Porozumienie Rezydentów chce zmiany standardów kształcenia
Ministerstwo Zdrowia zapowiada prace nad nowymi standardami kształcenia na kierunkach medycznych. Sami lekarze również potwierdzają, że te, które pozostawił w spadku poprzedni rząd, nie zapewniają odpowiednio wysokiej jakości.
Kwestię standardów kształcenia bardzo mocno akcentuje Porozumienie Rezydentów OZZL. Podczas majowego posiedzenia sejmowej podkomisji ds. nauki i szkolnictwa wyższego jego przedstawiciele prezentowali opublikowane w marcu stanowisko, które poparło ponad 60 organizacji – w tym wiele organizacji pacjentów (m.in. Rada Organizacji Pacjentów przy Ministrze Zdrowia) i lekarskich towarzystw naukowych.
„Degradacja kształcenia na kierunku lekarskim ma charakter wieloaspektowy. Szeroko dostrzeżonym problemem jest otwarcie od bieżącego roku akademickiego 14 kierunków lekarskich, z których dziewięć uzyskało negatywną opinię Polskiej Komisji Akredytacyjnej” – napisali we wstępie młodzi lekarze, podkreślając, że większość nowo otwartych kierunków nie ma zasobów kadrowych ani infrastrukturalnych, aby kształcić lekarzy na akceptowalnym poziomie. Olbrzymim problemem jest „dewastacja w zakresie legislacji, wymogów i standardów nauczania”.
W swoim stanowisku rezydenci skupili się przede wszystkim na liczebności grup klinicznych. „W czasie studiów lekarskich, tradycyjnie na latach 3-6, odbywają się praktyczne zajęcia kliniczne. Podczas nich studenci pod okiem prowadzących uczą się zbierania wywiadu, badania fizykalnego oraz funkcjonowania oddziału we wszystkich dziedzinach medycyny. Dotychczas standardem była nauka w grupach liczących maksymalnie 6 osób. Jest to dostatecznie mała liczba osób, by zapewnić jakość kształcenia oraz komfort i bezpieczeństwo pacjentom” – czytamy w stanowisku.
Zmiany od nowego roku
Taka liczebność grup zaczyna jednak odchodzić do lamusa za przyzwoleniem decydentów. Krótko przed październikowymi wyborami zostały opublikowane przez MEiN opracowane przy współpracy z Ministerstwem Zdrowia nowe standardy jakości kształcenia, w których nie określono liczebności grup do 5. roku włącznie, natomiast na 6. roku grupy mogą być pięcioosobowe, lecz w wyjątkowych przypadkach zwiększone do ośmioosobowych.
Problem polega na tym, że nie wiadomo, jak rozumieć określenie „wyjątkowy przypadek”. Zmiany te wejdą w życie z początkiem roku akademickiego 2024/2025. „W naszej opinii praktyczne zajęcia kliniczne muszą być prowadzone w grupach maksymalnie sześcioosobowych. Uczelnie niebędące w stanie spełnić tego warunku nie zapewnią odpowiedniej jakości kształcenia w obszarze nauk klinicznych i nie powinny prowadzić kierunku lekarskiego” – ocenia PR OZZL.
Dlaczego właśnie liczebność grup klinicznych rezydenci potraktowali priorytetowo? Sebastian Goncerz, przewodniczący PR OZZL, podkreśla dwa główne powody. Po pierwsze, jakość kształcenia. Po drugie, bezpieczeństwo i godność pacjentów. – Jest ogromna różnica między sytuacją, w której w badaniu pacjenta uczestniczy czterech studentów, a taką, gdy oprócz specjalisty jest jeszcze osiem innych osób. Nie można się uczyć, obserwując badanie zza pleców kolegi – mówi nam obrazowo Goncerz.
Dziesięcioosobowe grupy kliniczne to aberracja, do której nigdy nie powinno dojść dla dobra studentów, ale też przez wzgląd na pacjenta. – Jeśli ta osoba, chora, czasami cierpiąca, wyraża zgodę, by przyszli lekarze mogli się uczyć, należą się jej warunki pozwalające zachować godność, ale też minimalizować ryzyko. Im więcej osób wejdzie do gabinetu czy stanie przy szpitalnym łóżku, tym wyższe ryzyko epidemiczne – przypomina lider rezydentów.
Stanowisko młodych lekarzy podzielają poproszeni o komentarze eksperci. Sebastian Goncerz tłumaczy, że organizacja zwróciła się do specjalistów pediatrii, psychiatrii, chirurgii, ginekologii oraz intensywnej terapii – dziedzin, w których zachowanie najlepszych możliwych warunków, w jakich badany i leczony jest pacjent, ma szczególne znaczenie.
Komfort pacjenta też się liczy
– Praktyczne nauczanie psychiatrii powinno odbywać się w jak najmniejszych grupach studenckich, liczących od dwóch do sześciu osób. Diagnostyka w psychiatrii opiera się przede wszystkim na wywiadzie oraz obserwacji pacjenta. Z jednej strony student musi mieć możliwość przeprowadzenia rozmowy z chorym, a z drugiej pacjent musi mieć zapewniony komfort i intymność kontaktu. Spotkanie z dużą grupą może generować lęk chorego i niechęć do ujawniania swoich przeżyć – oceniła prof. dr hab. Dominika Dudek, kierowniczka Katedry Psychiatrii i Kliniki Psychiatrii Dorosłych Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego.
