrzenia wprowadzane w związku z pandemią były przesadne, bo na COVID-19 umiera mniej osób niż z powodu wielu chorób.

Na początku epidemii pojawiały się głosy, by koronawirusa nie porównywać do grypy, bo ona w ciągu sezonu zabija aż 200-300 tys. ludzi. W krótkim czasie mamy już ponad 300 tys. potwierdzonych ofiar śmiertelnych COVID-19, czyli tyle, ile z powodu grypy umiera w ciągu całego sezonu. Różne restrykcje wprowadzano po to, aby jak najmniej osób zmarło. Czasami kwestionuje się sens ich utrzymywania, bo niektórzy sądzą, że epidemia SARS-CoV-2 się kończy i wolno opuścić gardę, ale nie jesteśmy jeszcze w jej końcowej fazie.

Czy SARS-CoV-2 zostanie z nami tak jak wirus grypy?

Na ten moment wydaje się, że raczej tak. Nie wiemy, czy częstość zachorowań spadnie w okresie lata. Na razie nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie znaczenie na transmisję wirusa będzie miała temperatura, choć wydaje się, że pewien wpływ zauważymy, ale nie na tyle duży, by zahamować epidemię.

Czym nowy koronawirus różni się od SARS i MERS?

Pod względem liczby ofiar śmiertelnych SARS-CoV-2 jest liderem wśród koronawirusów. Wprawdzie w przypadku wirusa SARS śmiertelność wynosiła 10 proc., a MERS – 40 proc., ale z powodu SARS i MERS zmarło mniej więcej po 800 osób, podczas gdy w wyniku zakażenia SARS-CoV-2 na początku maja br. odnotowano na świecie prawie 250 tys. zgonów. SARS-CoV-2 przenosi się łatwiej niż SARS czy MERS, o czym świadczy kilkumilionowa liczba zakażeń. Zakażenie SARS-CoV-2 ma łagodniejszy charakter niż MERS, co sprzyja jego rozprzestrzenianiu się. Trzeba też pamiętać, że MERS nigdy nie stał się ludzkim wirusem, mogliśmy się nim zarazić np. od wielbłąda lub wytworzonych z niego produktów, a jego transmisja pomiędzy ludźmi jest bardzo nieefektywna.

Czy koronawirus łatwo mutuje?

Wolałbym mówić o zmienności koronawirusów niż o ich mutacji. SARS-CoV-2 to bardzo duży wirus RNA o stosunkowo sprawnym systemie naprawczym. W porównaniu do wirusa grypy zmienia się bardzo powoli, ale np. w stosunku do wirusa opryszczki – bardzo łatwo i szybko. Koronawirusy zmieniają się, a każdy wirus potomny może być inny od poprzedniego. W miarę rozprzestrzeniania się epidemii, SARS-CoV-2 coraz bardziej zmienia się u kolejnych zakażonych pacjentów, co nie oznacza, że to wpływa na jego fenotyp, czyli m.in. na chorobę COVID-19, którą powoduje. Może się okazać, że pojawi się wariant wirusa jeszcze groźniejszy dla ludzi, ale jest też szansa, że zaczniemy mieć do czynienia z wersją mniej zjadliwą, co moim zdaniem jest bardziej prawdopodobne.

Czy przy kolejnej fali epidemii, zakładając, że taka nastąpi, SARS-CoV-2 może być zupełnie inny od tego, z którym obecnie mamy do czynienia?

Nie należy tak zakładać. Wprawdzie SARS-CoV-2 zmienia się tak jak każdy organizm, ale trudno powiedzieć, czy za kilka miesięcy będzie zupełnie inny. Przede wszystkim nie powinniśmy oczekiwać kolejnej fali epidemii, bo jeszcze nie zeszliśmy z tej pierwszej. Cały czas znajdujemy się w fazie epidemicznej, a to, co widzimy w statystykach zachorowań i zgonów, to efekt wprowadzenia obostrzeń na całym świecie. To one wpłynęły na zmniejszenie się intensywności kontaktów międzyludzkich, a w efekcie zmniejszyły transmisję wirusa.

Czym różni się wirus stwierdzony w Wuhan od tego w Lombardii czy w Polsce?

Na ten moment, poza niewielkimi zmianami w genomie, niczym szczególnym, a przynajmniej nie ma na to dowodów. Bazy danych pokazują zmienność genomu, ale dziś jeszcze nie odważę się korelować genotypu z fenotypem.