– Maksymalna dopuszczalna liczba studentów w grupie ćwiczeniowej na zajęciach klinicznych nie powinna przekraczać 5–6 osób. W idealnych warunkach nauczyciel akademicki prowadzący kliniczne zajęcia praktyczne (zwłaszcza na 5. i 6. roku) powinien sprawować opiekę nad jedno-, dwuosobową grupą studencką. Zapewnienie takich standardów kształcenia na kierunku lekarskim powinno być bezwzględnym priorytetem, o ile naszym prawdziwym celem jest edukacja dobrze wyszkolonej kadry medycznej – skomentował stanowisko PR OZZL prof. dr hab. Mirosław Wielgoś, kierownik Kliniki Położnictwa i Perinatologii Państwowego Instytutu Medycznego MSWiA.
Prof. dr hab. Wojciech Szczeklik, kierownik Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii, 5 Wojskowy Szpital Kliniczny z Polikliniką w Krakowie, podkreślił, że zajęcia kliniczne „to nie tylko nauczanie poprawnego zbierania wywiadu i przeprowadzania badania fizykalnego, ale także, a może przede wszystkim, nauka odpowiedniego podejścia i rozmowy z chorym, rozwijanie wrażliwości i empatii – wartości, które kształtują postawę przyszłych lekarzy”. Jest oczywiste, że im większa liczebność grupy, tym szansa na naukę mniejsza, a w skrajnych przypadkach wręcz żadna.
W podobnym duchu wypowiedzieli się prof. dr hab. n. med. Jerzy Sieńko, konsultant wojewódzki w dziedzinie chirurgii ogólnej dla województwa zachodniopomorskiego oraz prof. dr hab. Marcin Tkaczyk, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Nefrologii Dziecięcej, kierownik Kliniki Pediatrii, Immunologii i Nefrologii Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
Prosektorium na drugim końcu Polski
Jednak nie tylko poproszeni przez PR OZZL eksperci wykazali się jednomyślnością. Podczas przywołanego już posiedzenia sejmowej podkomisji prof. Marcin Gruchała, rektor GUMed, przewodniczący KRAUM, podkreślał, że standardy trzeba zmienić, poprawić – ale również uszczegółowić i doprecyzować, żeby nie było pola do interpretacji.
– Przez dwieście lat nauczania medycyny nikomu nie przyszło na myśl, że można kształcić lekarzy bez dostępu do prosektorium – argumentował. Kwestia dostępu do prosektoriów jest, można powiedzieć, symboliczna – i również często podnoszona m.in. przez Porozumienie Rezydentów. Nie bez powodu, bo anatomia ma fundamentalne znaczenie dla całego procesu kształcenia przyszłych lekarzy, a posiadanie – bądź nie – prosektorium jest częścią większego problemu.
Sebastian Goncerz, pytany na jakie inne kwestie, poza liczebnością grup, młodzi lekarze chcą zwrócić uwagę decydentów, wskazuje na zajęcia symulowane, a konkretnie fakt, że na pierwszych pięciu latach kierunku lekarskiego standardy nauczania wyznaczają jedynie dolny limit godzin zajęć praktycznych, które mają być zrealizowane w takiej formie. To 5 proc. – To oznacza, że wszystko ponad to, również 80-90 proc., jest zgodne ze standardami kształcenia – podkreśla przedstawiciel młodych lekarzy.
Dopiero na 6. roku pojawia się górna granica – jest to 10 proc. Zagrożenie nie jest teoretyczne. Jak mówi Sebastian Goncerz, uczelnie, które nie mają odpowiedniej infrastruktury, sięgają po półśrodki, tymczasem standardy kształcenia muszą przed takimi scenariuszami zabezpieczać. – Kształcenie przyszłych lekarzy powinno się opierać na pracy z pacjentem, wszelkie symulacje mogą być tylko uzupełnieniem. Dlatego konieczne jest doprecyzowanie warunków infrastrukturalnych, w jakich odbywają się zajęcia – również przedkliniczne.
Przykładem niech będzie anatomia. Wiadomo, że prosektorium jest podstawową infrastrukturą, którą musi posiadać uczelnia, jeśli chce prowadzić kierunek lekarski. Brak prosektorium zawsze oznacza, że duża część, a nawet większość zajęć realizowana jest za pomocą modeli lub stołów wirtualnych. – Takie pomoce mogą stanowić jedynie uzupełnienie. Standardy muszą określać precyzyjnie, jaki odsetek zajęć praktycznych z anatomii musi odbywać się w prosektorium – podkreśla Sebastian Goncerz.
Deklaracje nie wystarczą
Jest szansa, że postulaty środowiska lekarskiego zostaną spełnione: Ministerstwo Zdrowia zapowiada prace nad nowymi standardami kształcenia na kierunkach medycznych. – Jestem pozytywnie zaskoczony, choć pamiętajmy, że deklaracje i zapowiedzi to jedno, a realizacja – drugie. W pełni się ucieszę z zapowiedzi, gdy zmienią się w fakty – przyznaje lider PR OZZL. Goncerz duże nadzieje wiąże z zapowiedzią zmiany obu aktów prawnych, które regulują kształcenie kandydatów na lekarzy: zarówno rozporządzenia określającego standardy kształcenia, jak i ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym.
– Porozumienie Rezydentów OZZL skupiło się w ostatnim czasie na rozporządzeniu i standardach, ale gdy w poprzedniej kadencji były forsowane nowelizacje ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i wchodziły w życie kolejne liberalizacje wymogów stawianych uczelniom starającym się o zgodę na otwarcie kierunków lekarskich, również głośno protestowaliśmy – przypomina.
Małgorzata Solecka
Autorka jest dziennikarką portalu Medycyna Praktyczna i miesięcznika „Służba Zdrowia”