Wiele osób powtarza, że przede wszystkim trzeba czekać na wynalezienie szczepionki. Czy słusznie?

Na razie jakichś specjalnych alternatyw nie mamy, ale warto pamiętać, że wynalezienie szczepionki może potrwać dłużej, niż wszyscy przypuszczają, a kiedy wreszcie się ona pojawi, może nie spełnić pokładanych w niej oczekiwań. Nie można trwać bezczynnie, należy wdrażać w życie różne strategie, bo w przeciwnym razie nie zabije nas koronawirus, lecz ekonomia.

Kiedy zostanie opracowana szczepionka?

Może to nastąpić jeszcze w tym roku, choć to bardzo trudne. Nawet jeśli się uda, to do końca roku nie będzie jeszcze dostępna na rynku.

Czy testy genetyczne wykonywane metodą RT-PCR mogą nie wykrywać obecności koronawirusa?

To nasz złoty standard, w tej chwili nie mamy nic lepszego. Każdy test może być zawodny. Jeśli próbka została źle pobrana albo jest w niej zbyt mało wirusa, możemy otrzymać wynik fałszywie negatywny.

Jakie nadzieje wiąże pan z eksperymentalną metodą polegającą na, mówiąc w pewnym uproszczeniu, przetaczaniu osocza z krwi ozdrowieńców?

W obliczu braku szczepionki wydaje się to jednym z lepszych pomysłów radzenia sobie z zagrożeniem epidemicznym. Prawdopodobnie ta terapia zmniejszy śmiertelność. Pełnych wyników badań klinicznych jeszcze nie widziałem, ale śmiem podejrzewać, że efekty mogą być dosyć dobre.

Czy jest możliwe nabycie odporności wobec SARS-CoV-2?

Moim zdaniem, tak. Analizując surowicę wielu pacjentów, którzy przeszli zakażenie, obserwuje się przeciwciała neutralizujące. Trzeba jednak mieć na uwadze, że ich pojawienie się prawdopodobnie zależy od stopnia choroby COVID-19 i u lżej chorych odporność może się nie pojawić. Pozostaje też pytanie, jak długo się ona utrzymuje u osób, które ją nabyły i jakie korzyści zdrowotne odniosą z tego w kolejnym sezonie.

Kilka tygodni temu pana zespół przy współpracy z naukowcami z kilku ośrodków opracował substancję, która hamuje zakażenie koronawirusem. Na czym polega to odkrycie?

Chodzi o N-(2-hydroksypropyl)-3-trimetylamonowy chlorek chitozanu (HTCC). Potwierdziliśmy jego niską toksyczność w warunkach laboratoryjnych, a testy wykazały skuteczność w warunkach in vitro i ex vivo. Musimy jeszcze przejść przez proces badań udowadniających, że substancję można bezpiecznie podać pacjentom. Dopiero wtedy przekonamy się, czy ona faktycznie działa.

Co pan sądzi o opiniach, jakoby nowy koronawirus mógł zostać wyhodowany w laboratorium?

To niedorzeczne. Ani Chiny, ani USA nie mają wiedzy i umiejętności, żeby stworzyć takiego wirusa np. jako broń biologiczną. Niektórzy dywagują o ucieczce koronawirusa z laboratorium, ale niezwykle łatwo się takie opinie wygłasza, choć nie można ich udowodnić. Transmisja wirusów odzwierzęcych jest rzeczą naturalną, wielu specjalistów spodziewało się przeniesienia groźnego koronawirusa na człowieka.

Czy SARS-CoV-2 może przenosić się na przesyłkach pocztowych?

Koronawirusy mogą przenosić się na wszystkim. Wiadomo, że poza organizmem gospodarza są w stanie przeżyć od kilkunastu minut do nawet kilkunastu dni. To, jak długo pozostaną zakaźne, zależy m.in. od temperatury i wilgotności materiału, na którym się znajdują, czy warunków przechowywania.

Jakie efekty przynosi dezynfekcja przestrzeni publicznych?

Z badań przeprowadzonych przez Małopolskie Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego wynika, że po rozpoczęciu systematycznej dezynfekcji przestrzeni miejskich w Krakowie spadła liczba miejsc, w których stwierdziliśmy obecność koronawirusa. Działania podejmowane przez władze miasta w marcu i kwietniu odniosły zatem jakiś skutek. Oczywiście można dyskutować nad formą takiej dezynfekcji, np. że powinna być ukierunkowana na urządzenia lub przedmioty, z którymi styczność ma dużo osób.